2008/11/03

Kto położył spółkę Max-Film

Zarząd Max-Filmu chce, by prokuratura zajęła się byłym prezesem spółki Krzysztofem Andrackim. Ten z kolei grozi procesem o pomówienie. To kulisy działającej na granicy opłacalności samorządowej spółki, która miała promować kulturę wyższą.
Max-Film to należąca w 100 proc. do samorządu województwa spółka zarządzająca kinami. Dostała od państwa gigantyczny majątek. Prócz znakomitych warszawskich kin, m.in. Relaksu, Skarpy, Warsa, Luny, dostała nieruchomości, przeważnie kinowe, na wschodzie Polski. W założeniu ma promować kulturę, zwłaszcza tę wyższą. Jednak w ostatnich latach jej działalność kojarzyła się raczej z branżą deweloperską. - A teraz przez złą politykę nowego zarządu firma straci przeszło 100 mln zł i będzie miała poważne kłopoty - ostrzega Krzysztof Andracki, były prezes Max-Filmu z rekomendacji PO.
Prezes do prokuratury
Za jego kadencji spółka sprzedała działki z kinami w doskonałych lokalizacjach. Pod młotek poszły nieruchomości w ścisłym centrum: Relax i Skarpa. Niedługo potem ich los podzielił Wars rynku Nowego Miasta.- Z działalności podstawowej, czyli ze sprzedaży biletów Max-Film miał w ostatnich latach straty sięgające 6 mln zł rocznie - podkreśla Lech Jaworski, obecny prezes spółki.
Obrót nieruchomościami łatał budżet Max-Filmu. Na dodatek spółka pod rządami Andrackiego postanowiła sprawdzić się na trudnym rynku Multipleksów. Nowe biznesy lokowała głównie poza Warszawą. Wynajęła i wyposażyła multiplex w Tychach, kolejne dwa buduje w Siedlcach i Płocku. Budżet tych dwóch ostatnich inwestycji sięga 55 mln zł. Nowe kina na Mazowszu finansowane są głównie z kredytu.- Max-Film nie będzie w stanie go spłacić, bo zrezygnował z projektów które miały przynieść tej spółce dochód - ostrzega Krzysztof Andracki.
Andracki, dziś szef rady nadzorczej PAP, odszedł z Max-Filmu rok temu. Jak mówi, nie mógł dogadać się reprezentantami PSL w radzie nadzorczej. Wieloletnią szefową rady jest Lidia Rudzka, zaufana Adama Struzika (PSL), marszałka Mazowsza.Twierdzi, że prowadziła nieprzyjazne mu działania. I daje przykład: - Poleciła zamówienie audytu spółki za 140 tys., który rzekomo przedstawia działalność mojego zarządu w złym świetle. Nikt mi go nie pokazał. Ale wiem, że rada nadzorcza skierowała wniosek do prokuratury, która ma ścigać rzekomą niegospodarność, jakiej się w Max-Filmie dopuściłem.
Potem dodaje z satysfakcją: - Prokuratura nie wszczęła dochodzenia. Czekam na uprawomocnienie tej decyzji i założę przeciwko radzie Max-Filmu sprawę w sądzie o pomówienie.Wypowiedzenie było gotoweLidia Rudzka przyznaje, że prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa, ale to nie koniec: - Spółka odwołała się od tej decyzji. Nadal uważamy, że działalność poprzedniego zarządu szkodziła naczelnemu dobru. A jest nim dobro spółki.
Pytamy o wyprzedaż i likwidację kolejnych kin. Jak się okazuje, ta polityka radzie nadzorczej Max-Filmu nie przeszkadzała. Lidia Rudzka wyjaśnia, że wyprzedaż miała poważny atut: pieniądze z obrotu nieruchomościami zasilały budżety dwóch multipleksów na Pradze-Północ i w Płocku. - Był to więc motyw szerszy, zgodny ze strategią spółki - mówi.
Obserwacja, której jak zapewnia Rudzka, poddany był Andracki i jego ludzie dotyczyła szczegółów transakcji: sprzedaży i dzierżawy naszych nieruchomości w Warszawie. - Gdyby nie działania rady, to z Relaksu mielibyśmy ok. 8 mln zł mniej. Kolejne 2,3 mln zł stracilibyśmy w przypadku Warsa - mówi Rudzka. - Pan Andracki przez trzy lata nie informował nas o umowie przedwstępnej na sprzedaż tego kina. Gdy w 2007 r. dowiedzieliśmy się o tym, zażądaliśmy renegocjacji ceny.Rudzka zapewnia, że nawet bez audytu Andracki straciłby posadę prezesa. Płacąc 140 tys. zł za audyt rada nadzorcza chciała mieć fachową ocenę. - Potwierdził nasze wcześniejsze ustalenia kontrolne. Zarząd Andrackiego stracił zaufanie. Wypowiedzenie dla prezesa było gotowe. Tyle że tego samego dnia zwolnił się sam i natychmiast rozchorował na kilka miesięcy - opowiada pracownik Max-Filmu proszący o zachowanie anonimowości.
Doktor prawa i polonista
Krzysztof Andracki uważa się za rzutkiego menedżera i ofiarę politycznych układanek, za którymi stoją ludzie PSL-owskiego marszałka Adama Struzika. - Były naciski, bym zatrudniał ludzi wskazanych przez panią Rudzką - ujawnia.
Opowiada z dumą o swoich zdolnościach, np. o tym, że osobiście zdecydował o nazwie marki, którą Max-Film miał podbić rynek multipleksów. W Warszawie jest to Nove Kino Praha.Skarpę i Warsa sprzedał, ale deweloperzy zobowiązali się, że w apartamentowcach, które postawią na miejscu kin, będą też sale kinowe.
- Niestety, obecny zarząd wycofał się z tych zapisów i pozbawił firmę przyszłych zysków - narzeka.
Lech Jaworski obecny prezes Max-Filmu mówi: - A znają państwo szczegóły? To miały być ekskluzywne kina na kilkadziesiąt osób. Rozumiem, że pan Andracki wyobrażał sobie, jak to mieszkańcy apartamentowców spotykają się tam wieczorami, by przy szklaneczce whisky oglądać ambitne kino koreańskie. Wolne żarty. Zapisy w umowach miały być alibi do wyprzedaży majątku Max-Filmu.
Za niewybaczalny błąd obecnych władz spółki Andracki uważa wypowiedzenie umowy spółce mającej prowadzić przykinowe fitnesy w Płocku i Siedlcach. Max-Film pod obecnym kierownictwem zrezygnował też z planowych inwestycji w Bydgoszczy i Kołobrzegu. Jak wylicza Andracki, tymi ruchami firma pozbawiła się przeszło 110 mln zł, które miały trafić na jej konto w ciągu najbliższych 10 lat.
- A te pieniądze miały iść na spłatę kredytów - tłumaczy były prezes. - Nie wiem, jak teraz Max-Film spłaci długi, ale czego się spodziewać skoro zarządza nim prawnik bez menedżerskiego doświadczenia? - mówi o Jaworskim.
- Jestem doktorem nauk prawnych - przedstawia się obecny prezes Lech Jaworski. - Pracowałem w radzie nadzorczej TVP przed dwie kadencje, kierowałem prawnikami w Polskiej Agencji Informacyjnej. A polonista Krzysztof Andracki? Jakie ma doświadczenie w kierowaniu spółkami? Max-Film był pierwszą, którą prowadził. Z jakim efektem. Widać.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Jan Fusiecki, Iwona Szpala

Brak komentarzy: