2007/06/28

Partyjna kasa bardzo łatwa do wzięcia

Warszawska prokuratura bada finanse LPR. Ci sami śledczy sprawdzają też rozliczenia PO. W obu przypadkach to wynik publikacji prasowych.
Liderzy LPR Roman Giertych i Wojciech Wierzejski podkreślają, że sprawozdania finansowe ich partii są badane przez Państwową Komisję Wyborczą, która nie dopatrzyła się nieprawidłowości. Już jednak na początku czerwca działacz LPR na Mazowszu Marian Brudzyński domagał się od Giertycha powołania wewnątrz partyjnej komisji, która skontrolowałaby dokumenty finansowe. Apel w tej sprawie miało podpisać przeszło 70 działaczy z Mazowsza.
Słupy, krzaki i fałszywki
Mechanizm wyciągania pieniędzy z partyjnej kasy LPR przez działaczy tej partii opisała wczorajsza "Gazeta Wyborcza". Chodzi m.in. o zlecanie fikcyjnych umów o dzieło i wypłacanie na ich podstawie pieniędzy, zawieranie umów z firmami krzakami i fałszowanie dokumentów. Według dziennika Liga w ciągu ostatnich dwóch lat wydała ponad milion złotych na różne ekspertyzy i analizy. Zdecydowana większość tych pieniędzy trafiła do działaczy Młodzieży Wszechpolskiej i młodych LPR-owców. "Gazeta" twierdzi, że część ekspertyz w ogóle nie powstała.
Nadzór zbyt słaby
Czy kontrole PKW mogły nie wykryć takich nieprawidłowości? Zdaniem Grażyny Kopińskiej, szefowej programu "Przeciw korupcji" Fundacji Batorego, PKW kontroluje finansowe sprawozdania partii wyłącznie pod względem formalnym i księgowym.
- Nadzór nad wydatkowaniem pieniędzy publicznych jest niedokładny -mówi Kopińska. -Wystarczy, że bilans wychodzi na zero, a pieniądze są wydawane na cele określone w ustawie, aby sprawozdanie zostało przyjęte.
Można np. oddać sprawozdanie z kampanii prezydenckiej, nie dołączywszy ani jednego rachunku za transport, i PKW je przyjmie, choć trudno sobie wyobrazić ogólnopolską kampanię, którą kandydat prowadzi, nie ruszając się z miejsca. - Partie wiedzą, że jeżeli sprawozdanie jest nieprawdziwe w sposób mało nachalny, zostanie przyjęte -dodaje Kopińska.
Media nieraz informowały o nadużyciach i nieprawidłowościach w rozliczaniu partyjnej kasy. W ubiegłym roku tygodnik "Newsweek" napisał o wyciąganiu pieniędzy PO przez dwóch młodych działaczy. Metoda identyczna, jak opisana przy okazji LPR: podstawiano ludzi do przeprowadzenia fikcyjnych transakcji. Figuranci brali pieniądze za nic, by następnie dzielić się nimi z zaradnymi kolegami. Również w tej sprawie prokuratura prowadzi śledztwo.
Zarobek dla żony
Ten sam tygodnik ustalił, że 90 procent plakatów w kampanii Lecha Kaczyńskiego wydrukowała jednoosobowa firma bez stałej siedziby, która zarobiła na tym kontrakcie ok. 15 proc. więcej, niż wynosiły obowiązujące stawki rynkowe.
"Przekrój" zaś opisał współpracę komitetu wyborczego Donalda Tuska z agencją reklamową żony Grzegorza Schetyny, ARRS EFFECTICA. Komitet Tuska dostał od firmy prawa autorskie do materiałów wyborczych za darmo (a były warte 6,5 tys. zł) i jednocześnie zlecił jej przygotowanie kampanii wyborczej Schetyny za ok. 60 tys. zł.
ELIZA OLCZYK, biw, asop
Źródło: Rzeczpospolita

Jeszcze o Lechu Jaworskim


Niedługo Lech Jaworski cieszył się zaufaniem władz partii. Radni nie wytrzymali. Co to oznacza? Tylko tyle, że na naszych oczach rozgrywa się walka pomiędzy różnymi frakcjami w PO. Tym razem Gronkiewicz-Waltz przegrała. I to z kim: Kidawą-Błońską! Oj kiepsko z Panią Hanią!
Szkoda tylko, że żadne medium nie podnosi faktu, iż nową przewodniczącą rady miasta została żona najbliższego współpracownika Tuska, Rafała Grupińskiego (Ewa Malinowska-Grupińska - na zdjęciu, foto Robert Gardziński - Rzeczpospolita), posła ziemi kaliskiej! Toż to nepotyzm w czystej formie! O tym można przeczytać w Gazecie i Rzeczypospolitej.



Szef Rady Warszawy zrezygnował
Dominika Olszewska
2007-06-28
Lech Jaworski (PO), przewodniczący Rady Warszawy, karnie i lojalnie wykonywał polecenia prezydent Warszawy, ale lekceważył radnych własnej partii. We czwartek zapłacił za to utratą stanowiska.
Nie jest tajemnicą, że Lech Jaworski (PO), dr prawa, były członek KRRiT, uważany za człowieka Hanny Gronkiewicz-Waltz (PO), nie cieszył się sympatią wśród radnych swojej partii. - Bez dyskusji wykonywał polecenia prezydent Warszawy, a Hanna Gronkiewicz-Waltz kompletnie się z nami nie liczyła. Podejmowała decyzje bez partyjnych konsultacji. Dała nam rolę maszynek do przegłosowywania pomysłów zarządu miasta. W polityce tak nie można - żali się radny PO, niezadowolony ze stylu rządzenia prezydent Warszawy.

Czarę goryczy przelały forsowane przez otoczenie prezydent tzw. wrzutki, czyli projekty uchwał, które bez konsultacji z radnymi pojawiały się tuż przed obradami plenarnymi.

Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, na czele rebeliantów stanęła Małgorzata Kidawa-Błońska, posłanka PO i szefowa warszawskiej organizacji. Na jej polecenie od kilku dni wyznaczeni działacze jeździli po domach radnych, by zbierać podpisy pod wnioskiem o odwołanie Lecha Jaworskiego. Ostatecznie poparło go 22 z 27 radnych PO w radzie miasta. - Konflikt narastał. Trzeba go było odważnie przeciąć - mówi radny Paweł Czekalski, szef klubu PO w radzie miasta.

Jaworskiemu próbowali pomóc współpracownicy Gronkiewicz-Waltz. W środę do późnych godzin nocnych próbowali przekonać radnych do wycofania odwołania. Bezskutecznie. Wczoraj rano podczas zebrania klubu PO zapadła decyzja. Lech Jaworski sam zgodził się odejść. Oficjalny powód - brak komunikacji klubu radnych z gabinetem prezydent Warszawy. Nie miało znaczenia to, że szefem klubu jest radny Paweł Czekalski, a nie Lech Jaworski.

Podczas wczorajszej sesji powiedział krótko: - Rezygnuję z powodów osobistych. Pozostałe klubu uznały ten wniosek za wewnętrzną sprawę PO i zagłosowały za odwołaniem szefa rady.-

Potrzebna była zmiana na tym stanowisku - komentowała wyniki głosowania Małgorzata Kidawa-Błońska.

Walkę o fotel szefa rady miasta przegrał kandydat opozycyjnego PiS Wojciech Starzyński. Nową szefową rady została Ewa Malinowska-Grupińska (PO), z wykształcenia inżynier sanitarny i dziennikarka, prywatnie żona posła Platformy Rafała Grupińskiego, jednego z najbliższych współpracowników Donalda Tuska.

- Liczę na dobrą współpracę z prezydent Warszawy. Wrzutek tolerować nie będę - zapowiedziała nowa szefowa Rady Warszawy.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna

http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34862,4264858.html


Wymiana szefa rady
- Rezygnuję z powodów osobistych - oświadczył wczoraj szef Rady Warszawy Lech Jaworski (PO), choć wszyscy wiedzieli, że do dymisji zmusiły go władze Platformy

Gdy radni schodzili się na sesję, nie wiedzieli jeszcze, jaką decyzję podjął przewodniczący rady. Tajny plan PO - zaakceptowany w środę wieczorem przez władze powiatowe partii - przewidywał, że jeśli Lech Jaworski nie zgodzi się na dymisję, zostanie odwołany. Jako jedyni napisaliśmy o tym we wczorajszej "Rz". Ostatecznie po porannym spotkaniu klubu PO z partyjnymi zwierzchnikami (posłami Małgorzatą Kidawą-Błońską i Andrzejem Halickim) Jaworski postanowił ustąpić. Wyjaśnił, że ze względów osobistych. I nie chciał rozmawiać z dziennikarzami.
- Nie mam nic do powiedzenia - powtarzał tylko zdenerwowany i wyraźnie przybity.
Pierwsza szefowa w historii
Radni rezygnację Jaworskiego przyjęli (39 osób głosowało za, pięć przeciw, dziewięć wstrzymało się od głosu) i powołali pierwszą w historii stołecznego samorządu szefową Rady Warszawy Ewę Malinowską-Grupińską. Ma 50 lat, kończyła inżynierię sanitarną i wodną na Politechnice Warszawskiej oraz studia dziennikarskie. Pracowała m.in. w "Mojej Fantastyce", apotem w wydawnictwie Prószyński i S-ka. Była prezesem Polskiej Izby Książki. W radzie kierowała komisją rozwoju gospodarczego. W partii jest od pół roku, jej mąż jest posłem PO.
Nowa przewodnicząca zapowiedziała stanowczo: - Liczę na lepszą współpracę z miastem i panią prezydent. Nie będę tolerować żadnych "wrzutek" na sesję, tak jak nie akceptowałam tego w komisji. ("wrzutki" to przygotowane w ostatniej chwili projekty uchwał, które na życzenie prezydenta trzeba w pośpiechu rozpatrzyć na sesji).
To znamienna deklaracja, bo właśnie uległość Lecha Jaworskiego wobec ratusza była jedną z przyczyn jego wymiany. Postrzegany był przez część rajców jako zbyt posłuszny wykonawca poleceń i wskazań Hanny Gronkiewicz-Waltz. Tymczasem radni postanowili walczyć o prestiż i postawić się prezydenckim urzędnikom. Zbierali podpisy pod listą za odwołaniem szefa rady. Ostatecznie tylko 5 z 27 radnych PO jej nie podpisało.
Biuro rady ma się teraz stać sitem dla forsowanych przez ratusz pomysłów, które nie zawsze zgadzały się z wolą rajców PO.
-W Warszawie ma rządzić Platforma, a nie ludzie ściągnięci do ratusza ze Szczecina, Krakowa czy Płocka - mówiono w kuluarach. Nieoficjalnie. Bo oficjalnie żadne zarzuty nie padły. A wręcz odwrotnie - Jaworski na odchodne dostał kwiaty i podziękowania od szefa klubu PO Pawła Czekalskiego.
- Przed chwilą przystawiał Jaworskiemu pistolet do głowy, a teraz kwiaty i buzi -komentowali sytuację współpracownicy byłego przewodniczącego.
Prezydent traci wpływy
Dyplomatycznie wypowiadała się wczoraj szefowa warszawskiej PO Małgorzata Kidawa-Błońska, która w środę namawiała przewodniczącego do odejścia: - Lech Jaworski przez pół roku wykonał dobrą i trudną robotę w momencie proceduralnej walki o mandat pani prezydent, a teraz jest czas przygotowań do Euro i potrzeba już nie polityki, a spokojnej pracy - wyjaśniała. A pan Jaworski... Ma duży potencjał. Być może dostanie inne zadanie - zapowiedziała. Dopytywana przez "Rz" jakie, odparła tylko: - Jest na przykład świetnym specjalistą od mediów...
Koalicyjni LiD bez sprzeciwu przyjęli decyzję PO o wymianie szefa. - Lech Jaworski był solidnym przewodniczącym, ale skoro PO uznała, że nie zapewniał wystarczającego kontaktu rady z panią prezydent, to szanujemy wolę wymiany i ją poparliśmy - stwierdził szef LiD Tomasz Sybilski. I ocenił: - Wyraźnie mamy do czynienia z ofensywą politycznych struktur Platformy.
Samorządowcy PiS ocenili ruch PO jako zagranie taktyczne. Ich zdaniem odsunięcie Jaworskiego to znak, że w Radzie Warszawy do głosu dochodzi środowisko sekretarza generalnego PO Grzegorza Schetyny, a Gronkiewicz-Waltz wyraźnie traci wpływy.
- Od dawna mieliśmy zastrzeżenia do sposobu prowadzenia sesji przez Jaworskiego, więc nie ubolewamy. Mam nadzieję, że zmiana przewodniczącego wyjdzie radzie na dobre -mówią działacze PiS.
Tymczasem prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz uznała, że roszady w prezydium rady to wewnętrzna sprawa samorządowców. Wyjechała na kilka dni do Rzymu. Nie broniła Jaworskiego.
IZABELA KRAJ

Źródło: Rzeczpospolita

Kombinacje przy konkursach

Pani Prezydent wciąż nie rozstrzyga konkursów na dyrektorów biur. Dalej jest problem z Biurem Edukacji. P.o. dyrektora biura edukacji Jolanta Lipszyc... zresztą lepiej przeczytać artykuł w Życiu Warszawy.
Kto teraz będzie kierował oświatą?
autor: MOL, rb, 2007-06-28
Ratusz jeszcze nie rozpisał konkursu na dyrektora biura edukacji. Opozycja i prawnicy uważają, że ten konkurs już powinien być rozstrzygnięty.
Edukacją zarządza pełniąca obowiązki dyrektora Jolanta Lipszyc. Jest jedną z wielu p.o. dyrektorów, którzy do warszawskiego urzędu przyszli po wyborach wygranych przez Hannę Gronkiewicz-Waltz. Nowa władza nie przeprowadziła konkursów na stanowiska dyrektorskie, choć tego wymaga prawo.
Urzędnicy przekonywali, że p.o. szefów biur zostali zatrudnieni na zastępstwo za swoich poprzedników, którzy, gdy zmieniły się władze, poszli na urlopy. Kiedy w styczniu ŻW pytało, co z konkursami, obiecywali, że będą, ale później. Na stanowisko dyrektora biura edukacji konkursu jeszcze nie rozpisano. A 30 czerwca kończy się umowa byłej dyrektor biura edukacji Lilianny Zienteckiej.
Była na urlopie, potem na okresie wypowiedzenia bez obowiązku świadczenia pracy. To ją zastępuje obecnie Jolanta Lipszyc. Czy po 30 czerwca powinna kierować biurem? Tego prawo wprost nie mówi. – Ale skoro wiadomo było, że umowa poprzedniej dyrektor się kończy, należało rozpisać konkurs na jej stanowisko – uważa Anna Wojciechowska z Fundacji Batorego.
Ratusz się broni. – Nie mogliśmy tego zrobić, bo formalnie funkcję wciąż obejmowała pani Zientecka. A my możemy prowadzić rekrutację jedynie na wolne etaty – mówi Jarosław Jóźwiak z gabinetu prezydent.
I dodaje, że tak naprawdę to Jolanta Lipszyc nie zastępuje Zienteckiej, ale innego pracownika biura, który jest na urlopie. A na p.o. dyrektora biura „została oddelegowana”.
– Przepis głosi, że na wolne stanowiska nabór powinien być konkurencyjny i otwarty. Nie można do niego podchodzić w mechaniczny sposób, trzeba kierować się zdrowym rozsądkiem. Nie wiem, co stało na przeszkodzie, by konkurs ogłosić wcześniej – mówi Wojciechowska.
Opozycja podejrzewa, że przeszkodą był fakt, iż Jolanta Lipszyc miałaby kłopot, by taki konkurs wygrać, bo nie pracuje jeszcze odpowiednio długo w samorządzie. Jarosław Krajewski, radny PiS, ma wątpliwości, czy po 30 czerwca może ona nadal utrzymywać funkcję p.o. dyrektora. – W wakacje trzeba podejmować decyzje np. w sprawie remontów szkół. Kto ma to robić? - pyta.
Źródło: Życie Warszawy
http://www.zw.com.pl/zw2/index.jsp?place=Lead04&&news_cat_id=245&news_id=162270&layout=1&forum_id=38237&page=text

Nowy a raczej nowa Przewodnicząca Rady Warszawy

Stało się to o czym donosiła Rzeczpospolita. Jaworski stracił stołek Przewodniczącego Rady miasta. Na jego miejsce koalicja PO i LiD (czyt. SLD) powołała żonę posła PO Rafała Grupińskiego, jednego z najbliższych współpracowników Donalda Tuska.
Czyżby miało się potwierdzić, że w warszawskiej i mazowieckiej Platformie rozpoczęła się wojna o dusze członków pomiędzy ludźmi Gronkiewicz-Waltz i Tuska?!

Malinowska-Grupińska nową przewodniczącą Rady Warszawy
28/06/2007
Przewodniczący Rady Warszawy Lech Jaworski (PO) zrezygnował ze stanowiska. Jak wyjaśnił, jego decyzja jest podyktowana "względami osobistymi". Nową przewodniczącą Rady została Ewa Malinowska-Grupińska (PO).
Za przyjęciem rezygnacji Jaworskiego głosowało 39 radnych, 5 było przeciw, a 9 wstrzymało się od głosu. Radny nie chciał odpowiadać na pytania dziennikarzy. Jaworski był przewodniczącym Rady od początku jej kadencji.
Za kandydaturą Malinowskiej-Grupińskiej w tajnym głosowaniu, głosowało 36 radnych. Drugi kandydat na stanowisko przewodniczącego, zgłoszony przez PiS Wojciech Starzyński uzyskał 12 głosów.
"Jednym z najważniejszych zadań w najbliższym czasie będzie to, by tak zorganizować prace Rady, żeby najlepiej współpracować z Ratuszem" - powiedziała PAP nowa przewodnicząca Rady.
Zdaniem Stanisława Wojtery (PiS), rezygnacja Jaworskiego to zmiana niespodziewana. "Niemniej jednak koalicja ma prawo do dokonywania tego typu roszad personalnych. Jesteśmy ciekawi co spowodowało tak nagłą zmianę" - powiedział PAP Wojtera.
Radna PO Lidia Krajewska w rozmowie z PAP podkreśliła, że rezygnacja ze stanowiska przewodniczącego Rady była podjęta wyłącznie przez Jaworskiego. "Zawsze takie rzeczy wyglądają politycznie, natomiast jest to rezygnacja osobista" - dodała.
"Klub PO, który rekomendował Jaworskiego na stanowisko przewodniczącego Rady, uznał że niewystarczający jest kontakt między Radą a panią prezydent. Była to rekomendacja PO, więc uznaliśmy, że jeżeli została ona cofnięta, to poprzemy wniosek PO" - podkreślił Tomasz Sybilski (LiD).
O tym, że władze stołecznej PO chcą odwołania przewodniczącego Rady w czwartek napisała "Rzeczpospolita" w swoim dodatku warszawskim. Lista z podpisami za odwołaniem Jaworskiego kilka dni krążyła w klubie Platformy. Wczoraj radnych obiegła wieść: jest polityczna decyzja o usunięciu Jaworskiego ze stanowiska - napisał dziennik.
Źródło: wprost.pl, PAP
http://www.wprost.pl/ar/?O=109175

Pobili policjantów, wyszli zza krat za kaucją

Zaatakowali mundurowych, są na wolności. Wrocławski radny PO Marek Ignor i były radny Paweł K.-Ż. wpłacili po 50 tys. zł kaucji. Prokuratura uważa, że to skandal. Już wcześniej zaskarżyła decyzję sądu, który - choć wsadził obu mężczyzn za kratki - pozwolił im wyjść za poręczeniem majątkowym.
"Domagaliśmy się wstrzymania decyzji sądu do czasu rozpatrzenia naszego zażalenia. Ale z tego, co wiem, obaj panowie wpłacili już kaucję i wyszli na wolność" - mówi Leszek Karpina, rzecznik Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu. Wczoraj Marek Ignor i Paweł K.-Ż. zostali aresztowani na miesiąc. Na wpłatę kaucji mieli sześć dni. Ale za kratami spędzili zaledwie dobę, bo pieniądze na konto sądu wpłynęły już dziś.
Zaczęło się w minion niedzielę ok. godz. 18.30, gdy do jednego z wrocławskich klubów fitness wezwano patrol. Obsługa narzekała na dwóch awanturujących się, podpitych mężczyzn. Kiedy mundurowi chcieli ich uspokoić, ci rzucili się z pięściami. Najpierw, nie przebierając w słowach, grozili, że wyrzucą policjantów z pracy. Potem zaczęli bić i kopać. Według "Faktu", jeden z polityków rozwalił na głowie policjanta krzesło.
Obu mundurowych i jeden z napastników - Paweł K.-Ż. - trafiło do szpitala z urazami głowy i kręgosłupa. Drugi samorządowiec - szef klubu PO we wrocławskiej radzie, Marek Ignor - noc spędził w izbie wytrzeźwień. Paweł K.-Ż. stracił już prawo jazdy za prowadzenie po pijanemu.
Zarząd Krajowy Platformy Obywatelskiej zapowiedział surowe konsekwencje dla swoich działaczy. "Radny PO Marek Ignor już został zawieszony" - powiedział dziennikowi.pl Grzegorz Schetyna, sekretarz generalny partii. I dodał, że władze partii wyjaśniają okoliczności całego zajścia.
Źródło: dziennik.pl, 28/06/2007
http://www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=14&ShowArticleId=50571

Jaworski musi odejść

Chyba czekają nas zmiany w radzie miasta stołecznego. Okazuje się, że Pan Lech Jaworski Przewodniczący rady, człowiek Gronkiewicz-Waltz i jednocześnie Wiceprezes Agencji Rozwoju Mazowsza (instytucja Sejmiku Województwa Mazowieckiego) nie zyskał poklasku wśród kolegów klubowych. Zarzutów jest kilka. Najistotniejszy to taki, że uznany został za zbyt bliskiego współpracownika Pani Prezydent! No co się porobiło - bunt załogi, czy co?!

Szef rady musi odejść
Izabela Kraj
28/06/2007
Władze stołecznej PO chcą odwołania przewodniczącego Rady Warszawy Lecha Jaworskiego. Niewykluczone, że dziś on sam złoży rezygnację. Wczoraj nie podjął decyzji.
Lista z podpisami za odwołaniem Jaworskiego (PO) kilka dni krążyła po Klubie Platformy. Wczoraj radnych obiegła wieść: jest polityczna decyzja o usunięciu Jaworskiego ze stanowiska. Nie wiadomo tylko, w jakiej formie miałoby się to odbyć -w głosowaniu czy przez zmuszenie go do rezygnacji.
Wieczorem w tej sprawie zebrał się powiatowy zarząd PO. Szefowa partii w stolicy Małgorzata Kidawa-Błońska namawiała Jaworskiego do abdykacji. Próbował oponować. Ostatecznie nie podjął decyzji i wyszedł z zebrania. - Nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia -stwierdził tylko pytany przez "Rz", czy poda się dziś do dymisji. Dlaczego tak naprawdę Jaworski będzie musiał odejść? Podziały polityczne w Klubie PO, który współrządzi dziś stolicą z LiD, nie są wyraziste. Istnieje jednak grupa radykałów przekonanych, że Rada Warszawy nie powinna być ślepym narzędziem poparcia dla działań ratusza, a Lech Jaworski postrzegany był przez większość jako wierny żołnierz Hanny Gronkiewicz-Waltz.
- Niektórzy mieli dość pracy pod dyktando gwardii pani prezydent, zwoływania pospiesznie posiedzeń komisji na jej życzenie, wrzucania w ostatniej chwili uchwał na sesje - mówią radni PO. Te nastroje podsyca rozgrywający akcję poseł Andrzej Halicki, zaufany sekretarza PO Grzegorza Schetyny. Są też w PO działacze, którzy na propozycje odwołania Jaworskiego pukają się w czoło. - Po co nam teraz zamieszanie? Co my tym udowodnimy? Że jesteśmy w sporze z prezydentem? -stwierdzają ci z zachowawczej frakcji Platformy. Dziś rano przed sesją na posiedzeniu Klubu Radnych PO ma pojawić się Schetyna i osobiście zakomunikować decyzję zarządu.
Jeśli Jaworski zrezygnuje, nowym szefem rady -pierwszy raz w historii warszawskiego samorządu -zostanie kobieta Ewa Malinowska-Grupińska. Obecnie przewodniczy komisji rozwoju gospodarczego. Wówczas w czteroosobowym prezydium rady ostałby się tylko jeden mężczyzna, Marek Rojszyk z LiD.
Źródło: Rzeczpospolita
http://www.rzeczpospolita.pl/dodatki/warszawa_070628/warszawa_a_10.html

Kronika życia Marszałka Struzika

Ciekawy artykuł zamieszcza Gazeta Stołeczna. Otóż za publiczne pieniądze koalicja PSL-LPR-PO w Województwie Mazowieckim wydaje Kronikę Mazowiecką ilustrującą dokonania władz wojewódzkich. Można się z niej dowiedzieć z kim i gdzie Marszałek Struzik i pozostali członkowie Zarządu Województwa się spotkali. Nic to, że koszt roczny wydania Korniki wynosi prawie 350 tysięcy złotych. Ważne, że dzięki temu wiemy, co dzieje się w naszym regionie.
A mnie się marzy ujrzeć w końcu Marszałka Struzika wśród łanów zboża. Cóż to będzie za widok!


Kronika dokonań marszałka Struzika
Dominika Olszewska
2007-06-28

Za pieniądze urzędu marszałkowskiego ukazuje się co miesiąc "Kronika Mazowiecka". Elegancki Folder reklamowy na kredowym papierze władz wojewódzkich z marszałkiem Struzikiem na czele.
- Informujemy obywateli o tym, co robi zarząd. Oni tego naprawdę potrzebują - zapewnia Magdalena Lewandowska, była dziennikarka "Trybuny" i redaktor naczelna "Kroniki Mazowieckiej", pisma wydawanego przez urząd marszałkowski.
Głównymi bohaterami gazety są Adam Struzik (PSL), marszałek województwa, i jego najbliżsi współpracownicy. Na przykład w ostatnim numerze marszałek tłumaczy, dlaczego nie można oszczędzać pieniędzy na Ochotniczą Straż Pożarną: "W kasie Mazowsza zawsze znajdą się pieniądze na poprawę bezpieczeństwa mieszkańców naszego województwa, bo jest to działanie, które przekłada się na wartości niewymierne - zdrowie i życie ludzkie".
Ciekawie wypowiada się też na łamach "Kroniki" Waldemar Roszkiewicz, członek zarządu województwa i były dentysta wicepremiera Romana Giertycha. Pochyla się nad warunkami, w jakich mazowieckie dzieci muszą uprawiać sport. Dodaje skromnie, że władze Mazowsza z zaangażowaniem wspierają "rozwój bazy sportowej".
"Kronika Mazowiecka" ukazuje się 11 razy w roku od 2003 r. Biuletyn wydawany jest na kredowym papierze w nakładzie 2,5 tys. egzemplarzy. Trafia do urzędów, bibliotek, muzeów, teatrów i szpitali. Roczny koszt to co najmniej 350 tys. zł.
- Oprócz rzetelnych informacji z życia obywatelskiego, dużo miejsca poświęcamy też na pielęgnowanie kultury i tradycji mazowieckiej. Piszemy o występach zespołów folklorystycznych i imprezach rolniczych - mówi z dumą Lewandowska.
Każdy numer "Kroniki" bogato ilustrowany jest zdjęciami szefa. Struzik w otoczeniu dzieci i strażaków na festynie sportowym w Płocku, z gospodarską wizytą na wystawie archeologicznej w Muzeum Ziemi Sochaczewskiej, podczas wmurowania kamienia węgielnego pod budowę kina w Siedlcach czy w Domu Kultury w Sierpcu.
Lewandowska twierdzi, że pismo jest obiektywne i nie ma nic wspólnego z propagandą polityczną. Nie ma znaczenia to, że prywatnie jest żoną Tomasza Lewandowskiego (PSL), pracownika Klubu Parlamentarnego PSL i jednego z najbliższych współpracowników Struzika, gdy ten zasiadał w Senacie. - Co ma wspólnego jedno z drugim? Do moich obowiązków należy promocja zarządu. Ale to obiektywna promocja - zapewnia Lewandowska.
- To kiedy skrytykowała pani Adama Struzika na łamach "Kroniki"?
- (Cisza)... Nie przypominam sobie czegoś takiego. Krytykę zostawiam innym gazetom - ucina.
Inaczej widzi to Jolanta Marcinkowska-Koranowicz, radna PiS w sejmiku w poprzedniej kadencji.- "Kronika" obiektywna? Wolne żarty. Tam uprawiają tylko propagandę sukcesu. W maju 2005 r. napisałam tekst krytyczny o administracji podlegającej PSL. Tekst nie poszedł - mówi była radna.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna

http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34862,4260053.html

C.d. ballady o łobuzach z Wrocławia

Media nie ustają informować o byłym i zawieszonym członku Platformy Obywatelskiej, którzy dopuścili się haniebnego pobicia stróżów prawa. A oto poniżej kolejny komunikat PAP.

Komunikat PAP
27/06/2007
Sąd Okręgowy we Wrocławiu aresztował w środę miejskiego radnego Marka Ignora (PO) i jego kolegę, b. radnego PO Pawła Kociębę-Żabskiego, podejrzanych o "naruszenie nietykalności cielesnej dwóch policjantów". Obaj mają pozostać w areszcie, dopóki nie zapłacą po 50 tys. zł kaucji. Mężczyźni nie przyznają się do winy. Grozi im do 3 lat więzienia.
Wrocławska prokuratura domagała się dla Ignora, przewodniczącego klubu PO rady miasta Wrocławia i Kocięby-Żabskiego, który poprosił dziennikarzy o podanie jego pełnych danych, oraz trzeciego podejrzanego Jana L. o areszt na trzy miesiące. Ostatecznie sąd zdecydował się ich aresztować na miesiąc, o ile do 3 lipca nie wpłacą kaucji. Ignor i Kocięba-Żabski mają wpłacić po 50 tys. zł, a Jan L. 10 tys. zł.
Jak powiedział PAP mec. Tadeusz Rossa, obrońca Ignora, 50 tys. zł jego klient wpłaci w czwartek. "Mój klient nie przyznaje się do winy i chce całą sprawę jak najszybciej wyjaśnić" - mówił adwokat. Sam Ignor, stojąc na korytarzu sądowym, skuty kajdankami, opowiadał dziennikarzom, że całe zajście z policjantami wyglądało inaczej niż przedstawia to policja i że to nie on napadł na policjantów, lecz sam został napadnięty.
Jednak ani Ignor, ani Kocięba-Żabski nie potrafili wyjaśnić PAP, dlaczego w takim razie to policjanci trafili do szpitala z obrażeniami, m.in. wstrząsem mózgu i naruszeniem kręgów szyjnych.
Ignor przyznał jednak, że "bardzo źle się stało" i żałuje, że "znalazł się w takich okolicznościach". Bez odpowiedzi pozostawił pytanie, czy nie obawia się, że jego kariera polityczna zakończyła się.
Do zdarzenia doszło w niedzielę ok. 18.00 w jednym z lokali gastronomicznych, gdzie odbywało się przyjęcie z okazji chrztu córki Kocięby-Żabskiego. Policjantów wezwała właścicielka klubu fitness, z którą jeden z mężczyzn pokłócił się. Podejrzani twierdzą, że funkcjonariusze przyjechali po dwóch godzinach od momentu wezwania, gdy sprawa była już załagodzona.
Według Ignora i Kocięby-Żabskiego policjanci byli agresywni i skuli Kociębę-Żabskiego, bo nie chciał iść z nimi do wozu policyjnego. Wtedy na pomoc leżącemu na podłodze koledze ruszył Ignor. Co było potem - podejrzani nie potrafili powiedzieć.
Zdaniem Wojciecha Wybrańca z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu, mężczyźni byli agresywni i doszło do rękoczynów, funkcjonariusze zostali uderzeni wieszakiem.
Prokuratura z kolei twierdzi, że jeden z podejrzanych kopał policjanta po głowie i twarzy. Ponadto obaj mieli - zdaniem prokuratury - grozić i ubliżać policjantom.
Funkcjonariusze musieli wezwać dodatkowy patrol, który zdołał obezwładnić Ignora. Zatrzymani nie poddali się badaniu alkotestem na obecność alkoholu w organizmie. Dopiero lekarz pobrał im krew do zbadania. Wyniki będą znane za kilka dni.
Ostatecznie prokuratura postawiła po kilka zarzutów radnemu i b. radnemu. Obaj są podejrzani o m.in. naruszenie nietykalności cielesnej policjanta i ubliżanie funkcjonariuszowi. Natomiast Jan L. jest podejrzany o utrudnianie wykonywania czynności służbowych policji.
Tuż po zdarzeniu Zarząd Krajowy PO poinformował, że "zawiesza w prawach członka partii Marka Ignora, szefa wrocławskiego klubu radnych PO, do czasu wyjaśnienia kulisów całego zajścia".
Kocięba-Żabski w grudniu 2005 r. został skazany prawomocnym wyrokiem za jazdę pod wpływem alkoholu na półtora roku w zawieszeniu na 3 lata.
Źródło: PAP

2007/06/27

Łobuzy we wrocławskiej Platformie

We Wrocławiu radni Platformy biją policjantów. Prawda, jeden to były radny wyrzucony wcześniej z PO za prowadzenie pod wpływem alkoholu, drugi - to obecny przewodniczący Klubu Radnych PO w radzie miejskiej Wrocławia. Marek Ignor, radny PO (jak podały władze PO zawieszony w prawach członka) okazał się być krewkim działaczem, któremu niestraszni są stróże prawa. Efekt jest taki, że noc spędził w areszcie a teraz ma postawione zarzuty. Prawdopodobnie straci mandat. Irytujące jest tylko pytanie: kto wpuścił go na listę PO? Wszechwładny Grzegorz Schetyna, lider i guru wrocławskich platformersów?! A listy Platformy miały być takie ... idealne!

Komunikat PAP
- Zarzuty m.in. naruszenia nietykalności cielesnej oraz znieważenia policjantów postawiła we wtorek wrocławska prokuratura przewodniczącemu klubu PO w radzie miejskiej Wrocławia Markowi Ignorowi oraz b. radnemu PO Pawłowi K.- Ż. Mężczyźni nie przyznają się do winy. Grozi im do 3 lat więzienia.
Jak poinformował PAP we wtorek rzecznik Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu Leszek Karpina, w sumie mężczyźni usłyszeli po kilka zarzutów. "Chodzi przede wszystkim o naruszenie nietykalności cielesnej policjantów, kopanie jednego z funkcjonariuszy po twarzy, oplucie drugiego oraz znieważenie policjantów. Ponadto Paweł K.-Ż. usłyszał zarzut kierowania gróźb karalnych pod adresem właścicielki klubu fitness" - powiedział Karpina.
Rzecznik dodał, że decyzja czy prokuratura wystąpi o areszt dla podejrzanych zapadnie jeszcze we wtorek, prawdopodobnie po konfrontacji podejrzanych z poszkodowanymi policjantami. "Obaj policjanci doznali licznych obrażeń, od wstrząsu mózgu po naruszenie kręgosłupa" - podkreślił Karpina.
Do napadu na dwóch policjantów doszło w niedzielę późnym wieczorem. Funkcjonariuszy wezwała właścicielka klubu fitness, do którego radny i b. radny zaszli w poszukiwaniu alkoholu. Już wtedy
- jak opowiadał PAP jeden z policjantów - wyglądali na nietrzeźwych. Gdy kobieta wyprosiła mężczyzn, Paweł K.-Ż. zaczął jej grozić.
Policja po zatrzymaniu nie zdołała zbadać ich alkotestem - mężczyźni odmówili poddania się badaniu. Pobrano od nich krew, aby ustalić zawartość alkoholu. Wyniki będą znane za kilka dni.
W grudniu 2005 r. Paweł K-Ż. został skazany przez Sąd Okręgowy we Wrocławiu prawomocnym wyrokiem na półtora roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata za prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu i próbę przekupienia policjanta.
Zarząd Krajowy Platformy Obywatelskiej poinformował w poniedziałek, że postanowił zawiesić w prawach członka partii Marka Ignora, szefa wrocławskiego klubu radnych PO, do czasu wyjaśnienia kulisów całego zajścia.
Źródło: PAP

2007/06/26

Wojna na Śląsku

PO ponosi kolejne straty. Tym razem straciła Marszałka Województwa Śląskiego Janusza Moszyńskiego. Wtajemniczeni twierdzą, że szef regionu poseł Tomczykiewicz przyłożył swą silną prawicę do dymisji czołowego działacza PO ze Śląska. A jak się patrzy na Tomczykiewicza, to takie chucherko. A ile politycznej siły ma!

Marszałek Moszyński zrezygnował z członkostwa w PO
2007-06-26
Marszałek województwa śląskiego zrezygnował z członkostwa w Platformie Obywatelskiej z powodu konfliktu z macierzystą partią, w tym z jej śląskim liderem - posłem Tomaszem Tomczykiewiczem.
"Wydarzenia ostatnich miesięcy w śląskiej Platformie Obywatelskiej budzą mój zdecydowany sprzeciw. W imię osobistych uprzedzeń przewodniczącego Tomasza Tomczykiewicza destabilizowane jest funkcjonowanie samorządu wojewódzkiego" - napisał Janusz Moszyński w piśmie przesłanym wczoraj przewodniczącemu PO Donaldowi Tuskowi.
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35063,4252201.html

2007/06/22

Platforma rządzi z LPR na Mazowszu

"Jak dentysta Giertycha został marszałkiem" - taki tytuł nosi artykuł zamieszczony w Gazecie Stołecznej 22/06/07. Fakt niezaprzeczalny jest taki, że o nominacji Waldemara Roszkiewicza zdecydowała znajomość z Giertychem, którego zęby marszałek Mazowsza leczył, ale co ciekawe, tym samym mamy na Mazowszu koalicję partii Giertycha i Tuska.

Jak dentysta Giertycha został marszałkiem
Jan Fusiecki
2007-06-22
Mazowszem rządzi koalicja PO-PSL. Ale nie oznacza, że LPR nie ma tu żadnych wpływów. Marszałek Mazowsza Adam Struzik (PSL) utrzymał w zarządzie województwa Waldemara Roszkiewicza, zaufanego Romana Giertycha, który leczył zęby jego rodzinie.

Szef urzędu marszałkowskiego i prawa ręka marszałka Struzika Waldemar Kuliński ma notes z nazwiskami wszystkich pracowników. Każda osoba ma w nim kropkę określonego koloru, dzięki której wiadomo, kto stoi za nominacją jakiegoś kierownika, inspektora czy sekretarki - mówi jeden z byłych urzędników urzędu marszałkowskiego.Mimo tej pedanterii pracę w urzędzie marszałkowskim zachowała grupa polityków powiązanych z LPR, dziś formalnie w opozycji. Choć partia Giertycha ma tylko cztery mandaty w 51-osobowej radzie Mazowsza, wiceszefem departamentu zdrowia jest wciąż Andrzej Cichocki, były radny Ligi na Pradze-Południe. LPR ma też "swoich" ludzi w departamentach organizacji i nadzoru oraz kultury.Ale najważniejsza osoba LPR w urzędzie marszałkowskim to Waldemar Roszkiewicz, członek zarządu województwa, emerytowany lekarz wojskowy, w latach 80. kierownik Garnizonowego Stomatologicznego Ambulatorium w Trzebiatowie (Zachodniopomorskie), potem pracownik kliniki Chirurgii Szczękowej Instytutu Stomatologii Wojskowej Akademii Medycznej.Odpowiada za zdrowie, czyli podlegające województwu szpitale, przychodnie i programy profilaktyczne. Rocznie samorząd Mazowsza wydaje na zdrowie przeszło 300 mln zł.
Jak szachuje Struzik
Jakim cudem polityk rekomendowany przez LPR zachował miejsce we władzach pod rządami koalicji PO-PSL? Zgodnie z ustaleniami trzy miejsca w pięcioosobowym zarządzie może obsadzić PO, a dwa (w tym marszałka) PSL. Adam Struzik stanął na czele zarządu, ale drugie miejsce przynależne ludowcom dał Roszkiewiczowi.- Bo był wdrożony w sprawy województwa. Był przecież wicemarszałkiem, gdy LPR współrządziła województwem w poprzedniej kadencji. Poza tym to gest w stronę radnych Ligi, którzy czasem głosują za uchwałami zarządu - mówi Janusz Piechociński, radny PSL.W kuluarach mówi się, że nominacja Roszkiewicza to element wyrafinowanej strategii marszałka Struzika. Roszkiewicz służy do szachowania koalicyjnego PO. - Co pewien czas pojawia się plotka, że PSL rezygnuje ze współpracy z nami i zaczyna koalicyjne rozmowy z LPR i PiS. Wielu naszych ludzi pracuje w zależnych od marszałka instytucjach i boi się takiego obrotu sprawy - mówi nam jeden z polityków PO. Podobnie sądzi wielu innych.Tę hipotezę potwierdzają skromne osiągnięcia PO w samorządzie województwa. Partia Tuska ma tu najsilniejszy klub i większość w zarządzie, ale to PSL obsadza kluczowe stanowiska. Np. ostatnio szefem Mazowieckiej Jednostki Wdrażania Programów Unijnych, która podzieli 3 mld euro dotacji przyznanych Mazowszu przez Brukselę został Edward Wroniewski, ludowiec i zaufany marszałka Struzika. Waldemar Roszkiewicz do LPR formalnie nie należy, ale przyznaje, że ta partia jest mu najbliższa, bo prawicowe treści wyraża w sposób "najbardziej wyrazisty".- Pozycja Waldemara Roszkiewicza jest w środowisku Ligi ogromna, bo leczył rodzinę samego przewodniczącego Giertycha - mówią radni województwa. - Nie tylko. Jako lekarz miałem wśród pacjentów wielu polityków - mówi Waldemar Roszkiewicz."
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34889,4243534.html

2007/06/19

Gronkiewicz-Waltz oszukała mieszkańców Białołęki

Nie trzeba było wiele czasu, by warszawiacy mogli się przekonać, jak dalekie są deklaracje Hanny Gronkiewicz-Waltz z kampanii wyborczej, od realizowanej polityki. Pani Prezydent obiecała w czasie kampanii, że nie będzie budować spalarni w Białołęce. W końcu podjęła decyzję, że jednak będzie kontynuować budowę w miejscu wyznaczonym przez poprzedników.
Skłamała? Tak, ale w Białołęce odniosła sukces wyborczy. Tym niemniej warto przybliżyć sobie dzięki Gazecie Wyborczej nastrój w jakim oczekiwali na Panią Prezydent mieszkańcy Białołęki po uzyskaniu informacji o decyzji w sprawie spalarni.


"Pani prezydent przestraszyła się wyborców
Małgorzata Zubik
2007-06-18
Przeciwnicy spalarni w Białołęce doprawili nos bajkowego kłamczucha Pinokia Hannie Gronkiewicz-Waltz. Obiecała, że stawi czoło protestującym przeciw tej inwestycji. Dlaczego więc nie zrobiła tego w sobotę?
Pani prezydent nie znalazła w sobotę nawet godziny na wizytę w Choszczówce. To tu znajduje się oczyszczalnia ścieków Czajka, którą trzeba rozbudować, żeby pół Warszawy przestało w końcu zatruwać Wisłę.
Przedwyborcze obiecanki-cacanki
Mieszkańcy Białołęki czekali ze zdjęciami Hanny Gronkiewicz-Waltz, na których dorysowali nos Pinokia. Jesienią przed wyborami kandydatka PO do ratusza dała im bowiem nadzieję, że przy oczyszczalni nie powstanie spalarnia osadów pościekowych. Przywódcy protestu przeciw inwestycji byli niemal pewni, że głosując na Platformę Obywatelską i na Hannę Gronkiewicz-Waltz, żegnają się z wizją "trujących kominów" za płotem. Dwa tygodnie temu prezydent Warszawy ogłosiła, że spalarnia przy oczyszczalni Czajka jednak powstanie. Zapowiedziała przy tym, że stawi czoło protestującym.Wśród przeciwników inwestycji zagotowało się: padły hasła o rzucaniu jajkami i wywiezieniu pani prezydent na taczkach. Nie podejrzewam komitetu protestującego o to, by się do tego posunęli. To raczej nieprzemyślane komentarze na gorąco po decyzji o spalarni.Poza krzykaczami są jeszcze zwykli mieszkańcy, którzy chcieliby usłyszeć od pani prezydent osobiście, co będzie ze spalarnią? Kiedy manifestowali przeciw niej we wrześniu zeszłego roku, Hanna Gronkiewicz-Waltz była razem z nimi. "Unia Europejska, którą zasłaniają się obecne władze [Warszawą rządził Kazimierz Marcinkiewicz z PiS - red.], nigdy nie da pieniędzy na projekt, który stanowi zagrożenie dla środowiska" - przekonywała wówczas Hanna Gronkiewicz-Waltz, choć Bruksela przydzieliła już Warszawie 250 mln eurodotacji. Kandydatka Platformy mówiła, że spalarnia może powstać gdzie indziej.
Wiceburmistrz opowiada
Już wtedy pisaliśmy w "Gazecie", że tak naprawdę, że kwestia inwestycji w Czajce jest przesądzona. Teraz ani pani prezydent, ani żaden z jej zastępców nie wytłumaczyli osobiście mieszkańcom decyzji ratusza. Wczoraj podczas festynu na Ursynowie spytaliśmy o to Hannę Gronkiewicz-Waltz. Odpowiedziała, że zaproszenie do Choszczówki przyszło za późno (w środę) i miała już zaplanowane spotkania. Nie potrafiła jednak precyzyjnie podać jakie. - Rozważałam nawet, czy wysłać tam jakiegoś urzędnika, ale nastroje były tak bojowe, że nie chciałam nikogo narażać. Sama wolałabym dostać jajkami - powiedziała.- Zaraz jednak zaprosiliśmy przedstawicieli protestujących na spotkanie do urzędu miasta. W najbliższą środę do ich dyspozycji będzie pani prezydent i dwóch wiceprezydentów - zapewnia rzecznik ratusza Tomasz Andryszczyk.A w sobotę odpór przeciwnikom spalarni dawał wiceburmistrz tej dzielnicy Piotr Smoczyński (PO). Jednak to, co mówił, nie mogło nikogo uspokoić. Powinno za to poderwać do protestu każdego, kto się jeszcze do niego nie przyłączył. - Obejmując władzę, nie mieliśmy pojęcia, że tej sprawy nie da się odwrócić. Jadę z państwem na jednym wózku - stwierdził. - Mieszkam na Tarchominie, przez siedem dni w tygodniu będę miał smród z komory rozprężnej [to część instalacji konieczna do przepychania ścieków kolektorami, które powstaną pod Wisłą].Trudno dobrze wróżyć inwestycji, jeśli do rozwiązywania trudnego problemu pani prezydent kieruje takiego wysłannika. Zwłaszcza że protestujący nie składają broni. Zapowiadają, że zrobią wszystko, by nie dopuścić do budowy. Jakie mają pomysły? Jedni chcą demonstrować pod ratuszem wzorem kupców z Jarmarku Europa, którzy w ten sposób wywalczyli sobie nowe miejsce do handlu w stolicy. Inni proponują nawet, by Białołękę odłączyć od Warszawy.Pewne jest jedno - Platforma traci poparcie w dzielnicy, która w wyborach mocno tę partię popierała. Straciła też radnego, bo z PO wycofał się Krzysztof Pelc, działacz komitetu protestacyjnego z Choszczówki."
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna

http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34896,4232261.html

2007/06/18

Joanna od Bielan


Pod znamiennym tytułem "Jak posłanka Platformy znajomych obdzieliła" Gazeta Stołeczna publikuje artykuł, którego bohaterką jest najbliższa od lat współpracowniczka Hanny Gronkiewicz-Waltz, Joanna Fabisiak. Ta niczym nie wyróżniająca się posłanka Platformy, może jedynie wiernopoddańczym przywiązaniem do Gronkiewicz posiada z pewnością jedną, niezwykłą cechę. Potrafi skutecznie obsadzać publiczne stanowiska swoimi ludźmi.

Charakterystyczne dla Fabisiakowej i jej stylu działania jest jedno sformułowanie:"Mogłam dać więcej posad swoim ludziom, a nawet załatwić coś dla siebie".


Jak posłanka Platformy znajomych obdzieliła
Jan Fusiecki
2007-06-17
Joanna Fabisiak, jedna z najbliższych współpracowniczek prezydent Warszawy, załatwiła partyjnym znajomym intratne zajęcia w miejskich urzędach. - Mogłam dać więcej posad swoim ludziom, a nawet załatwić coś dla siebie - mówi
Miejskie i państwowe firmy są stale rezerwuarem synekur dzielonych według partyjnego i towarzyskiego klucza. Pisaliśmy o warszawskim PiS, którego kwiat znalazł zatrudnienie w najzasobniejszych państwowych firmach podlegających wojewodzie Jackowi Sasinowi. Zwycięstwo PO w ostatnich wyborach samorządowych nie przyniosło zmiany obyczajów. Wśród zatrudnionych w miejskich spółkach i ich radach nadzorczych zamiast fachowców z konkursu roi się od polityków PO, LiD i PSL rządzących Warszawą i Mazowszem.

Od parafii i ZChN

Ostatnio do beneficjentów dołączyli bielańscy politycy PO skupieni wokół posłanki Joanny Fabisiak, liderki Platformy w tej dzielnicy. Na burmistrza Bielan PO namaściła Zbigniewa Dubiela. Z panią poseł znają się jeszcze z połowy lat 90. z pracy w samorządzie Żoliborza. Oboje działali w Międzyparafialnym Komitecie Wyborczym. Przewodniczącym rady dzielnicy został z kolei Michał Sikorski, który do PO wszedł w grupie byłych polityków ZChN pod wodzą Arkadiusza Urbana. To były dyrektor Pragi-Północ, który w tej niezamożnej dzielnicy zasłynął z wydawania publicznych pieniędzy na luksusy: auta, wyposażenie gabinetu, zagraniczne wojaże.Ustaliliśmy, że 31-letni Michał Sikorski dostał jeszcze od miasta etat dyrektora pionu handlowego w SPEC, spółce podlegającej prezydentowi Warszawy. - Konkursu na to stanowisko nie było, ale był wakat - mówi Sikorski. Ile zarabia w SPEC, w którym pensje na kierowniczych stanowiskach sięgają 12 tys. zł? - Nie powiem, na pewno dużo mniej niż prezes - odpowiada.

...inni do rad

Przejęcie kontroli w bielańskim kole PO przez Joannę Fabisiak zbiegło się z nominacjami lokalnych działaczy Platformy do rad nadzorczych spółek miejskich. Można w nich zarobić na rękę przeszło 2 tys. zł miesięcznie, a pracy nie ma wiele, bo rady zbierają się z reguły raz w miesiącu.Dzięki partyjnej rekomendacji szefową rady nadzorczej miejskiej spółki administrującej wspólnotami mieszkaniowymi we Włochach została Małgorzata Poręba, wiceprzewodnicząca bielańskiej PO. Kiedy jesienią zeszłego roku miała kandydować do rady Bielan, w ostatniej chwili skreślił ją krajowy zarząd partii. Jednym z powodów tej decyzji był protest Jadwigi Zakrzewskiej, posłanki PO, która w piśmie do szefowej warszawskiej PO przypomniała, że Poręba była wicedyrektorem generalnym w Ministerstwie Zdrowia pod rządami Mariusza Łapińskiego. - Brutalnie realizowała politykę SLD, bez pardonu wyrzucała z ministerstwa osoby kojarzone z prawicą. Nie rozumiem, dlaczego posłanka Fabisiak wciąż wspiera tę panią - dziwi się Jadwiga Zakrzewska.- O ile wiem, nikt z wyrzuconych wtedy z ministerstwa nie wygrał sprawy w sądzie pracy - tak broni się Małgorzata Poręba.- Dlaczego pani, była nauczycielka matematyki i działacz bielański, znalazła się w radzie spółki operującej we Włochach? - pytamy.- Mam egzamin uprawniający do zasiadania w spółkach skarbu państwa - odpowiada.Innemu bielańskiemu działaczowi PO partia znalazła posadę radzie nadzorczej Miejskiego Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych. Co Robert Knorr, znany jako lekarz, robi w firmie zajmującej się pogrzebami? Na to pytanie nie udało nam się uzyskać odpowiedzi, bo Knorr - jak mówi - dziennikarzy nie lubi, naszym telefonem poczuł się dotknięty i rzucił słuchawkę.- A jak robili inni? Nie dawali swoim ludziom posad w spółkach? - pyta Joanna Fabisiak. I dodaje: - Postawiłam koło na nogi: wprowadziłam codzienne dyżury dla mieszkańców.- Nikt tak nie dbał wcześniej o koło jak posłanka Fabisiak. Nawet meble do bielańskiego lokalu Platformy kupiła z własnych pieniędzy - mówi Michał Sikorski.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna

http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34889,4232232.html

2007/06/17

Układzik Warszawski

Nie można było lepiej ująć zjawiska, z którym mamy obecnie do czynienia w Warszawie. Ekipa Hanny Gronkiewicz-Waltz przejmuje już wszystkie możliwe stanowiska.
Poniższy artykuł opisujący praktyki obsadzania stanowisk w mieście przez działaczy PO został opublikowany we Wprost 17/06/2007.

Układzik Warszawski
Michał Krzymowski
Co łączy Hannę Gronkiewicz-Waltz z Piskorskim i Lepperem

Hanna Gronkiewicz-Waltz dokonała rzeczy niemożliwej. W ciągu zaledwie sześciu miesięcy przebiła Pawła Piskorskiego i Andrzeja Leppera. Pierwszego - w tworzeniu lokalnych koterii, a drugiego - w rozdawaniu stołków krewnym swoich współpracowników.
Kolekcjonerzy posad
Bezapelacyjnym liderem kolekcjonerów, jak w Warszawie nazywa się już samorządowców platformy, jest członek regionalnych władz PO Robert Soszyński. Na koncie ma cztery stanowiska - jest radnym wojewódzkim, przewodniczącym sejmiku, burmistrzem Mokotowa i członkiem rady nadzorczej Pałacu Kultury i Nauki. Za pracę w kilku miejscach bierze co miesiąc ponad 12 tys. zł „na rękę". Co ciekawe, Soszyński równie dobrze radził sobie za czasów układu warszawskiego. - To był nasz człowiek. Jak wyrzucono nas z platformy, szybko się jednak przeorientował i dogadał z obecnymi władzami regionu - mówi jeden z piskorczyków. - Byłem w platformie za czasów Pawła Piskorskiego, jestem też teraz. Staram się nie wtrącać w jego spór z obecnymi władzami - mówi Soszyński.Tuż za Soszyńskim plasuje się Ludwik Rakowski, burmistrz Wilanowa, szef klubu radnych PO w sejmiku wojewódzkim i członek rady nadzorczej Szybkiej Kolei Miejskiej. Łączenie stanowiska w zarządzie dzielnicy z synekurą w radzie nadzorczej jednej ze spółek komunalnych to zresztą specjalność stołecznych samorządowców PO. Gronkiewicz-Waltz zaserwowała taki zestaw co najmniej siedmiu burmistrzom i wiceburmistrzom. Rekordzistą pod tym względem jest Wola. Jej gospodarz po godzinach dogląda interesów Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji. Jeden z jego zastępców zasiada we władzach Przedsiębiorstwa Budowlano-usługowego Dźwigar, a drugi - Stołecznego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej. Oprócz wiceburmistrza Woli w radzie nadzorczej tej ostatniej spółki zasiadają burmistrz Ursynowa i ojciec miejskiego radnego SLD. Ta sama rada wybrała do zarządu mazowieckiego barona SLD Jacka Pużuka. - Przynależność partyjna nie była istotnym kryterium przy wyborze tych osób. Przede wszystkim brano pod uwagę doświadczenie i kompetencje - mówi „Wprost" dyrektor Biura Nadzoru Właścicielskiego urzędu miasta Jarosław Kochaniak.Hanna Gronkiewicz-Waltz oddelegowuje do władz podległych sobie spółek także swoich zastępców z ratusza. Jerzy Miller, który jedną pensję pobiera jako wiceprezydent Warszawy, a drugą jako członek rady nadzorczej Miejskich Zakładów Autobusowych, nie widzi w tej praktyce niczego złego. - To dobrze, że prezydent deleguje zaufanych współpracowników w takie miejsca - twierdzi. Zestaw „zarząd miasta plus rada nadzorcza" dotyczy też wiceprezydenta Andrzeja Jakubiaka, który zasiada także we władzach metra. - Każda z tych osób zgodziła się na pełnienie dodatkowej funkcji w radzie nadzorczej, wiedząc, że wiąże się to z nowymi obowiązkami. Na razie to się sprawdza i należy być zadowolonym z ich pracy - tłumaczy Kochaniak.
Partyjna bibliotekarka
Na Mazowszu o interesy PO dba wicemarszałek województwa Jacek Kozłowski, szef sztabu wyborczego Gronkiewicz-Waltz z kampanii wyborczej. Owocem tej współpracy jest obecność miejskich radnych PO w zarządach spółek podlegających marszałkowi województwa. Przewodniczący rady miasta Lech Jaworski jest wiceprezesem Agencji Rozwoju Mazowsza. Na tej symbiozie zyskuje i PSL, z którym PO zawiązała koalicję na Mazowszu. Marszałek województwa Adam Struzik, z wykształcenia lekarz, dostał od Hanny Gronkiewicz-Waltz miejsce w radzie nadzorczej Tramwajów Warszawskich. Zatrudnienie znajdują całe rodziny działaczy PO. Właśnie z tego partyjno-rodzinnego klucza skorzystała radna PO Joanna Tucholska. Załatwiła matce pracę w… miejskiej bibliotece, którą notabene kieruje były poseł PSL Michał Strąk. Inny radny PO, Piotr Wertenstein-Żuławski, załatwił swojej matce stanowisko rzecznika prasowego w urzędzie dzielnicy Ochota.
Prawie jak Lepper
Krewni działaczy PO opanowali też Urząd Stanu Cywilnego. Jego szefową została Iwona Basior, żona niedoszłego radnego PO. Kierownicze stanowisko w USC półtora miesiąca temu dostała też była radna PO Hanna Kardaszewicz. Jej męża zatrudnił zaś u siebie Robert Soszyński. Nie wiadomo, co na temat tych nominacji ma do powiedzenia Hanna Gronkiewicz-Waltz. Prezydent nie zgodziła się ani na spotkanie, ani na rozmowę telefoniczną. Jej polityki kadrowej broni za to rzecznik ratusza Tomasz Andryszczyk: - Porównywanie naszych działań z tym, co robi Samoobrona, jest nieuprawnione. Oni wymiatają ludzi bez względu na komtetencje. Przykładanie do tego przykładu jednej pani, która pracuje w publicznej bibliotece, jest niesprawiedliwe.

Samoobrona Obywatelska
Tomasz Andryszczyk rzecznik Hanny Gronkiewicz-Waltz
"W platformie stawia się pani prezydent zarzut, że tak dużo osób w radach nadzorczych spółek jest bezpartyjnych"
Andrzej Lepper przewodniczący Samoobrony
"Na tysiące ludzi pracujących w agencjach tylko cztery są z rekomendacji Samoobrony. Nasi działacze są tym zbulwersowani"
Tomasz Andryszczyk rzecznik Hanny Gronkiewicz-Waltz
"Na tej zasadzie dla matki naszej radnej jakakolwiek praca w ratuszu powinna być zakazana, bo jakiś zarzut mógłby się pojawić"
Genowefa Wiśniowska Wiceprzewodnicząca Samoobrony
"To nieistotne, czy to rodzina, czy nie. A co mamy zrobić ze swoją rodziną? Każdy ma przecież dzieci przygotowane".

Źródło: Wprost, nr 24/2007 (1277)