2010/05/29

Afera gruntowa na Targówku

Przewodniczący rady dzielnicy Targówek przygotowali uchwałę, która pozwoliłaby im za grosze dokupić kilka metrów kwadratowych gruntu do działek. Sebastian Kozłowski (36 l.) z SDPL zdemaskował ich zamiary i wytknął im to na sesji.
Wybuchł skandal, po którym pomysłodawcy uchwały - radni Jędrzej Kunowski (35 l., PO), wiceprzewodniczący rady Targówka, i Zbigniew Poczesny (70 l., PO), przewodniczący rady tej dzielnicy - zaczęli wycofywać się ze swojego pomysłu.

Zbigniew Poczesny, przewodniczący rady dzielnicy Targówek, i Jędrzej Kunowski przygotowali projekt "uchwały skrawkowej". Dzięki temu przepisowi można by było wykupić zbędny miastu grunt położony przy posesjach za jeden procent jego wartości. Chodzi o trawniki albo nieużywane fragmenty chodników.

- Okazało się, że proponowany projekt uchwały bezpośrednio dotyczy przewodniczących - mówi radny Sebastian Kozłowski (36 l.) z SDPL.

- Gdy zapytałem burmistrza, skąd pomysł takiego prawa, na sali obrad rozpętało się piekło. Kunowski zaczął się nagle wycofywać ze swoich pomysłów i przepraszać, że głosował dla własnej korzyści, a Poczesny długo nie przyznawał się, że ma taki interes, dopóki nie ujawnił tego burmistrz dzielnicy Grzegorz Zawistowski (58 l.) - dodaje Sebastian Kozłowski.
Zbigniew Poczesny i Jędrzej Kunowski uważają, że są niewinni, a sprawa została nadmuchana. W ich obronie stanął radny Witold Harasim (68 l.) z Koła Mieszkańców Bródna, Targówka i Zacisza. - Kto panu dał ten doktorat?! Nie odzywaj się pan! - krzyczał do Kozłowskiego.

Sprawą w przyszłym tygodniu zajmie się burmistrz Grzegorz Zawistowski (58 l.), który obecnie jest w szpitalu.
Super Express
Przemysław Burkiewicz

2010/05/28

Działacz PO opróżniał lokale, teraz odchodzi z partii

- Pawła Dulskiego nie ma już w naszych szeregach - oświadczyła wczoraj Małgorzata Kidawa-Błońska, szefowa warszawskiej PO. To reakcja na nasz tekst, w którym opisaliśmy metody, jakimi posługiwał się wpływowy działacz mokotowskiej organizacji tej partii.
Był wiceszefem PO na Mokotowie, delegatem regionu na zjazd krajowy, członkiem sądu koleżeńskiego. - Dziś Paweł Dulski nie ma już żadnej z tych funkcji, nie ma go już w Platformie - wyjaśnia Kidawa-Błońska. - Formalnie został zawieszony w prawach członka partii na własną prośbę. Zrobił to po rozmowie ze mną. Aby wyrzucić kogoś z naszych szeregów, trzeba kierować sprawę do sądu koleżeńskiego. Nie chcieliśmy czekać.

To reakcja na naszą publikację, w której opisaliśmy, jakimi metodami posługiwał się Paweł Dulski. Wraz z Pawłem Sykulskim, partyjnym kolegą, radnym Mokotowa i pracownikiem biura poselskiego Tadeusza Rossa, próbował wyrzucić z mieszkania Andrzeja Starczewskiego, który stracił prawo własności do lokalu, ale był w nim zameldowany. Starczewski żali się, że działacze PO wyrzucili go na ulicę.
Innym lokalem, który Paweł Dulski próbował opróżnić, była apteka u zbiegu Puławskiej i Rakowieckiej. Tu wystąpił w roli doradcy Andrzeja Zgirskiego - jubilera, w którego interesie było wyrzucenie podnajemncy lokalu Karola El Kashifa. - Niech on wypier... Trzeba mu postawić nad głową kata i niech ten kat go katuje - radził Paweł Dulski. Kilka miesięcy potem jubiler siłą wyrzucił aptekarza na bruk.

W urzędzie Mokotowa prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz zarządziła kontrolę. Radni SLD żądają zwołania nadzwyczajnej sesji rady dzielnicy.
Gazeta Stołeczna
Jan Fusiecki

2010/05/27

Rogoyski: Palikotowa tendencja panuje w PO

Z Andrzejem Rogoyskim, działaczem PO, który przegrał w wyborach na szefa Mazowsza, rozmawia Anita Czupryn.

Kiedy rzuca Pan legitymację Platformy Obywatelskiej?
To wszystko zależy od tego, jak Platforma będzie się zachowywała. Na razie takiego planu niemam.

Ale na sobotnim zjeździe mazowieckiej PO skrytykował Pan swoją partię. Co się Panu w Platformie nie podoba?
Kiedy myślę o ostatnich wypowiedziach niektórych przywódców Platformy, to rzeczywiście mi się nie podoba. Zwłaszcza że mam w oczach i w uszach to, co działo się w 2001 r., kiedy PO powstawało, kiedy tworzono zarysy tego wielkiego pomysłu politycznego. Kiedy był jeszcze w Platformie Maciej Płażyński, kiedy budowano ją w duchu szerokiego pomysłu na Polskę nowoczesną, ale też przyjazną obywatelom. Niestety, teraz dostrzegam coraz mniej tych elementów.

Czyje wypowiedzi się Panu nie podobają?
Przede wszystkim mam tu na myśli wypowiedzi pana Janusza Palikota. W zasadzie są to wypowiedzi kompromitujące Platformę jako partię, która ma być wzorcem szlachetności i kultury politycznej. A teraz PO jest tego antyprzykładem. Bo jeżeli pan Palikot dalej antagonizuje, wypowiadając się na temat naszych kontrpartnerów politycznych, jeżeli tytułuje siebie Chrystusem narodu, a o Jarosławie Kaczyńskim mówi, że jest opanowany przez szatana, jeżeli niektórzy członkowie komitetu honorowego marszałka Bronisława Komorowskiego wypowiadają się w sposób zupełnie niehonorowy, nielicujący z godnością, jaką powinni mieć ludzie, którzy taki tytuł honorowego członka na siebie przyjmują, to ja się zastanawiam, w którym miejscu Platforma Obywatelska dziś jest i w którą stronę idzie? Bo idzie w zupełnie inną, niż powinna.

Bacznie obserwuję, co się dzieje w Platformie, i ów brak reakcji ze strony władz, niewyrażenie dezaprobaty wobec tego, co mówił poseł Palikot, to mnie martwi. Bo to oznacza, że w Platformie jest wyraźna palikotowa tendencja. Negatywnych emocji jest tyle, że mnie to zdumiewa, skąd to się bierze?
Nie mogę się w tej atmosferze odnaleźć.
[b]O rządach PO powiedział Pan, że to są rządy pychy. Co Pan ma na myśli?
Bezwzględną potrzebę zawłaszczenia sceny politycznej, która nie uwzględnia tego, że potrzebny jest partner polityczny, mam tu na myśli PiS, aby rzeczywiście realizować te wielkie pomysły modernizacyjne i cywilizacyjne, które legły u podstaw PO. Jeżeli się o tym nie chce myśleć, to znaczy, że popada się w grzech pychy. I to jest wielki błąd Platformy Obywatelskiej.
Platforma zamiata problemy pod dywan?
Mam tu na myśli działania związane z obietnicami, które nie do końca zostały zrealizowane i to wcale nie dlatego, że świętej pamięci prezydent Lech Kaczyński je wetował. Przyjrzałem się liczbie tych wet i ustawom i zwróciłem uwagę, że spośród tych, które miały duże znaczenie, prezydent zawetował zaledwie kilka. Zdecydowana większość ustaw - i jest to gigantyczna skala - została przez prezydenta podpisana. Nie można zrzucać odpowiedzialności na prezydenta za własne błędy. A to niestety jest element naszej propagandy.

To dlatego nazwano Pana szpiegiem PiS?
To pytanie do tych, którzy takie zupełnie niesprawiedliwe tezy stawiają. Ale to pokazuje pewien element zagubienia się środowiska mazowieckiej Platformy, która nie umie racjonalnie odpowiedzieć na moje wątpliwości, tylko traktuje epitetami.

W sobotę koledzy Pana wygwizdali, wybuczeli, wyklaskali...
Wśród osób, które intensywnie zagrzewały do boju w wyklaskiwaniu, widziałem ludzi, o których nigdy bym nie pomyślał, że mogą się tak zachowywać. Mam tu na myśli np. panią Julię Piterę, z którą przez wiele lat bardzo dobrze się politycznie rozumiałem. Zupełnie zaś nie mogę pojąć takiego agresywnego zachowania pani minister. No, ale to świadczy o dużej nerwowości w środowisku PO, które samo się skazuje na taką nerwowość, bo wcale tak nie musiało być. Wystarczyło w tej kampanii położyć nacisk na pozytywną prezentację takich elementów, które będą przekonywać Polaków do głosowania na kandydata PO.

Działacze PO, widząc, że Pan atakuje swoich, mówią, że zły to ptak, co własne gniazdo kala.
To nie moja wina, że zjazd mazowieckiej Platformy miał miejsce tuż przed wyborami. Ja mam odmienną koncepcję rozwoju i budowy PO. Koncepcję powrotu do źródeł, deklaracji z 2001 r. o niejątrzeniu sceny politycznej w kierunku dezaprobaty wobec PiS, tylko zrozumieniu, że Polsce potrzebne są w tej chwili i PiS, i PO, jako dwie formacje, które są w stanie sprostać problemom, przed jakimi nasz kraj staje. I o tym chciałem mówić, i nie pozwolono mi skończyć. Kiedyś o tym powiedzieć trzeba.
Nie obawia się Pan, że zostanie uznany za rozłamowca?
Jeśli zostanę za takiego uznany, to potwierdzi się tylko moja teza, że dzieje się źle w PO. Na razie nie widzę, aby mnie sekowano, poza oczywiście forami internetowymi, na których są agresywne wobec mnie wpisy. Poza tym nie odczuwam jakichś zachowań nieprawidłowych czy niepokoju.
Podoba się Panu kampania Bronisława Komorowskiego?
Zupełnie mi się nie podoba. Przynajmniej nie podobała do soboty. Teraz zaczyna się zmieniać. Nie chcę przydawać sobie jakiegoś szczególnego wpływu na uspokojenie tonacji, ale rzeczywiście do soboty ilość wpadek i błędów była tak duża, że nawet Grzegorz Schetyna to potwierdził, krytykując sztab mazowieckiej PO. W końcu zaczęto się zastanawiać, jak temu zaradzić, bo jak tak dalej pójdzie, to wybory zakończą się wbrew sondażom.

Rozmawiała Anita Czupryn

Dymisja radnego PO, który mówił, żeby aptekarz "wyp..."?

Wiceszef mokotowskiej PO Paweł Dulski oddał się do dyspozycji władz partii, SLD żąda zwołania nadzwyczajnych obrad rady dzielnicy - to reakcja na nasz tekst, w którym opisaliśmy metody stosowane przez grupę działaczy partii Tuska
- Po przeczytaniu artykułu w "Gazecie Stołecznej" prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz zatelefonowała do Małgorzaty Kidawy-Błońskiej [szefowa warszawskiej PO] prosząc, by wobec bohaterów tekstu nie stosować taryfy ulgowej - mówi wysoki rangą urzędnik ratusza.

Chodzi o trzech Pawłów: Dulskiego, Sykulskiego i Kosińskiego. Pracują jako asystenci posła Platformy Tadeusza Rossa, są działaczami mokotowskiej PO (Dulski jest jej wiceszefem).
Cała trójka próbowała wyrzucić z mieszkania Andrzeja Starczewskiego. Starczewski mówi, że działacze PO kazali mu się wynosić. Gdy nie posłuchał, wyrzucili go na bruk. Aby mieć dach nad głową, musiał dochodzić swoich praw w sądzie.

- Niech on wypier... przez weekend. Trzeba postawić mu nad głową kata i niech ten kat go katuje - tak z kolei Paweł Dulski radził jubilerowi, który chciał zerwać umowę podnajmu miejskiego lokalu z Karolem El Kashifem, pół-Egipcjaninem, od siedmiu lat prowadzącym u zbiegu Puławskiej i Rakowieckiej aptekę. El Kashif został wyrzucony siłą.

Małgorzata Kidawa-Błońska zażądała wczoraj wyjaśnień od Dulskiego. Dziś ma zdecydować o jego dalszych losach w PO. Mokotowskie SLD zażądało zwołania nadzwyczajnej sesji rady dzielnicy. Mają wziąć w niej udział Starczewski i El Kashif. - Jeśli zarząd Mokotowa nie wytłumaczy nam, dlaczego w sporze o aptekę wziął rację tylko jednej ze stron [Zgirskiego], złożymy wniosek o odwołanie burmistrza i jego zastępców - mówią w SLD.
Gazeta Stołeczna
Jan Fusiecki

2010/05/26

Polityk PO o aptekarzu z Mokotowa: Niech wypier...

- Niech on wypier... przez weekend. Tu postawić mu nad głową kata i niech ten kat go katuje - radził warszawskiemu przedsiębiorcy Paweł Dulski, wiceszef PO na Mokotowie. Potem w świetle kamer kupiec siłą wyrzucił na bruk kupca. Bez sądu, na oczach bezradnej policji, przy aprobacie urzędników
Główni bohaterowie: Karol el Kashif, z pochodzenia półkrwi Egipcjanin. Studiował nauki polityczne, od lat prowadzi dwie apteki na Mokotowie. Andrzej Zgirski, biznesmen, właściciel kilku salonów jubilerskich. Paweł Dulski, wiceszef Platformy na Mokotowie.

Andrzej Zgirski zaczynał od kantoru, dziś jest właścicielem sieci sklepów jubilerskich.
Paweł Dulski działa w mokotowskiej PO, mateczniku Julii Pitery od początku istnienia partii. Obecna minister ds. walki z korupcją przez lata była radną z tego terenu, po wygranych przez Platformę wyborach opiniowała wybór dzielnicowych władz. Dulski pracuje w biurze posła PO Tadeusza Rossa (PO), od lat przyjaźni się i robi interesy z Pawłem Sykulskim (PO), radnym na Mokotowie. Partnerka życiowa Dulskiego Katarzyna Weremczuk to również radna PO na Mokotowie. - Złote dziecko Platformy - mówił o Dulskim podczas jednego ze zjazdów PO Robert Soszyński, szef mokotowskiej PO, przewodniczący sejmiku Mazowsza.

Urząd frontem do jubilera

W przeszło stumetrowym lokalu użytkowym przy zbiegu Puławskiej i Rakowieckiej (ul. Puławska 10) Karol el Kashif od 2003 r. prowadził aptekę. Należący do miasta lokal wynajmował od Andrzeja Zgirskiego. Płacił mu 25 tys. miesięcznie. Zgirski oddawał miastu niecałe 5 tys.

Dziś obaj przedsiębiorcy zarzucają sobie nieuczciwość. Zgirski przekonuje, że El Kashif chciał okupować lokal, nic nie płacąc. Dla El Kashifa Zgirski to tylko pośrednik, przez siedem lat zarobił na podnajmie lokalu 1,8 mln zł.

Jesienią ub.r. aptekarz zorientował się, że Zgirski chce wykupić Puławską 10. Przepisy pozwalają na to wieloletnim najemcom. Długoletnim użytkownikom miasto sprzedaje lokal po cenie niższej od uzyskiwanej na przetargach i rozkłada płatność na dziesięć lat.

Kłopot Zgirskiego polegał na tym, że w upatrzonym lokalu działała apteka, a on nie miał prawa do prowadzenia działalności farmaceutycznej. Nie miał też prawa do podnajmowania lokalu. - Lokale użytkowe powinny być wynajmowane osobom, które faktycznie prowadzą działalność w danym miejscu - mówi wiceprezydent Warszawy Andrzej Jakubiak.

Tej zasady nie zastosowano wobec Zgirskiego. Urzędnicy uznali, że przepisy złamał nieumyślnie. Jubiler chciał mieć umowę na prowadzenie sklepu jubilerskiego przy Puławskiej 10. Kontrolowany przez PO zarząd Mokotowa w ekspresowym tempie dał zgodę.
Postawić kata

Pod koniec października Zgirski miał załatwione w urzędzie Mokotowa wszystkie zgody otwierające mu drogę do wykupu Puławskiej 10. Z dokumentów wynikało jednak, że prowadzi tu sklep jubilerski, a apteka wciąż działała. Kashifowi skarżył się, że burmistrz Ursynowa Jan Rasiński (PO) na niego krzyczy; bo przy Puławskiej 10 wciąż sprzedaje się leki.

Aptekarz zorientował się, że jest na straconej pozycji - tylko on krzyżował plany Zgirskiego dotyczące wykupu lokalu. Postanowił nagrywać rozmowy z jubilerem i jego pomocnikami.

Pod koniec października do jego apteki przychodzi Andrzej Zgirski, jego pełnomocnik Andrzej Kosmalski oraz wysoki blondyn po trzydziestce Paweł Dulski.

Nagranie ze spotkania w aptece: I co ja mam zrobić, wziąć to wszystko [wyposażenie apteki, leki] na ciężarówkę i wyrzucić? - pyta Andrzej Zgirski

Dulski: - W sumie tak, ja to wszystko mogę wywieźć, mam tu audi Q 7, zapakujemy i wywieziemy to (...) Niech on [El Kashif-] wypier... przez weekend. Tu postawić mu nad głową kata i niech go ten kat katuje. Tu trzeba zlikwidować kasy, trzeba zlikwidować całą dokumentację spółki [El Kashifa].

Dziś działacz PO tak opisuje swoją rolę: - Do apteki poszedłem jako mediator z ramienia Warszawskiej Izby Przedsiębiorców. To samorząd gospodarczy rozwiązuje spory między przedsiębiorcami - mówi. Przekonuje, że o mediację poprosili go razem Zgirski i El Kashif.

Aptekarz zaprzecza: - Początkowo nie wiedziałem nawet, jak ten pan się nazywa. Przedstawił się jako anioł Zgirskiego - mówi El Kashif. Nie może pogodzić się z tym, że lokal trafi do pośrednika, który przez lata zarabiał na mieniu miasta. Prosi o pomoc władze Mokotowa, prezydent Warszawy, popularnego satyryka i posła Tadeusza Rossa. Bez rezultatu.

- Nie pamiętam dokładnie tej sprawy, mam ich bardzo dużo. Wiem, że zajmował się nią mój asystent Paweł Dulski. Postaram się wyjaśnić, o co chodziło - mówi Tadeusz Ross.

Dotarliśmy do dokumentu podpisanego przez niego 21 grudnia ub.r. Poseł wstawia się do burmistrza Mokotowa za Andrzejem Zgirskim, któremu - jak pisze Ross - ktoś nielegalnie okupuje lokal. - Przeanalizowałem tę sytuację dogłębnie oraz omówiłem z ekspertami prawnymi - czytamy w piśmie do burmistrza Mokotowa Jana Rasińskiego (PO).
Wizyta z kulturystą

Interwencja przy Puławskiej 10 to nie był debiut Pawła Dulskiego w roli egzekutora. Dokładnie rok wcześniej późnym wieczorem zjawił się wraz innym asystentem posła Rossa Pawłem Kosińskim, instruktorem i trenerem drugiej klasy kulturystyki w dwupokojowym mieszkaniu w Białołęce przy ul. Jana Husa.
Miał klucze, bo kilka dni wcześniej kupił mieszkanie od prawowitej właścicielki. Po cenie niższej od rynkowej, bo w mieszkaniu był zameldowany jej były mąż Andrzej Starczewski.

- Wiedziałem, że mieszkanie nie jest moje, ale mam prawo do zamiennego lokalu socjalnego. Mam pracę, stronię od alkoholu, nie zasłużyłem na noclegownię dla bezdomnych - mówi pan Andrzej.

I relacjonuje: - Pewnego wieczoru do mieszkania, w którym byłem zameldowany, wtargnęło kilku mężczyzn. Jeden z nich przedstawił się jako nowy właściciel. To był Paweł Dulski. Inny zapowiedział, że będzie rzucać nożem, niby dla zabawy. - Powiedzieli, że jeśli będę niegrzeczny, to mnie wystawią z mieszkania. Mówili, że mam gdzie mieszkać i pokazali zdjęcia domu mojej mamy położonego kilkaset kilometrów za Warszawą - wspomina Andrzej Starczewski.
Potem - jak mówi - były kolejne nocne wizyty, wreszcie zabór jego rzeczy przez współpracowników Dulskiego, wymiana zamków. - Zimą spałem w samochodzie, ale nie poddałem się, walczyłem o prawo do mieszkania.

Dulski zaprzecza tej relacji. Przekonuje, że Starczewski to człowiek niezrównoważony, mylący fikcję z rzeczywistością. Dokumentacja ich sporu sądowego zajmuje kilka obszernych teczek. Dulski przekonuje, że miał dobre intencje, kupił mieszkanie dla siebie; nie przypuszczał, że trafi na tak opornego, dzikiego lokatora. Czuje się zniesławiony przez Starczewskiego, zapowiada, że założy mu sprawę w sądzie za naruszenie dóbr osobistych. Nie jest już zresztą właścicielem mieszkania przy Jana Husa - półtora miesiąca po zakupie sprzedał je koledze i radnemu Pawłowi Sykulskiemu ze 100-tysięcznym przebiciem.

Starczewski dopiął swego: wywalczył przywrócenie tzw. stanu posiadania. Sąd orzekł, że ma prawo do zamieszkiwania przy Jana Husa do czasu eksmisji do lokalu socjalnego. Wiosną ub.r. wrócił do mieszkania. Zarzuca Dulskiemu i jego współpracownikom kradzież, składanie fałszywych zeznań, powoływanie się na wpływy w Sejmie. Prokuratura jego wnioski oddaliła.

Nie płaciłem, nic się nie działo

Sprawa sporu Zgirskiego, jego pomocnika Dulskiego i El Kashifa również obrasta w dziesiątki stron sądowych pism, skarg do urzędów, próśb o interwencję.

W połowie stycznia tego roku w aptece przy Puławskiej 10 pojawia się czterech ochroniarzy Zgirskiego. Siedzą dzień i noc. 24 stycznia jubiler wysyła do apteki już 12 ochroniarzy. Terroryzują dwóch wynajętych przez El Kashifa, zmieniają zamki w drzwiach. W środku zostają leki. Część wyposażenia Zgirski wywozi poza Warszawę. Błyskawicznie urządza sklep jubilerski.

El Kashif śle wnioski do prokuratury. Jeden dotyczy leków zajętych przez firmę ochroniarską. Były wśród nich psychotropowe i narkotyki, podlegające ścisłemu zarachowaniu. Mogą nimi dysponować wyłącznie osoby mają stosowne zezwolenie. Zgirski i jego ochrona takich zezwoleń nie mieli.

Kolejne doniesienie dotyczy podejrzenia o korupcję. We wniosku do prokuratury cytuje stenogramy z ubiegłorocznych nagrań rozmów Zgirskiego z El Kashifem.

El Kashif: - Bo Pan mi powiedział, że pan ma tam jakieś układy, tam jakieś pieniądze wchodziły w grę.

Zgirski: Znaczy układy mam takie, że mogę załatwić ten wykup [lokalu przy Puławskiej 10] i wreszcie to będzie ostro szło.

(...)

El Kashif: No, ale po co później [po wykupie Puławskiej 10] Pan będzie dawał pieniądze?

Zgirski: No, na końcu, dlatego oni tak latają za tym.

El Kashif: Ale to po co Pan będzie jeszcze pieniądze dawał, jak tutaj to wszystko będzie wykupione?

Zgirski: A myśli Pan, że to, co ja tutaj załatwiam teraz, żeby nie wypieprzyli nas z tego, to za darmo? Pan sobie nie zdaje sprawy, że to była afera. To już chcieli odcinać nas i eksmitować, przecież oni mają paragraf, jak jest niezgodne w umową [podnajem], to pana eksmitują. (...). Jestem winien parę złotych za załatwienie wykupu, i to jest właśnie ta droga, która się nakręca i to idzie (...). I lokal [Puławska 10] będzie otwarty, może być otwarty i to jest to, ale niestety muszę zapłacić. No, bo jak nie płaciłem i siedziałem półtora roku i nic się nie działo.
Radni do pracy

Andrzej Zgirski nie chce komentować nagrań. Mówi, że dialogi są wymyślone przez El Kashifa, dziwnie pomontowane.

Wiceprezydent Warszawy Andrzej Jakubiak: - Zarządziłem kontrolę w sprawie, która zbada okoliczności wynajęcia lokalu przy Puławskiej 10.

Maciej Raś (SLD), szef rady Mokotowa: Wygląda na to, że rada będzie miała dużo pracy. Najpewniej powołamy specjalny zespół do zbadania najmu lokalu przy Puławskiej 10.
Gazeta Stoleczna
Jan Fusiecki, DOminika Olszewska