2007/07/31

Miejskie posady dla ludzi Platformy

Miejska spółka Gminna Gospodarka Komunalna Ochota ma nowego prezesa. Z Platformy Obywatelskiej. Zmieni się też zarząd w Pałacu Kultury i Nauki. Na osoby rekomendowane przez PO i LiD.
Prezydent Warszawy wymieniła już większość przedstawicieli w radach nadzorczych oraz częściowo zarządy. Teraz szykuje się kolejna fala roszad personalnych w przedsiębiorstwach, które są własnością stołecznego samorządu.
Dotychczasowy prezes GGKO pożegnał się ze stanowiskiem, ponieważ - jak informuje rzecznik ratusza - zaczął pracę w spółce Skarbu Państwa i nie poinformował o tym we właściwy sposób urzędu miasta. Nowym został 33-letni Rafał Krzemień, specjalista od kontroli i audytu, były pracownik Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Jest członkiem PO.
Nową szefową PKiN miałaby zostać znajoma Hanny Gronkiewicz-Waltz Ewa Kawecka-Włodarczyk, była szefowa Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Stanowisko jej zastępcy przypadłoby wskazanemu przez LiD Andrzejowi Siezieniewskiemu. Oboje na razie nie wyrazili formalnie zgody na objęcie posad.
Posiedzenie rady nadzorczej PKiN zaplanowane jest na koniec sierpnia. Obecny prezes Lech Isakiewicz jest w wieku przedemerytalnym i najprawdopodobniej pozostanie w zarządzie spółki.
Autor:ikr
Źródło: Rzeczpospolita

2007/07/28

Pałac kultury będzie miał nowego szefa

Personalna roszada w PKiN - prezesem ma zostać Ewa Kawecka-Włodarczak, która trafia do samorządu z bankowości. Jej zastępcą - Andrzej Siezieniewski, szef Polskiego Radia za czasów SLD. Konkursu nie było, za to rekomendacje polityczne PO i SLD.
Jak mówi obecny prezes PKiN Lech Isakiewicz, który dostał posadę w czasie rządów PiS, rządząca dziś Warszawą koalicja PO-LiD interesuje się spółką od dawna.
- Jestem świadom tego, że od kilku miesięcy ze strony PO są wywierane naciski na panią prezydent - mówi prezes.
Do roszady ma dojść w sierpniu. Wtedy zbierze się rada nadzorcza spółki. Ponieważ nie ma obowiązku przeprowadzenia konkursu, wybierze nowy zarząd rekomendowany przez polityków.
Skąd takie zainteresowanie posadami w PKiN? - To miejsce wyjątkowe. Często występuje w mediach, a przez to funkcjonuje w życiu publicznym. Prezesura to dobra odskocznia od kariery politycznej - uważa Isakiewicz.
To nie moja koleżanka
Hanna Gronkiewicz-Waltz obecnego prezesa określa jako "dobrego administratora". Ale, jak mówi PKiN, przynosi rocznie 20 mln zł strat. - Potrzebuję stratega z wizją - tłumaczy.
Taką osobą ma być Ewa Kawecka-Włodarczak, do kwietnia szefowa Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. - Pani Kawecka zajmowała się tam oceną restrukturyzacji banków. W branży jest od lat. Na początku lat 90. prezesowała bankowi PBK - mówi Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Kawecka ma jeszcze jeden atut: - Pałac zna jako klient, bo Fundusz gwarancyjny wynajmował w budynku biura - mówi prezydent.
Jak niesie kuluarowa wieść, obsadą PKiN interesował się sekretarz generalny PO Grzegorz Schetyna. Miał swoich kandydatów m.in. Sławomira Majmana, prezesa firmy, która wynajmuje powierzchnie targowe w PKiN i jest od lat największym klientem spółki. Wybór Kaweckiej to autorski pomysł prezydent Warszawy, którym ponoć zaskoczyła swoją partię.
Według moich rozmówców obie panie są zaprzyjaźnione: działały w Odnowie w Duchu Świętym.
- To było kółko różańcowe pracowników sektora bankowego - kpi Gronkiewicz-Waltz. - A poważnie: pani Ewa Kawecka nie jest moją koleżanką, znam ją zawodowo od czasów mojej prezesury w NBP.
Zaprzecza też konfliktowi w partii. - Różne osoby składały życiorysy, ale wybierając tę kandydaturę, nie jestem przeciwko panu Schetynie. Koledzy z kierownictwa PO wiedzą o moich planach i całkowicie je akceptują - zapewnia.
Promocja zabytku
Mniej emocji okazuje LiD. - Naszym kandydatem jest Andrzej Siezieniewski - przyznaje Tomasz Sybilski, szef warszawskiego SLD. Mówi, że go nie zgłaszał, ale słyszał o tym, że ma pojawić się w PKiN.
Hanna Gronkiewicz-Waltz wyjaśnia, że szykowany na wiceprezesa Siezieniewski jako człowiek od lat związany z mediami ma promować Pałac: - PKiN jako obiekt wpisany do rejestru zabytków tego potrzebuje.
Ostatnią państwową posadą Siezieniewskiego była prezesura Polskiego Radia. Tę posadę dostał z rekomendacji SLD, a dymisję - w czerwcu 2006 r. od PiS.
Jak tłumaczy mi Sybilski, trafił do puli kandydatów, których na różne stanowiska wysyła SLD. Ale nie ma legitymacji partyjnej. Przekonuje, że choć na stanowisko szefa miejskiej spółki nie rozpisano konkursu, na rynku było wiadomo, że szykują się zmiany.
Tłumaczy, że te być muszą - Pani prezydent i tak robi je rzadko - zauważa. - Do spółek nie przychodzą ludzie z mleczarni tylko z kwalifikacjami. Przypominam, że kiedy nastał PiS, wymieniono 100 proc. władz spółek - wyjaśnia.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Autor: Iwona Szpala

2007/07/25

Jak PO rozdaje stanowiska na Mazowszu

- To nie jest PRL, bo wtedy partyjna nomenklatura decydowała o obsadzie stanowisk także w gospodarce i mediach. A dziś mamy ją tylko w urzędach - mówi Jacek Kozłowski (PO), wicemarszałek województwa mazowieckiego pytany, dlaczego stanowiska w urzędzie marszałkowskim podzielono według politycznego klucza.
Dotąd za partię, która konsekwentnie i bezwzględnie przydzielała stanowiska tylko swoim ludziom, uchodził PSL. Po zakończonej właśnie reorganizacji urzędu marszałkowskiego okazuje się, że po sprawdzone przez ludowców metody sięgnęła mazowiecka PO.

W kontrolowanym przez koalicję PO-PSL urzędzie marszałkowskim aż roi się od radnych i działaczy partii Tuska.
Zatrudnione są całe rodziny. Krzysztof Łaptaszyński, były asystent Pawła Piskorskiego i działacz śródmiejskiej PO, ma w urzędzie marszałkowskim posadę wiceszefa departamentu organizacji i nadzoru. Jego żona Joanna, działaczka wolskiej PO, pracuje w podlegającej marszałkowi jednostce wdrażania projektów unijnych.
Tu również znalazła zatrudnienie warszawska radna PO Maria Łukaszewicz. Radnymi PO jest też szef departamentu edukacji i wiceszef departamentu zdrowia.
W podlegającej marszałkowi Agencji Rozwoju Mazowsza odnajdujemy ochockiego radnego PO Lecha Baryckiego. Kieruje komórką zajmującą się inwestycjami w ramach oartnerstwa publiczno-prywatnego. Sęk w tym, że w tej formie żadnej budowy się nie prowadzi, bo jak sam Barycki mówi, nie ma pozwalających na to przepisów.
- Ale jestem do tej pracy doskonale przygotowany. Prowadziłem prywatną firmę o tym profilu - mówi Barycki. Przyznaje, że z wykształcenia jest historykiem po Akademii Obrony Narodowej, a konkursu na zajmowane przez niego stanowisko nie było.
Zając zatrudnił Wędzonkę
Szefową radomskiej filii wojewódzkiego urzędu pracy nadzorowanej przez urząd marszałkowski jest Elżbieta Wędzonka, żona wiceszefa rady miejskiej w Radomiu i członka zarządu radomskiej PO.
Choć nie miała żadnego doświadczenia w tej dziedzinie, dostała dyrektorskie stanowisko. Zarabia ok. 5 tys. zł.
- Doświadczenie zdobywam. A pracę dostałam, bo jako kierownik działu w przedsiębiorstwie państwowym kierowałam grupą ludzką - przekonuje Wędzonka. I żali się: - To, że mój mąż jest członkiem PO, to nieszczęście. Nie podoba mi się upolitycznienie służb. Cóż, takie czasy.
Wędzonkę zatrudnił Tadeusz Zając, szef Wojewódzkiego Urzędu Pracy (WUP) w Warszawie, aktywny działacz Platformy na Śródmieściu. WUP również podlega marszałkowi województwa mazowieckiego.
- O tym, że szukają kogoś do WUP, dowiedziałem się od kolegów z partii. Moje stanowisko jest uzależnione od wyników wyborów i umów koalicyjnych. Osobiście jestem zwolennikiem konkursów - mówi Zając (w WUP zarabia ok. 7 tys. zł, do dyspozycji ma samochód służbowy).
Polityka w ruchu drogowym
Dariusz Szczygielski z zarządu mazowieckiej PO został dyrektorem Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego (WORD) w Ciechanowie (zarabia ok. 6 tys. zł). WORD zajmuje się przeprowadzeniem egzaminów na prawo jazdy, szkoleniami drogowymi. Bezpośrednio podlega urzędowi marszałkowskiemu.
Gdy Szczygielski dostał pracę, nie miał ani wyższego doświadczenia, ani doświadczenia w branży. - Pracowałem z dziećmi, a w tej pracy wskazane jest doświadczenie pedagogiczne. Mam to co najważniejsze: jestem człowiekiem z wyobraźnią - chwali się Szczygielski.
Również Andrzej Szklarski, szef warszawskiego WORD, ma partyjną legitymację: działa w zarządzie mazowieckiej partii, był szefem sztabu PO w ostatnich wyborach samorządowych.
Również w Siedlcach szefem WORD jest działacz PO Jacek Sawicki. - Nie zarabiam wielkich pieniędzy. Dostaję 6 tys. zł. Z ruchem drogowym miałem do czynienia, bo pracowałem w siedleckim ratuszu w wydziale gospodarki komunalnej - mówi.
Urząd marszałkowski ma delegatury w byłych miastach wojewódzkich. I tu na stanowiskach kierowniczych odnajdujemy działaczy PO: w Radomiu Waldemara Kordzińskiego (pensja 5 tys. zł służbowy samochód), w Ostrołęce Mariusza Popielarza (pensja 4, 7 tys. zł), w Ciechanowie Piotra Wójcika (pensja 7 tys. zł.).- Konkursów na stanowiska w urzędzie marszałkowskim albo nie ma, albo są fikcyjne, bo rozstrzyga je zarząd województwa złożony z urzędników z rekomendacji PO i PSL - żalą się pracownicy Struzika.- Docierają do mnie informacje o tych nominacjach, ale przecież z tego, że ktoś należy do PO, nie można wyciągać wniosku, że będzie złym urzędnikiem - mówi Ewa Kopacz, szefowa mazowieckiej PO.
- Czy wśród 450 stanowisk kierowniczych podlegających urzędowi marszałkowskiemu jest choć jedno dane osobie bezpartyjnej? - pytamy wicemarszałka Kozłowskiego.- Tak, jest takie! Wiceszef w biurze kontroli - mówi. A jeszcze inne? - dopytujemy. - Nie pamiętam, ale zastanowię się - odpowiada wicemarszałek. I dodaje: - Poszła wieść, że bierzemy władzę w województwie, więc koledzy z PO przynoszą mi CV swoich znajomych, polecają. To naturalne.
Autor: Dominika Olszewska, Jan Fusiecki

Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna

Platforma się kłóci, LiD atakuje Platformę

Weto LiD wobec decyzji prezydent stolicy o zmianie osoby nadzorującej budowę stadionu Legii jest pierwszym oficjalnym sprzeciwem warszawskiego koalicjanta PO.
Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz zakomunikowała kilka dni temu dyrektorowi Biura Sportu Wiesławowi Wilczyńskiemu, że nie będzie już nadzorował budowy stadionu przy ul. Łazienkowskiej. Zadanie to przejął wiceprezydent Jacek Wojciechowicz, który odpowiada za inwestycje w stolicy.
Policzek dla lewicy
Nie spodobało się to radnym LiD -Wilczyńskiego rekomendowała lewica, podobnie jak nadzorującego sprawy sportu wiceprezydenta Włodzimierza Paszyńskiego. Wojciechowicz zaś jest jedynym członkiem PO wśród zastępców prezydenta. Tymczasem inwestycja na Legii to projekt prestiżowy, zapowiadany w kampanii wyborczej i przez LiD, i PO.
Lewica potraktowała więc decyzję pani prezydent jako polityczny policzek i wotum nieufności. Po raz pierwszy od pół roku wspólnego rządzenia z PO LiD oficjalnie skrytykował działania ratusza. - Chcemy, by jak najszybciej został ogłoszony przetarg na stadion -oświadczył w rozmowie z "Rz" szef klubuLiD Tomasz Sybilski. - Dyrektor Wilczyński przygotowywał ten przetarg od początku i robił to dobrze, a takie nieuzasadnione roszady personalne spowodują, że budowa się opóźni.
Sybilski zapowiada, że radni LiD po wakacjach na pewno się nie zgodzą na przesunięcie 365 mln zł na stadion z budżetu Biura Sportu do Biura Inwestycji.
- Pani prezydent ma prawo do dowolnego podziału zadań wśród współpracowników - twierdzi wiceprezydent Wojciechowicz. - Kiedy koszt budowy stadionu na Legii wzrósł ze 180 do 365 mln zł, uznała, że ta inwestycja może przerosnąć Biuro Sportu i powinny się nią zająć służby inwestycyjne.
Wiceprezydent zapowiedział, że będzie się konsultował z dyrektorem Wilczyńskim. I zaznaczył, że przetargu na stadion i tak na razie ogłosić nie można, bo dopiero 15 sierpnia ma być gotowy projekt przygotowany przez ITI. - Nie ma też kosztorysu inwestorskiego. Najwcześniej więc będzie to możliwe pod koniec wakacji.
PO walczy o prestiż
Decyzja o zmianie osoby odpowiedzialnej za budowę stadionu wynika także z wewnętrznych tarć w warszawskiej Platformie. Działacze skupieni wokół posła PO Andrzeja Halickiego uważają, że partia powinna już teraz zadbać oswój wizerunek, by przed wyborami móc pochwalić się zrealizowanymi obietnicami, m.in. właśnie stadionem czy mostami. Więc te inwestycje od początku do końca powinny być pod nadzorem ludzi z PO.
Zdaniem niektórych działaczy Gronkiewicz-Waltz jest zbyt niezależna i przy wielu projektach nie podkreśla dostatecznie roli PO. -Ostatnio dochodziło na tym polu do ostrych starć między Halickim a prezydent - przyznaje radny PO. To było też częściowo przyczyną odwołania szefa Rady Warszawy Lecha Jaworskiego uchodzącego za"żołnierza" pani prezydent.
Mówi się, że po wakacjach personalne roszady czekają też sejmik mazowiecki. Z posadą wicemarszałka pożegnałby się kolejny bliski współpracownik Gronkiewicz-Waltz z kampanii wyborczej Jacek Kozłowski. Oficjalnie Platforma na razie nie potwierdza takich zamiarów.
Autor: Izabela Kraj
Źródło: Rzeczpospolita

2007/07/24

Sąd wstrzymuje reklamówkę PO

Sąd Okręgowy w Warszawie zakazał PO emisji spotu, w którym zestawiła zarobki szefów spółek skarbu państwa z nominacji PiS z pensjami lekarza i nauczycielki. W pozwie przeciwko PO wstrzymania spotu domagał się jeden z jego bohaterów - Andrzej Jaworski, prezes Stoczni Gdańsk. - Nikt nie ma prawa wykorzystywania czyjegoś wizerunku w reklamie bez jego zgody - argumentuje. Pod koniec czerwca złożył pozew o ochronę dóbr osobistych.
Sąd 12 lipca zakazał publikowania wizerunku Jaworskiego "w spotach reklamowych i innych materiałach o charakterze agitacji politycznej".
- Decyzja sądu jeszcze do nas nie dotarła - mówi Sławomir Nowak, poseł PO, współtwórca projektu reklamówki. - Nie jest to jednak dla nas cios - ta kampania została już zakończona. A o ostateczny wynik sprawy sądowej z panem Jaworskim jestem spokojny. Przegra, bo spot był konsultowany z prawnikami i niczyich dóbr osobistych nie narusza.
Reklamówka "Oszukali" nie jest już emitowana w telewizji, ale można ją wciąż znaleźć w internecie, choćby na stronie internetowej PO.
Autor: Mikołaj Chrzan
Źródło: Gazeta Wyborcza, Gdańsk

Starcie PO i LiD o stadion Legii

Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz odebrała szefowi Biura Sportu Wiesławowi Wilczyńskiemu (rekomendowanemu przez LiD) nadzór nad budową stadionu Legii.
Chce przekazać go wiceprezydentowi Jackowi Wojciechowiczowi (PO), bo on zajmuje się inwestycjami. Radni LiD uznali, że to policzek dla lewicy jako koalicjanta Platformy. Obawiają się, że PO nie będzie chciała dzielić się z LiD sukcesem budowy stadionu. Szef klubu radnych LiD Tomasz Sybilski wydał wczoraj oświadczenie, że lewica nie zgodzi się, by ponad 360 mln zł na Legię przenieść z budżetu biura sportu do kasy biura inwestycji.
Autor: ikr

Źródło: Rzeczpospolita

2007/07/23

Tysiąc złotych grzywny dla Gronkiewicz-Waltz

Prezydent Warszawy i była prezes NBP Hanna Gronkiewicz-Waltz odwoła się od wczorajszego werdyktu sądu, który ukarał ją tysiącem złotych grzywny za to, że nie przyszła na posiedzenie bankowej komisji śledczej.
Gronkiewicz-Waltz miała być przesłuchiwana w czerwcu. Posłów interesowała m.in. sprawa prywatyzacji Banku Śląskiego. Na posiedzenie nie przyszła, powołując się na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, który uznał, że komisja śledcza nie może badać działalności NBP. A - jak tłumaczy prezydent - cała jej wiedza wynika właśnie z faktu prezesowania tej instytucji.
Posłowie pod wodzą Adama Hofmana (PiS) okazali się nieugięci. Szef komisji zebrał kontropinie prawne i ogłosił, że prezydent Gronkiewicz-Waltz stawia się ponad prawem. Komisja przegłosowała wniosek do sądu o ukaranie b. prezes NBP grzywną.
Wczoraj sąd uznał czerwcową nieobecność Hanny Gronkiewicz-Waltz za nieusprawiedliwioną i wymierzył 1 tys. zł kary. Według sędziów czym innym jest niestawiennictwo przed komisją śledczą (według prawa każdy obywatel musi się stawić), a czym innym - odmowa złożenia zeznań z powołaniem się na odpowiednie przepisy.
- Jestem zdziwiona tą decyzją - mówi prezydent Warszawy. - Konstrukcję uzasadnienia uważam za nielogiczną. Według sądu powinnam przyjść i odmawiać zeznań - komentuje prezydent. Płacić nie zamierza, zapowiada odwołanie. Do czasu ostatecznego werdyktu sądu nie pojawi się także przed komisją śledczą.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna

http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34862,4335665.html

2007/07/18

Platforma organizuje pogrzeby

Magdalena Rogozińska, członkini PO, radna Warszawy w poprzedniej kadencji, została prezesem stołecznej spółki, która zajmuje się pochówkami.
Chodzi o Miejskie Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych. Jarosław Kochaniak, dyrektor biura nadzoru właścicielskiego, przyznaje, że działalność spółki jest rentowna. Dlaczego więc zmieniono jej władze?– Spada udział MPUK-u w rynku usług pogrzebowych. Uznaliśmy, że działania w kierunku zmiany tej sytuacji były mało dynamiczne – wyjaśnia dyrektor.
Czy łatwiej dostać pracę, jeśli jest się w Platformie? Zaprzecza temu zarówno dyrektor Kochaniak, jak i prezes Rogozińska. – To, że jestem członkiem PO, nie miało nic wspólnego z wybraniem mnie na prezesa MPUK-u – przekonuje Rogozińska. – Jestem prawnikiem z wykształcenia, przez siedem lat byłam menedżerem w różnego rodzaju spółkach, pracowałam jako dyrektor.

Nie chce jednak zdradzić, jaki ma pomysł na zarządzanie MPUK-iem. Ale podaje przykład spółki Farmacja Kolejowa, którą uratowała od upadku. – To jest sieć aptek. Dopiero kiedy zostałam jej prezesem, dowiedziałam się, jak poważne kłopoty ma ta firma. Ale się udało, wyprowadziłam ją na prostą – opowiada.
Rogozińska, obecnie członkini PO, była także w Unii Pracy i Socjaldemokracji Polskiej. Zapisana jest do koła Platformy na Ursynowie. Tej strukturze przewodzi poseł Andrzej Halicki, jeden z architektów zamiany na stanowisku przewodniczącego Rady Warszawy. Odwołanie z tej funkcji Lecha Jaworskiego, bardzo związanego z Hanną Gronkiewicz- Waltz, było komentowane jako próba sił między prezydent a jedną z silnych frakcji w PO. Partyjni koledzy Gronkiewicz-Waltz mieli jej za złe, że nie zatrudnia na stanowiskach swoich ludzi.
– W Platformie panuje z jednej strony głód stanowisk, a z drugiej tendencja do zatrudniania swoich – twierdzi z kolei Marek Makuch, szef klubu PiS w Radzie Warszawy. – Sprawa prezesury MPUK-u jest tego przykładem. Na takie stanowiska powinno się organizować konkursy. – Mam wrażenie, że gdy o pracy w MPUK-u rozmawiał ze mną dyrektor Kochaniak, nie wiedział nawet, że jestem w PO – twierdzi natomiast Rogozińska.
Autor: MOL
Źródło: Życie Warszawy
http://www.zw.com.pl/zw2/index.jsp?place=Lead04&&news_cat_id=245&news_id=164037&layout=1&forum_id=39997&page=text

2007/07/14

Gdzie rodzą się wg. PO prostytutki i złodzieje.

Ratusz wspiera kontrowersyjną wystawę
W rozbitych rodzinach wyrastają prostytutki, bezdomni i żebracy - ostrzega autor wystawy "Pro Memoria". I przy wsparciu władz Warszawy promuje na fortgrafiach rodziny pełne, zdrowe, wśród których odnajdujemy polityków PO i LPR.
Autorem wystawy zmontowanej w sali im. Gagarina w Pałacu Kultury jest Stefan Lewandowski, dr historii i były działacz PO. Słynie z takich aforyzmów: "Trudno o wiarygodnych polityków wśród wielokrotnych rozwodników", albo: "Gdy się rodzina rozpada, narodowi grozi zagłada". Swoje poglądy głosił na łamach gazetki "Goniec Warszawski" wydawanej przez Ligę Polskich Rodzin.
Dr Lewandowski kilka miesięcy temu mówił "Gazecie": - Warszawę ogarnia choroba rozwodów. W takich skażonych rodzinach wyrastają prostytutki, bezdomni i żebracy. Jestem za przywróceniem instytucji swata, który dobiera narzeczonych z tego samego kręgu. Związki międzynarodowe czy ludzi z różnych części Polski mają małe szanse przetrwania.
Wzorcowa posłanka
Pro Memoria ma przeciwdziałać "wiarołomstwu" promując rodziny wielopokoleniowe. W 2004 r. pod honorowym patronatem abp Sławoja Leszka Głódzia za pieniądze od ówczesnego prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego, Lewandowski zbudował kilkanaście metalowych stelaży z herbem. Na nich umieścił zdjęcia rodzin jego zdaniem wzorowych, czyli pełnych.
Na fotografiach są np. rodziny Antoniego Guta, byłego radnego LPR i posłanki PO Joanny Fabisiak, jednej z najbliższych współpracowniczek Hanny Gronkiewicz-Waltz (PO), prezydent Warszawy. Ekspozycja od półtora roku jeździ po stołecznych parafiach i domach kultury. Teraz przygarnął ją ratusz. Pałac Kultury, który należy do miasta udostępnił za darmo na 24 dni reprezentacyjną salę. Organizator zaoszczędził w ten sposób 60 tys. zł.
Gdy o wystawie napisaliśmy po raz pierwszy w lutym tego roku posłanka Fabisiak odcięła się od poglądów dr. Lewandowskiego. Zapewniała, że wycofa swoje zdjęcia z wystawy. Ale słowa nie dotrzymała. W sali Gagarina wisi akt małżeństwa posłanki i jej fotografie z wizyty na Jasnej Górze. Na centralnym miejscu - zdjęcie ze ślubu kościelnego i rodzinnej wizyty u papieża Jana Pawła II.
Nie mogłem odmówić
Posłanka na rozmowę z "Gazetą" nie znalazła wczoraj czasu. Lakoniczna była też kuratorka wystawy Małgorzata Załęcka, stołeczna radna PiS. - Raz już obsmarowała pani dr Lewandowskiego. Za to panią nie lubię i nie będę rozmawiać - oświadczyła.
Lech Isakiewicz, prezes Pałacu Kultury w wystawie nie widzi nic złego: - Dostałem pismo z biura Rady Warszawy. Nie mogłem odmówić. Osobiście jestem za zdrową i pełną rodziną - tłumaczy.
Problemu nie widzą też działacze liberalnej Platformy: - Może taka wystawa nie powinna znaleźć się w pomieszczeniach miasta. Ale co teraz możemy zrobić? Po wakacjach spytamy o to panią prezydent - rozkłada ręce Paweł Czekalski, szef klubu PO w radzie miasta.
Sprawa oburzyła radnych Lewicy i Demokratów. - Miasto dając pomieszczenia wspiera finansowo taką wystawę. To niedopuszczalne. Czyżby władze Warszawy identyfikowały się z takimi poglądami? Na początku tygodnia zażądamy od prezydent Warszawy przerwania wystawy - zapowiada Bartosz Dominiak, warszawski radny LiD.
- Jeśli wpłynie taki wniosek, rozpatrzymy go - mówi rzecznik ratusza, Tomasz Andryszczyk.
Autor: Dominika Olszewska
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34862,4314080.html

2007/07/13

Rokita skazany za pomówienie

Na karę 5 tys. zł grzywny stołeczny sąd rejonowy skazał Jana Rokitę (PO), uznając go za winnego zniesławienia byłego prezesa PZU Życie Grzegorza Wieczerzaka poprzez nazwanie go "bardzo znanym przestępcą".
W maju 2004, w sejmowej debacie nad expose premiera Marka Belki, szef Samoobrony Andrzej Lepper zarzucił Rokicie, że robił "poważne interesy" z Wieczerzakiem, oskarżonym o działanie na szkodę PZU Życie byłym szefem tej spółki. Odpierając zarzut, Rokita mówił o "haniebnym i bezpodstawnym oskarżeniu", które zostało skierowane pod jego adresem "przez znanego sejmowego potwarcę Andrzeja Leppera", o "kryminalne związki z pewnym bardzo znanym przestępcą w Polsce". Wieczerzak wytoczył za to Rokicie prywatny proces karny o zniesławienie, mające na celu poniżenie go w opinii publicznej - za co grozi do 2 lat więzienia.
Sąd uznał, że Rokita, który ma wykształcenie prawne, wie, kogo można nazwać przestępcą. Fakt postawienia zarzutu nie rodzi domniemania, że ktoś jest przestępcą - powiedział w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Tomasz Całkiewicz. Przyznał, że wniosek oskarżenia o taką właśnie karę był wyważony, dlatego sąd się do niego przychylił, biorąc zarazem pod uwagę zdenerwowania Rokity atakiem Leppera. Wieczerzak podkreśla, że nie jest osobą karaną. Jego sprawę karną za działanie na szkodę PZU Życie stołeczny sąd zwrócił w 2004 r. prokuraturze. PAP (js)

2007/07/12

Kosecki ministrem sportu

Fragment wywiadu z Romanem Koseckim:
D: Po ewentualnym wyjściu Samoobrony z koalicji PiS będzie szukać większości w parlamencie. Jeden z tropów prowadzi do Romana Koseckiego. W zamian za poparcie dostanie on tekę ministra sportu... Słyszał pan o takim scenariuszu?
RK: Nie da się ukryć, że słyszałem.
D: I co pan na to?
RK: Zna mnie pan. Jestem człowiekiem konstruktywnym i tak naprawdę ponadpartyjnym. Nie jestem członkiem Platformy. Z jej listy wszedłem jedynie do parlamentu. W PiS jest wielu ludzi, których lubię i szanuję. Zresztą podobnie jak w kilku innych partiach. Podjąłbym się tego zadania, jeśli dostałbym konkretną ofertę. No i oczywiście jeżeli zgodę wyraziłby na to Donald Tusk. Dla mnie lojalność jest sprawą podstawową.
D: O tę zgodę nie będzie łatwo.
RK: Nie wiem, ja zawsze popierałem tych, których chciałem, choć nie wszystkim się to podobało. Wspierałem „Solidarność”, Lecha Wałęsę, kiedy grałem w milicyjnym, a później wojskowym klubie. Dostawałem po głowie za organizowanie duszpasterstwa w polskim sporcie, itd. Dla mnie najważniejsze są idee, sport, a nie nazwy partii.
D: Jak pan zareagował na dymisję ministra sportu Tomasza Lipca?
RK: Słusznie zrobił. Pamiętam, jak apelował do zarządu PZPN, aby podał się do dymisji, kiedy zatrzymano jednego z członków. Teraz sytuacja była analogiczna.
D: Lipiec próbował ostro zabrać się za czyszczenie polskiej piłki. Pan w roli ministra sportu byłby łagodniejszy?
RK: Kiedy powstało CBA, zapytałem jej szefa, czy będzie zajmować się korupcją w sporcie. Odpowiedział, że tak. Pole do popisu biuro dopiero będzie miało, bo przecież Euro 2012 to gigantyczne pieniądze i wielka gratka dla oszustów. Jako Minister sportu oczekiwałbym ścisłej współpracy z CBA, a także MSW, MEN. Oprócz czyszczenia zajmowałbym się też organizacją polskiego sportu. W tym jestem dobry, do tego mam zapał.

"Dziennik" z 12 lipca 2007

POprawianie planu centrum

Prowizoryczne blaszaki na lata? Dziś Rada Warszawy zdecyduje, czy od nowa robić plan zagospodarowania centrum wokół Pałacu Kultury. To potrwa wiele miesięcy, dwa lata, a może nawet dłużej.

Plan, który teraz obowiązuje, został uchwalony rok temu pod kierunkiem ówczesnego architekta miasta Michała Borowskiego. Władzę w ratuszu sprawował PiS. Prosty układ ulic i działek miał ułatwić inwestowanie. - W 2005 r. na plac Defilad wjadą koparki - zapowiadał Lech Kaczyński, ówczesny prezydent Warszawy. Słowa nie dotrzymał.
Przed wejściem głównym do Pałacu Kultury plan przewiduje urządzenie placu, a przy nim budowę kilkupiętrowych Muzeum Sztuki Nowoczesnej (bliżej Świętokrzyskiej) i Kupieckich Domów Towarowych (bliżej Al. Jerozolimskich).
- Chcemy wysokich budynków w samym centrum, czegoś bardziej oryginalnego - mówi Jacek Wojciechowicz (PO), wiceprezydent Warszawy. Przekonuje, że realizacja Muzeum Sztuki Nowoczesnej projektu Christiana Kereza, wybranego w międzynarodowym konkursie, nie jest zagrożona. - Przygotowanie koncepcji nowego planu potrwa sześć, siedem miesięcy plus procedura jego uzgadniania. Ale w zamian możemy uzyskać znacznie lepszą jakość zagospodarowania - uważa wiceprezydent.
Koncepcję nowego planu opracowują (na razie w czynie społecznym, bo nie podpisali umowy z miastem) Andrzej Skopiński i Barłotmiej Biełyszew, którzy w 1992 r. wygrali międzynarodowy konkurs na koncepcję rozwoju ścisłego centrum. Marzą o wyokościowcach i deptaku w kształcie elipsy wokół Pałacu Kultury.
Michał Borowski, były naczelny architekt miasta
- Dwa lata zajęło nam przygotowanie i przyjęcie obowiązującego planu miejscowego. Kłopoty z nowym pojawią się na pewno. Obawiam się, że zostanie on rozpoczęty, rozgrzebany, będzie szeroko dyskutowany. I po dwóch latach okaże się, że wciąż nowego planu nie ma. Warto też pamiętać, że plan jako dokument na końcu przyjmuje wojewoda. Czy wojewoda z PiS tak łatwo go przełknie?
Panowie Andrzej Skopiński i Barłomiej Biełyszew, którzy wygrali w 1992 r. konkurs na koncepcję rozwoju ścisłego centrum, ok. dziesięciu lat cały czas rysowali mniej więcej to samo. I w końcu w 2004 r. Miejska Komisja Urbanistyczno-Architektoniczna, a z nią cała plejada znanych architektów, uznała za błąd kurczowe trzymanie się idei okrągłego bulwaru z drapaczami chmur wokół Pałacu Kultury. Skrytykowała też intensywność zabudowy. Dlatego kiedy objąłem funkcję naczelnego, zmieniłem plan. Nie dla samej zmiany, ale po to, by się go w ogóle dało zrealizować.
Od niedawna Pałac Kultury znajduje się w rejestrze zabytków. Pomysł budowy tuż obok wysokich budynków budzi wątpliwości. Konserwator zabytków może przecież wyznaczyć strefę ochronną wokół Pałacu. Drapacze chmur zmienią bowiem jego charakter.
Jakub Wacławek, prezes Oddziału Warszawskiego SARP
- Zmiana planu oznacza rozpoczęcie od nowa wszystkich procedur. To proces długotrwały (oceniany na ok. 1,5 roku) dlatego pilnie konieczna jest uchwała Rady Warszawy. Decyzja radnych nie może jednak opóźnić prac nad Muzeum Sztuki Współczesnej. Zabudowa przy pl. Defilad powinna być gotowa do 2012 r. - na Euro.
Do uchwalonego rok temu planu mieliśmy zastrzeżenia i uwagi. Za błąd uważamy np. dopuszczenie budowy domów w parku Świętokrzyskim - na rogach Świętokrzyskiej i Emilii Plater oraz Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej. W nowym planie można go naprawić.
Każda władza ma prawo do innego spojrzenia na miasto. Ja lubię wysokie budynki, które stanęły przy Emilii Plater. Ratusz zapowiada, że chce, by stawały tam kolejne. Tylko czy infrastruktura to wytrzyma? Czy uda się do tych wszystkich nowych budynków dojechać?
Mariusz Ścisło, architekt i współprojektant Kupieckich Domów Towarowych (starych i nowych)
- Bardzo podoba mi się koncepcja centrum przygotowana przez Andrzeja Skopińskiego i Bartłomieja Biełyszewa. Oni wyciągnęli to, co najważniejsze, samą esencję ze swojego konkursowego projektu z 1992 r. Zamiast okrągłego bulwaru wokół Pałacu Kultury, którym miały jeździć samochody, ma być teraz aleja spacerowa w formie eliptycznego corsa obsadzona drzewami. Ten nowy układ można nałożyć na prostą siatkę ulic z obowiązującego planu. Widziałem rysunki, na których architekci badają możliwość postawienia wysokich 100-150 metrowych budynków między corsem a Pałacem Kultury. To naprawdę bardzo dobrze wychodzi. Uważam, że tak powinno się budować w środku miasta - wysoko. Dzięki temu będziemy mieć prawdziwe centrum, a nie wygwizdów.
Przystąpienie do sporządzenia nowego planu nie musi blokować już przygotowywanych inwestycji. Do roku 2012 powinny być gotowe: KDT, Muzeum Sztuki i plac między nimi.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Autor: Dariusz Bartoszewicz

http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34862,4307977.html

2007/07/07

Gronkiewicz-Waltz traci wsparcie PO

Prezydent traci poparcie ostatnich sojuszników z PO, bo nie broni tych, którzy są po jej stronie. Stosunki z posłami i krajowymi władzami też ma nienajlepsze, bo nie chce pozwala sobą kierować i nie dzieli się sukcesami.
Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz podpadła ludziom ze swojego ugrupowania m.in. dlatego, że nie daje im posad. Otacza się raczej osobami bezpartyjnymi albo związanymi z LiD. Ale nie tylko.
Ostatni nabytek Ratusza – szef Miejskich Zakładów Autobusowych Mieczysław Magierski – w wyborach samorządowych w 2006 r. kandydował do rady Płocka z... Samoobrony. Urzędnicy zapewniają, że to fachowiec po MBA i pytają: – To lepiej, żeby na odpowiedzialnych stanowiskach zasiadali byli ZOMO-wcy albo ludzie z wykształceniem średnim zawodowym? Takich nam Platforma proponowała – słyszymy w Ratuszu.
Jak „sprzedać” szpital
W Warszawie głównymi rozgrywającymi mają być Małgorzata Kidawa-Błońska, szefowa PO w stolicy i jej zastępca Andrzej Halicki. To z nim prezydent spierać się miała o formę ogłoszenia decyzji o budowie szpitala Południowego. Ona chciała dać temat lokalnej ursynowskiej gazecie „Pasmo”, on chciał wydrukowania informacji w biuletynie PO. Gra szła o to, czy o szpitalu warszawiacy usłyszą z ust prezydent, czy z ust Platformy. Gronkiewicz-Waltz miała dyskusję zakończyć wychodząc z zebrania PO trzasnąwszy drzwiami. O szpitalu powiedziała na ursynowskim festynie. Jak długo jeszcze może trwać ten konflikt? Nie wiadomo, bo ani prezydent Warszawy Platforma nie może odwołać z funkcji, ani ona nie mając wsparcia w strukturach nie ma jak „pokazać pazura”.
Co prawda po stolicy krążą pogłoski, że może próbować ukarać lokalnych działaczy za odwołanie z funkcji przewodniczącego Rady Warszawy jej człowieka Lecha Jaworskiego, ale będzie jej trudno. Bo nie ma zaplecza politycznego, które pozwoliłoby jej np. zmienić szefa klubu w radzie stolicy. Jest nim Paweł Czekalski, który wprost mówił, że Jaworski stracił funkcje, bo jest za blisko związany z prezydent.
Błędy w polityce
– Jeśli prezydent chce cokolwiek zrobić, to niech się pospieszy, bo garstka tych, którzy w stolicy jej sprzyjają, już się wykrusza. Ludzie mówią, że skoro nie obroniła Lecha Jaworskiego, który był jej bardzo oddany, tylko pojechała na zagraniczne wakacje to może nie warto stać po jej stronie, bo w potrzebie zostawia swoich – twierdzi jeden z urzędników związanych z PO.
– Na prezydent mści się teraz to, że gdy była komisarzem Platformy, jej członków traktowała jak bandę oszustów. Starzy członkowie partii jej to pamiętają, nowych nie umie sobie pozyskać – ocenia Maciej Białecki, który z PO odszedł.
autor: Jolanta Molińska
Źródło: Życie Warszawy
http://www.zw.com.pl/zw2/index.jsp?place=Lead04&news_cat_id=245&news_id=163121&layout=1&forum_id=39085&page=text

2007/07/05

Koalicja PO z SLD na Śląsku

I wszystko stało się jasne. Już wiemy dlaczego Marszałek Moszyński musi odejść. Poseł Tomczykiewicz rzeźnik z Pszczyny buduje koalicję z SLD. A przecież PO z SLD nigdy, przenigdy i nic...

Konflikt w śląskiej PO
Tomasz Tomczykiewicz, poseł i szef PO na Śląsku podpisał projekt „umowy o współpracy na rzecz regionu” z klubem Lewicy i Demokratów w Sejmiku województwa śląskiego oraz SLD. – To pakt z diabłem. Zrobił to bez naszej zgody i wiedzy – ocenia Ewa Więckowska, posłanka PO z Gliwic. – Z inicjatywą wyszła Platforma – przyznał „Rz” Zbyszef Zaborowski, lider SLD.
Umowa jest tajemnicą poliszynela. Choć Tomczykiewicz podpisał ją w poniedziałek, Zarząd PO dotychczas nie wydał w tej sprawie komunikatu. Ewa Więckowska jest oburzona: – Rada regionu PO nie wiedziała o tym porozumieniu, a zarząd PO na Śląsku musiał ją zaakceptować post factum.
Oficjalnie, umowa ma dotyczyć współpracy w Sejmiku. Podpisał ją jednak Tomasz Tomczykiewicz i Zbyszek Zaborowski, którzy z sejmikiem nie mają nic wspólnego. Są liderami partii. – I tak ją właśnie podpisaliśmy, jako szefowie partii na Śląsku – przyznał Zaborowski. Trzecim, który podpisał dokument był Michał Czarski, były marszałek województwa z SLD. Obecnie tworzy w sejmiku klub radnych LiD.
Jak dowiedziała się „Rz” umowa o współpracy jest oparta na uchwale przygotowanej przez SLD w poprzedniej kadencji, kiedy rządził Czarski. Mówi o pomysłach na rozwój Śląska do 2020 r. – Nasza umowa obowiązywać będzie na pewno do końca kadencji sejmiku – twierdzi Zaborowski.
Martyna Starc, rzeczniczka śląskiego PO i radna w sejmiku mówi o umowie: – Chodzi o forsowanie najważniejszych dla regionu priorytetów.
PO ma w sejmiku 17 radnych, wraz z LiD - 25, a więc większość (sejmik liczy 48 radnych). Dzięki umowie będzie mogła forsować wszystko. Od dawna mówi się, że Tomczykiewicz chciał zostać marszałkiem, ale tydzień temu nie udało się odwołać jego nieskrywanego przeciwnika Janusza Moszyńskiego, również związanego z Platformą. Już wtedy radni PO dzięki wsparciu kolegów z lewicy na tej samej sesji pozbawili PiS najważniejszych funkcji w sejmiku, w tym wiceprzewodniczącego sejmiku i przewodniczących oraz wiceprzewodniczących wszystkich komisji. Od tego czasu mówiło się o coraz większej sympatii między radnymi PO i LiD.
Donald Tusk ma spotkać się w Warszawie ze śląskimi parlamentarzystami. – Jeśli jeszcze nie wie o tym porozumieniu, to go o tym poinformujemy – zapewnia Więckowska. Przez sekretariat partii poprosiliśmy o komentarz. Tusk nie odpowiedział.
Również Tomczykiewicz nie odbierał naszych telefonów.
Źródło: Rzeczpospolita

Kto będzie kandydatem na Prezydenta?

Dzisiejszy Dziennik donosi o możliwych kontrkandydatach Tuska do nominacji na kandydata na funkcję Prezydenta Polski w wyborach 2010 z ramienia PO. Wszyscy zaprzeczają, choć kto wie czy w głowach niektórych tzw. liderów PO nie rodzą się pomysły pozbawienia Tuska przyjemności startu w wyborach. To byłby jednak cios dla obecnego lidera Platformy. Chłopina przecież nie myśli o niczym innym jak tylko o tym, jak zostać Prezydentem Polski.

Tusk ma w PO konkurencję do prezydentury
Szef Platformy Obywatelskiej Donald Tusk rozpoczął przygotowania do walki o prezydenturę w 2010 r. Z informacji DZIENNIKA wynika, że zaczęto szukać ekspertów, którzy przygotują kampanię wyborczą. Ale Tusk wcale nie może być pewny, że PO pozwoli mu kandydować.
Dla Tuska batalia o najwyższy urząd w państwie może być trudniejsza niż przed dwoma laty, bo zgodnie z przyjętą na ostatnim zjeździe partii uchwałą kandydat na prezydenta ma być wybrany w powszechnych prawyborach w całej Platformie. A w szeregach PO coraz częściej pada pytanie, czy Tusk jest najlepszym kandydatem na prezydenta po tym, jak w 2005 r. przegrał z Lechem Kaczyńskim.
Jako kontrkandydaci wymieniani są Bronisław Komorowski, Julia Pitera, Hanna Gronkiewicz-Waltz, obecny prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz czy Ewa Kopacz. "Uchwała dotycząca partyjnych prawyborów została przyjęta, jednak do tej pory zarząd partii nie przygotował regulaminu takich wyborów. Nie wiadomo, jaki ma być ich tryb, jak długo ma trwać kampania. Jeżeli jesteśmy liberałami i wierzymy w wolną konkurencję, to powinniśmy o niej pamiętać także w szeregach własnej partii, zamierzam w tej sprawie interweniować" - mówi autor uchwały, senator Jacek Bachalski. Tłumaczy też, dlaczego przepisy powinny powstać jak najszybciej. "Ewentualni kontrkandydaci Donalda Tuska powinni mieć odpowiednio dużo czasu na przygotowanie się do rywalizacji z tym najpopularniejszym politykiem Platformy".
Sekretarz generalny PO Grzegorz Schetyna uspokaja. "Będziemy szli w kierunku wewnątrzpartyjnych wyborów. Zarząd przygotuje szczegółowe propozycje. Ostateczną decyzję podejmie jednak rada krajowa partii" - mówi Schetyna. Dodaje, że w Platformie panuje powszechne przekonanie, że tym razem Tusk będzie miał oficjalnego kontrkandydata. Twierdzi jednak, że medialne szkolenie Tuska nie ma nic wspólnego z wyborami prezydenckimi. "Chodzi o inną akcję. Szkolimy po prostu ludzi Platformy, którzy występują w mediach" - zapewnia sekretarz PO.
Niektórzy już myślą po cichu o starcie. "Wszystko wskazuje, że kontrkandydatem Tuska będzie Rafał Dutkiewicz. Trudno nie odnieść też wrażenia, że szykuje się do tego Hanna Gronkiewicz-Waltz, odkąd została prezydentem Warszawy. Już stworzyła sobie w stolicy własne zaplecze ludzi, promuje na każdym kroku swoje nazwisko. Banery z rożnych akcji patronowanych przez stołeczny ratusz zamiast sentencji :akcja pod patronatem prezydenta miasta" podpisywane są hasłem :akcja pod patronatem Hanny Gronkiewicz-Waltz" - mówi nam jeden z posłów PO.
Inni przyznają, że o kandydowaniu poważnie myśli Julia Pitera, która liczy na to, że jako kobieta reprezentująca centrum sceny politycznej będzie miała większe szanse na zwycięstwo z dwoma mężczyznami, którzy będą reprezentować prawą i lewą stronę sceny politycznej. Pojawiają się spekulacje, że również i ona od pewnego czasu korzysta z usług specjalisty od wizerunku medialnego.
Jednak zdaniem Janusza Palikota chętnych do startu w prawyborach jest wielu, ale realnie o prezydenturę Polski poza Donaldem Tuskiem powalczyć może jedynie Bronisław Komorowski. "Nie sądzę, by ktoś miał szansę stać się poważnym kandydatem oprócz niego" - ocenia Palikot. Odsłania on także kulisy politycznych scenariuszy przygotowywanych przez Platformę. "W tej chwili poważnie rozważana jest opcja, że po kolejnych wyborach parlamentarnych Donald Tusk zostanie premierem. Jeśli stanie na czele koalicyjnego rządu, pojawi się pytanie, czy będzie mógł kandydować na prezydenta, więc ostatecznie sprawa rozstrzygnie się kilka miesięcy po wyborach parlamentarnych. Nie wykluczałbym scenariusza: Tusk na premiera, Komorowski na prezydenta" - opowiada Palikot.
Autor: Artur Grabek, Anna Wojciechowska
Źródło: Dziennik

2007/07/04

Czy Waldy Dzikowski jest skorumpowany?

Pamiętacie Państwo posła o śmiesznym imieniu Waldy? To wiceprzewodniczący PO. Ten sam, który nie zrezygnował z mandatu, gdy pojawiły się wobec niego zarzuty o korupcji. Obecnie prokuratura umorzyła wobec niego śledztwo wobec nie odebrania mu immunitetu przez Sejm RP. A tyle było krzyku z ław poselskich PO, że nie będa się chować za immunitetami poselskimi. Sprawa jednak ma swój ciąg dalszy...

Akt oskarżenia w sprawie korupcji w Urzędzie Gminy Tarnowo Podgórne
Akt oskarżenia przeciwko sekretarzowi i inspektorowi ds. budownictwa Urzędu Gminy Tarnowo Podgórne wpłynął do Sądu Rejonowego w Poznaniu - poinformowała we wtorek PAP rzecznik tamtejszej prokuratury apelacyjnej, Anna Woźniak.
Akt oskarżenia związany jest ze śledztwem w sprawie korumpowania urzędników przez właściciela jednej z firm budowlanych w latach 1997-99. W śledztwie tym prokuratura umorzyła postępowanie wobec byłego wójta Tarnowa Podgórnego, a obecnie posła Platformy Obywatelskiej Waldy Dzikowskiego - ze względu na nieuchylenie mu immunitetu przez Sejm.
Tomaszowi G., zajmującemu wówczas stanowisko inspektora do spraw budownictwa w Urzędzie Gminy Tarnowo Podgórne, zarzucono przyjęcie 23 tys. złotych od wykonawcy modernizacji siedziby Urzędu Gminy. G. w tym okresie dwukrotnie miał uzależnić podpisanie protokołu odbioru prac budowlanych od otrzymania łapówki. Za zarzucane mu czyny grozi do 10 lat więzienia.
Krzysztofowi K., który w 1999 roku był sekretarzem Gminy, za pozytywne rozstrzygnięcie przetargu zwycięska firma wyremontowała mieszkanie. Remont miał kosztować ok. 17 tys. złotych. Oskarżonemu grozi kara do 10 lat więzienia.
Źródło: PAP
kpr/ wkr/ jra/

Jak radni do Tajpej pojadą

No cóż, uczyć od innych to się możemy. Przykładów nasi radni szukają w odległym Tajwanie. Oto delegacje z tego zacnego kraju przybyła i... nie miał jej kto powitać. A wszystko za sprawą wewnętrznych sporów w Platformie, która odwołała własnego przewodniczącego. Z sytuacji wybrnięto i ustalono rewizytę. Ciekawe kto będzie szczęśliwcem...

Czego możemy się nauczyć od radnych z Tajpej
Kto przyjmie delegację z Tajwanu, gdy przewodniczący Rady Warszawy Lech Jaworski został niespodziewanie odwołany? - zastanawiali się w ubiegły czwartek stołeczni samorządowcy.
Dla niektórych sprawa była prosta: - Przywita ich nowa przewodnicząca Ewa Malinowska-Grupińska. W końcu w dyplomacji takie zmiany się zdarzają - stwierdził radny Paweł Czekalski (PO).
Inni wietrzyli problem. Wewnętrzny konflikt w Platformie miał się przerodzić niemal w międzynarodową kompromitację: -To z Jaworskim osobiście radni z Tajpej byli umówieni. Będzie wstyd -mówiono.
Delegacji ostatecznie nie przyjęli wczoraj ani Jaworski, ani Malinowska-Grupińska, tylko wiceprzewodniczący rady: Ligia Krajewska i Marek Rojszyk. Wstydu nie było, bo tajwańscy samorządowcy ze zrozumieniem przyjęli wyjaśnienia.
Wszyscy byli w Polsce pierwszy raz, w ramach współpracy miast bliźniaczych. Zwiedzili Łazienki i Muzeum Powstania Warszawskiego. Z wiceprezydentem Andrzejem Jakubiakiem rozmawiali o współpracy gospodarczej i kulturalnej miast.
Czego Warszawa może się nauczyć od Tajpej?
-Tam wciągu siedmiu lat zbudowano sześć linii metra i dwa parki technologiczne. Myślę, że z korzyścią dla miasta będzie przyjrzenie się zastosowanym przy tych inwestycjach rozwiązaniom - stwierdziła Ligia Krajewska.
Warszawscy radni zostali zaproszeni do Tajwanu.
Źródło: Rzeczpospolita, ikr