2011/03/31

Pitera strofuje: Jestem od pani starsza

Pełnomocnik ds. Opracowania Programu Zapobiegania Nieprawidłowościom w Instytucjach Publicznych w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów - funkcję o tak skomplikowanej nazwie pełni w rządzie Julia Pitera. Na czym dokładnie ta praca polega i jakie sukcesy ma Pitera na swoim koncie, usiłowała dowiedzieć się prowadząca "Poranek" w TVN24 Katarzyna Werner. Skończyło się słowną utarczką z panią minister i pouczeniem ze strony Pitery: Pani redaktor, jestem od pani trochę starsza.
W TVN24 gościem Katarzyny Werner była Julia Pitera, którą ostatnio ostro skrytykowało SLD i PJN. SLD zarzuciło Piterze brak osiągnięć. - Po trzech latach brak ustawy antykorupcyjnej, Pitera nie zajmowała się ustawą hazardową, choć to jej obowiązek - wytyka SLD. Także PJN krytykuje minister twierdząc, że efekty jej pracy są "znikome, żeby nie powiedzieć żałosne".
"Tylko pozornie to drobne sprawy"
- W następstwie naszej pracy urzędy mają zacząć działać prawidłowo. Mają być jasne kryteria wyboru urzędników, prawidłowe gospodarowanie finansami, dotrzymywanie terminów, brak zaległych spraw - tłumaczyła w TVN24 Pitera. Przywołała m.in. fakt, że w jednym z ministerstw po zakończeniu rządów PiS było aż 3 tysiące zaległych spraw. Wspomniała również sprawę ankieterów GUS, którym urząd nie płacił za wykonywaną pracę.

- Pozornie są to drobne sprawy, ale tylko pozornie - powiedziała Pitera, dodając, że żaden inny urząd: ani CBA, ani ABW ani nawet NIK nie zajmują się niesprawnym funkcjonowaniem urzędów. - NIK przeprowadza kontrole, ale wybiórczo, poza tym podlega parlamentowi, a nie premierowi, a ja jestem urzędnikiem KPRM - wyjaśniała minister.
Największy sukces? "Trudno mi powiedzieć"
Na pytanie, jaki jest jej największy sukces, Pitera odpowiedziała: - Trudno mi powiedzieć, wszystkie kontrole wiszą na stronach internetowych Sejmu - stwierdziła, po czym wymieniła kilka pomyślnie zakończonych akcji. Jej zdaniem, dzięki jej pracy uratowano ogromne sumy pieniędzy przed zmarnotrawieniem.

Minister odniosła się także do zarzutów o wysokie koszty utrzymania jej urzędu, co zarzuciło jej SLD. Politycy Sojuszu wyliczyli, że pensja Pitery w ciągu trzech lat urzędowania wyniosła ok. 450 tys. zł; a 6 jej współpracowników kosztuje co miesiąc 5 tys. zł każdy. Według SLD urząd pełnomocnik ds. walki z korupcją obciążył więc budżet kwotą ponad 1 mln zł.
"Zarabiam tyle, co poseł"
- Moja pensja wynosi tyle, ile pensja posła, czyli każdy z tych panów może zajrzeć do oświadczeń majątkowych - odcięła się minister. Dodała, że po to właśnie wymyślono wybory, żeby ludzie mogli oceniać polityków.

- Ale nie mamy wpływu na to, jakich urzędników powołuje się na urzędy - odparła Katarzyna Werner.

- Mamy. Pani redaktor, ja jestem trochę od pani starsza - próbowała oponować Pitera.

- Możemy pani nie wybrać, ale nie do końca wyborcy mają możliwość rozliczenia ministrów - powiedziała Werner.

- To nieprawda. Premier bierze odpowiedzialność za rząd, na tym polega demokracja, że partia ponosi odpowiedzialność - stwierdziła minister.

- Czy warto było powoływać taki urząd? - próbowała pytać prowadząca.

- Nie namówi mnie pani (na taką odpowiedź - red.) - odparła minister. - Ja mam pilnować, żeby instytucje działały wspólnie, bo z tym jest "tak sobie". Powielania się urzędów w Polsce nie ma, ale mamy problem żeby urzędy działały sprawnie. To, co robię, jest wykonywaniem obowiązku z ramienia rządu, staram się wypełniać zobowiązanie. Bardzo dużo się zmieniło - skwitowała.

jk//kdj/k, TVN24

Julia Pitera wyleci z PO? "Mści się na przeciwnikach"

- Wykorzystywała pozycję polityczną do prywatnych celów, mści się na krewnych swoich przeciwników politycznych - mówią dwaj działacze mokotowskiej Platformy, którzy złożyli do sądu koleżeńskiego wniosek o wyrzucenie z Platformy Julii Pitery.

Chodzi o Piotra Kremplewskiego, byłego radnego i wiceszefa mokotowskiej Platformy, oraz Wiktora Czechowskiego, dziś szeregowego działacza, w przeszłości wieloletniego wiceburmistrza Mokotowa. - Minister Julia Pitera zachowała się nieetycznie, walcząc o wykup należącego do miasta strychu - mówi Kremplewski. Przyznaje, że sprawa nie jest nowa - dotyczy końcówki lat 90. W tym czasie Julia Pitera jako prawicowa radna opozycji walczyła z samorządową elitą władzy, czyli rządzącą miastem koalicją SLD-UW, w której kluczową rolę odgrywał Paweł Piskorski.

Bez przebaczenia
Kremplewski mówi, że dotarł do dokumentów, które rzucają nowe światło na metody, jakimi posługiwała się obecna pani minister. - Starając się o wykup strychu, groziła urzędnikom. To nieetyczne, szkodzące wizerunkowi partii - ocenia.

We wniosku o ukaranie skierowanym do sądu koleżeńskiego powołuje się na pismo Julii Pitery z sierpnia 1999 r. Obecna minister ds. walki z korupcją skarży się prezydentowi miasta na działalność mokotowskiego urzędu dzielnicy, z którym spierała się o pomiar zajmowanego strychu i co za tym idzie jego wycenę. W jej piśmie do prezydenta Warszawy czytamy: "Przystąpię ze znaną zapewne panu konsekwencją do wyjaśnienia wszystkich okoliczności opisanej sprawy na wszelki możliwy i dostępny sposób, nie oglądając się ani na koszta, ani na skutki polityczne, ani też dalsze losy zawodowe i przyszłe kariery osób, które przysporzyły mi kłopotów".

Zdaniem skłóconych z Piterą działaczy była to zapowiedź zemsty na urzędnikach. Wiktor Czechowski jest przekonany, że to właśnie minister ds. walki z korupcją naciska na ratusz i łamie karierę jego córki Justyny Najgrodzkiej. Jak pisaliśmy, urząd Ursynowa, w którym Najgrodzka pracowała jako urzędniczka ds. nieruchomości, nie przedłużył z nią umowy o pracę. A gdy na początku roku wygrała konkurs, dzięki któremu mogłaby wrócić na etat, ratusz unieważnił go z powodów formalnych.

Zemsta za ojca

W ocenie Wiktora Czechowskiego to zemsta za czas, w którym, kierując mokotowskim urzędem, spierał się z Piterą o strych. Mimo wspólnego celu - wyrzucenia Pitery z partii - obaj działacze złożyli w sądzie koleżeńskim odrębne wnioski. Czechowski tak jak Kremplewski przypomina naganne jego zdaniem zachowanie Pitery w czasie starań o zakup strychu. Dodaje pretensje o jego zdaniem bezzasadne szykany pod adresem jego córki, która, nawiasem mówiąc, również należy do partii Tuska.

- To oznacza, że musimy przeprowadzić dwie odrębne sprawy - mówi Kacper Pietrusiński z regionalnego sądu koleżeńskiego Platformy. - Przed wyrokiem mogę więc powiedzieć tylko tyle, że aby ukarać Julię Piterę za sprawę sprzed przeszło 10 lat, skarżący muszą mieć naprawdę mocne zarzuty.

Julia Pitera nie chciała sprawy komentować. Warszawscy posłowie PO przypominają, że starania o wykup strychu wielokrotnie wyjaśniała. Podkreślają, że skarżący to osoby w przeszłości współpracujące z Pawłem Piskorskim.
- Pitera pozbawiała "piskorczyków" wpływów i stanowisk, więc się mszczą - mówi warszawski poseł PO. - Z pozoru nie mają szans, ale ta sprawa to skutek wewnątrzpartyjnych walk. Nie są więc sami i wyrok w tej sprawie to niewiadoma.

W kuluarach mówi się, że za atakiem na Piterę stoi Andrzej Halicki, warszawski poseł i lider mazowieckiej Platformy. - Andrzeja popierają marszałek Schetyna i rzesze działaczy na Mazowszu; Piterę - Hanna Gronkiewicz-Waltz i premier. Idą wybory, więc zaczęła się rywalizacja, również wewnątrz partii - mówią w PO.
Gazeta Stołeczna, Jan Fusiecki