2009/03/16

Senator Misiak zapracował na swoje kłopoty

Legnicko-jeleniogórski senator PO Tomasz Misiak zaklina się, że na decyzję o przyznaniu jego firmie stoczniowego kontraktu nie wpływał. Ale przez minione lata ciężko pracował na to, żeby mu nie wierzyć
W sobotę "Gazeta" opisała przypadek Tomasza Misiaka, pochodzącego z Wrocławia senatora PO i biznesmena, który popadł w konflikt interesów. Najpierw jako szef komisji gospodarki narodowej pracował nad specustawą stoczniową, a później firma Work Service, której jest współwłaścicielem i przewodniczącym rady nadzorczej, otrzymała związany z nią wart kilkadziesiąt milionów kontrakt. Chodzi o doradztwo 8 tys. pracowników zwalnianych z likwidowanych Stoczni Gdynia i Szczecińska Nowa.
Zastanawiający jest nie tylko fakt przyznania kontraktu firmie Work Service, ale również tryb, w jakim to zrobiono. Agencja Rozwoju Przemysłu najpierw ogłosiła przetarg i zachęcała spółki do udziału w nim. Później przyznała jednak zlecenie w tzw. formule z wolnej ręki firmie Misiaka oraz poznańskiej spółce DGA.
W sobotę senator Misiak na konferencji prasowej tłumaczył, że nie był zaangażowany w proces decyzyjny w sprawie specustawy. Twierdzi, że wszystkie poprawki, które zgłaszał, uzgadniał z Ministerstwem Skarbu. Wzruszył wręcz dziennikarzy, gdy przepraszał swych kolegów z Work Service za to, że mają przez niego kłopoty.
Właściwie powinniśmy senatorowi Misiakowi i jego towarzyszom niedoli współczuć. I pewnie bym i ja współczuł, gdyby nie to, że jego kariera naszpikowana jest wydarzeniami, których wydźwięk jakoś dziwnie współbrzmi ze sprawą kontraktu dla Work Service.
Pompki z UW
Dzisiejszy senator PO wywodzi się z bardzo prężnego środowiska młodych polityków - studentów dawnej Akademii Ekonomicznej. Zaczynał w komitecie wyborczym Aleksandra Kwaśniewskiego, ale później został członkiem Unii Wolności.
To właśnie w Akademii Ekonomicznej doszło do słynnego zjazdu regionalnego tej partii, podczas którego szefem lokalnych struktur został Jacek Protasiewicz. Walka między nim a Władysławem Frasyniukiem była ostra, a rozstrzygnęło ją tzw. pompowanie kół partyjnych, czyli hurtowe zapisywanie do partii nowych członków, których głosy miały przechylić szalę zwycięstwa na właściwą stronę. Protasiewicz zwycięstwo zawdzięczał właśnie kołu z AE, które z kilkunastu działaczy rozrosło się do ponad setki.
Pompowaniem kół (bo nie tylko na AE je pompowano) zajął się nawet sąd partyjny UW. Ukarano za nie ludzi z otoczenia Misiaka, jemu samemu nie spadł włos z głowy.
Kompania z Oskara
Kolejne wątpliwości towarzyszyły założeniu firmy Work Service, która będzie doradzać stoczniowcom. Jej korzenie tkwią w Fundacji "Oskar", którą Misiak i Tomasz Hanczarek (dziś wrocławski radny PO i członek zarządu Work Service) kierowali podczas studiów w Akademii Ekonomicznej. Fundacja prowadziła bank stancji i pracy dla studentów, organizowała kursy przygotowawcze na studia i Targi Pracy. Miała oddziały w kilkunastu miastach. Od uczelni przejęła prowadzenie popularnych klubów Enigma i Simplex. Rok przed odejściem z Oskara Misiak z Hanczarkiem przejęli od niego najbardziej dochodową spółkę, w której to oni reprezentowali fundację. Chodzi właśnie o Work Service. Spotykali się później z zarzutami, że w uczelnianej fundacji prowadzili prywatne firmy. Obaj podkreślali, że prawa nie złamali.
Euro Art radnych
Kolejny raz o Misiaku głośno było w 2000 roku. On i Hanczarek byli wtedy już miejskimi radnymi. We Wrocławiu miał być zorganizowany Festiwal Euro Art Meeting - wielka impreza na milenium miasta. Ktoś wpadł na pomysł, żeby zorganizowali ją właśnie oni. Tak powstało stowarzyszenie Euro Art Meeting, w którego władzach obaj się znaleźli. Natomiast przewodniczącym festiwalu został Marek Heinke, który rok wcześniej po aferze z pompowaniem kół odszedł z Unii Wolności.
Na festiwal miasto przeznaczyło 3 mln zł, ale pod zarządem stowarzyszenia kosztował on o milion więcej. Długo po jego zakończeniu spłacano wierzycieli.
Mimo to stowarzyszenie kierowanie m.in. przez Misiaka i Hanczarka pół roku później znów dostało zlecenie od miasta, tym razem na zorganizowanie plenerowego sylwestra na placu Wolności. I sytuacja się powtórzyła - jeszcze trzy miesiące po zabawie na Euro Art Meeting narzekali rozgoryczeni artyści i firmy, którym nie zapłacono. Radni tłumaczyli, że tym razem zawiniło miasto, a artyści przekonywali, że to nie z miastem się umawiali.
Kwestia smaku
Ktoś kiedyś napisał, że politykom liberalnych ugrupowań w Polsce najbardziej dotąd szkodziła całkowicie wyprana z tzw. wrażliwości społecznej retoryka neoliberalna oraz dorobiona im gęba politycznych geszefciarzy. Nad pierwszym problemem ciężko pracuje premier Donald Tusk i ma już całkiem dobre wyniki. Co do drugiego - to PO wciąż wniosków nie wyciąga, a senator Misiak to najlepszy tego dowód.
Nie ma przepisów regulujących dobry smak czy polityczną klasę. Misiak może się więc nad swoją ciężką dolą polityka-biznesmena nadal użalać i co chwilę podkreślać, że przecież prawa nie złamał. Powinien jednak zauważyć, że wielu jego kolegów, zanim wzięło się za uchwalanie ustaw, uciekło z biznesu. Tak zrobił m.in. wicepremier Grzegorz Schetyna, który zrezygnował z koszykarskiej spółki i został tylko politykiem. Wybrał politykę, pożegnał się z biznesem. Misiak też powinien to zrobić. Dopiero wtedy będzie mógł płakać nad własnym nieszczęściem.
Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław
Mirosław Maciorowski

1 komentarz:

Vito pisze...

Dużo ludzi ucierpiało w Worku.. Ale jednak w koncu sprawiedliwość jest górą! więcej troski o ludzi którzy zarobili Ci kasę! Wstyd! Spółka nieudaczników i oszukańców!