Więcej szans na stworzenie alternatywy wobec układu PO-PiS ma centrolewica. Jej liderom łatwiej udowodnić, że od początku przestrzegali przed zdominowaniem polityki polskiej przez dwa ugrupowania prawicowe.
Na obrzeżach prawicy i lewicy zapanował ruch. Powstały dwie nowe inicjatywy. Na prawicy to Ruch Obywatelski "Polska XXI". Po lewej stronie to zapowiedź formacji tworzonej przez polityków skupionych wokół eurodeputowanych SdPl i Partii Demokratycznej.
Obserwatorzy nie wróżą im sukcesu. Politykę polską zdominował - wydaje się, że na długo - podział na radykalny PiS i umiarkowaną PO, którym sekundują chłopski PSL i sentymentalnie PRL-owski SLD z kilkuprocentowym poparciem. Emocje uruchomione konfrontacją Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska w czasie wyborów prezydenckich w 2005 roku tylko się potęgują. Najnowsze wydarzenia pokazują, że to, co najciekawsze (najśmieszniejsze lub najbardziej groteskowe - do wyboru, w zależności od gustu), dopiero przed nami. Nowe inicjatywy mogą co najwyżej zabiegać o wykrojenie niewielkiej części elektoralnego tortu. Warto im jednak poświęcać więcej uwagi nie tylko z kronikarskiego obowiązku. Najnowsze dzieje Polski dostarczają wielu przykładów, że koniunktura polityczna może szybko się zmienić. A wtedy znaczenia nabiera zawczasu wykrystalizowana alternatywa. Wciskanie szpilkiPolska XXI skupia przede wszystkim uciekinierów z PiS-u, ale nie brakuje tam i byłych działaczy PO. To takie stowarzyszenie sierot po IV RP, są wśród nich twórcy i propagatorzy tego hasła. W Sejmie działa ich pięcioosobowe koło parlamentarne, w internecie uruchomili portal. Na Dolnym Śląsku, a także w kilku innych regionach, powstały lokalne komitety skupiające samorządowców.
Politycy Polski XXI nie przekształcając ruchu w partię polityczną, skrywają prawdziwe intencje, jakby bali się falstartu. Jednak nie kryją, że ich celem jest wybór prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza na prezydenta Polski w 2010 roku. Na razie poparcie dla Dutkiewicza nie przekracza kilku procent i nie widać łatwego sposobu na zmianę tego stanu. W całym kraju Dutkiewicz nie jest dostatecznie rozpoznawalny, nie ma też za sobą poparcia struktur partyjnych i związanych z nimi środków finansowych. Na prawicy panuje ogromna ciasnota. Dziś trudno sobie wyobrazić, by ktokolwiek wcisnął choćby jedną prawicową szpilkę między PO i PiS. Nawet gdyby po dwóch kolejnych latach konfrontacji Kaczyński - Tusk wzrosło zapotrzebowanie na trzecią siłę, Polska XXI słabo nadaje się do roli alternatywy. Nie wyniesie Dutkiewicza do władzy jego sztandarowe hasło o konieczności zmiany konstytucji oraz wzmocnieniu prezydenta. Konserwatyści mają rację, nazywając niedawny spór między premierem a prezydentem "gorszącym spektaklem". Racji jednak nie mają, gdy twierdzą, że "w sporze tym odzwierciedla się zasadnicza wada polskiego ustroju politycznego". Konstytucjonaliści wykazali, że przyczyną napięć na szczytach władzy nie jest zła konstytucja, lecz obniżenie standardów jej stosowania przez najwyższych urzędników. Dlaczego ludzie niezadowoleni z niepodzielnych rządów prawicy mieliby właśnie w Polsce XXI dostrzec alternatywę dla Kaczyńskich i Tuska? Kazimierz Michał Ujazdowski, spiritus movens inicjatywy, deklarował niedawno („Pośpiech jest potrzebny przy łapaniu pcheł”, „Rzeczpospolita” z 18 września): „Zanikła całkowicie debata publiczna, parlament przestał być miejscem poważnych dyskusji, takich jak w latach 90. Wszystko jest pro- albo antyrządową propagandą. Pole do poważnej dysputy i korekty poglądów w ogóle nie istnieje.(...) Właściwie Polska stoi w miejscu od 2005 roku”.W ustach ministra rządu koalicji PiS-Samoobrony-LPR słowa te nie brzmią poważnie. Za to, że Polska stoi w miejscu, a debata publiczna nie jest godna tego miana, Ujazdowski i jego koledzy ponoszą ogromną odpowiedzialność. To oni najgłośniej perorowali o "rewolucji semantycznej", jaka miała nastąpić w Polsce po roku 2003.
Realnym celem, jaki może stawiać przed sobą Polska XXI, jest uzyskanie przez Dutkiewicza kilku procent poparcia i dogadanie się dzięki temu z PO lub PiS na temat wspólnego startu w wyborach parlamentarnych w 2011 roku. Wokół Polski XXI może też krystalizować się nowa formacja prawicowa, gdy po ewentualnej przegranej Lecha Kaczyńskiego lub Tuska zacznie się ferment w ich partiach. Odebrać PO lewicowych wyborcówWięcej szans na stworzenie alternatywy wobec układu PO-PiS mają środowiska centrolewicy, które zebrały się tydzień temu w Krakowie. Ich liderom łatwiej udowodnić, że od początku przestrzegali przed negatywnymi skutkami zdominowania polityki polskiej przez dwa ugrupowania prawicowe. Mogą też odwołać się do licznych wyborców centrolewicy, którzy w ostatnich wyborach zagłosowali na PO lub - w mniejszym stopniu - na PiS. Mają czytelną wizję przyszłości Polski i jej miejsca w UE. I wreszcie - stoją za nimi struktury partyjne, które, choć słabe, zarządzają środkami na przeprowadzenie skutecznej kampanii wyborczej. Ich głównym problemem jest nieprzezwyciężona zła pamięć o rządach SLD. Upadek LiD nikomu nie przyniósł korzyści. SLD pogrążył się w wewnętrznych swarach, a pozostałym uczestnikom zagroziła całkowita marginalizacja. Od ponad pięciu lat lewica ma ten sam problem - zajmuje się sobą zamiast prezentować odmienny niż PO czy PiS program dla Polski. Lewica nie ma lidera, wokół którego mogłaby się skupić. Do roli tej nie nadaje się Grzegorz Napieralski, który zamiast jednoczyć, zajął się zwalczaniem konkurentów i zepchnął SLD w lewicowy populizm. Twarda opozycyjność wobec rządu oznacza wręcz nieformalny sojusz z PiS. Do roli lidera lewicy nie pretendują też Aleksander Kwaśniewski ani Włodzimierz Cimoszewicz - jej naturalny kandydat do prezydentury. W tej sytuacji jedynym politykiem, który wyraża chęć walki o centrolewicowych wyborców, jest Dariusz Rosati oraz stojący za nim Paweł Piskorski. Rosati nie unika jednoznacznych deklaracji. O SLD powiedział ("Nie buduję tratwy dla Kalisza", "Dziennik", 25-26 października): "Nie odpowiada mi totalna walka z Kościołem czy popieranie prezydenckiego weta w sprawie ustawy medialnej". O swoim celu: "Uważamy, że Polsce jest potrzebny nowy byt polityczny, bo wielki nieobecny, czyli elektorat centrowo-lewicowy, nie ma swojej reprezentacji, nie ma siły, na którą mógłby głosować, bo istniejące partie straciły swą wiarygodność, a zagrożenie ze strony PiS jest tak duże, że ci ludzie wolą na wszelki wypadek popierać PO, bo to daje gwarancję odsunięcia Kaczyńskich. Trzeba przywrócić normalność, czyli PO musi oddać elektorat lewicowy".
Rosati wsparty politykami SdPl, PD oraz innych środowisk centrolewicowych, nie jest bez szans. Sam do polityki wnosi kompetencje w sprawach ekonomicznych i międzynarodowych, inni politycy zaś doświadczenie w pracy państwowej i politycznej. Piskorski ma talent organizatora, a po oczyszczeniu z zarzutów korupcyjnych chciałby wziąć rewanż na dawnych kolegach z Platformy. Centrolewica może więc zaprezentować interesującą ofertę programową i personalną, którą spora część wyborców uzna za swoją. Ogranicza ją konieczność stoczenia wyniszczającej walki z SLD. Rosati uważa, że należy iść samemu, nie oglądając się na Sojusz. Mógłby to ogłosić już dzisiaj, dzięki czemu zepchnąłby SLD do defensywy. Na przeszkodzie stanął jednak Cimoszewicz. W Krakowie ogłosił, że jego celem jest doprowadzenie do powstania wspólnej listy wszystkich środowisk lewicowych. To wariant, którego Rosati nie może z góry odrzucić, ale trudny do realizacji. Nie po to Napieralski popchnął Wojciecha Olejniczaka do rozbicia LiD i wyeliminował go z władz partii, by ustępować miejsca innym pretendentom do miana lidera lewicy. O połączeniu sił SLD rozmawiać będzie jak hegemon. Ewentualne porozumienie będzie zawarte na jego warunkach. Centrolewica jest w trudnej, ale zarazem komfortowej sytuacji. Żeby wykazać, że jest zdolna do politycznego istnienia, musi odnieść sukces w przyszłorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Dopiero na tej podstawie może konstruować jakiekolwiek plany na przyszłość. Może startować samodzielnie, jej politycy mogą też współtworzyć wspólną listę z Sojuszem. Jedno nie podlega dyskusji - centrolewica musi pokazać Polakom własną tożsamość programową i polityczną oraz determinację w propagowaniu wartości, które wysunęła na swoje sztandary.
Gazeta Wyborcza
Mirosław Czech
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz