2008/10/07

Jak rozliczyć Max-Film z likwidacji kin

Konieczne są kontrola NIK i szybki plan restrukturyzacji samorządowej spółki Max-Film, która zamiast promować kulturę postawiła na ryzykowne biznesy i sprzedaż nieruchomości - to opinie po naszym wczorajszym tekście o jej interesach.
Spółka, której jedynym udziałowcem jest samorząd województwa mazowieckiego reprezentowany przez marszałka Adama Struzika (PSL), powstała, by promować kulturę. Wyposażona przez skarb państwa w "markowe" kina m.in. Relax, Skarpa, Wars, Iluzjon i Ochotę miała walczyć o widzów. W praktyce zajęła się obrotem nieruchomościami i walką o miejsce na rynku komercyjnych multipleksów.
Max-Film to także pula politycznych posad. Kolejne zarządy spółki tworzyli koalicyjni partnerzy PSL. W branży filmowej działali więc protegowani PO, LPR i PiS.
Działalność deweloperska rozkwitła pod rządami rekomendowanego przez PO prezesa Krzysztofa Andrackiego, który prowadził spółkę do lata 2007 r. Efekt? W Relaksie mają być luksusowe delikatesy, zamiast Skarpy i Warsa - apartamentowce. Zaś walka o masowego widza to multipleksy w Tychach i na Pradze-Północ. Oba deficytowe.
Mimo tych niepowodzeń Max-Film buduje kolejne duże kina w Płocku i Siedlcach. Będą kosztować 55 mln zł. Obecny prezes spółki Lech Jaworski przyznaje, że nigdy nie zdecydowałby się na dwie tak poważne inwestycje, ale decyzję podjęli jego poprzednicy. Zapewnia, że Max-Film będzie spółką z misją: - Chcę odejść od wizerunku firmy zajmującej się obrotem nieruchomościami. Z przekąsem powiem, że muszę, bo mam dużo mniej budynków niż na starcie.
Premierą Max-Filmu w nowej roli będzie samodzielne poprowadzenie Luny przy Marszałkowskiej. Z kinem żegna się spółka SPI, która prowadziło je od 2002 r., zdobywając publiczność repertuarem kina europejskiego i niezależnego. Prezes Jaworski nie przedłużył spółce umowy.
Julia Pitera, minister ds. walki z korupcją, warszawska posłanka PO: - Max-Film to przykład, kiedy instytucje mające reprezentować interes publiczny zaczynają prowadzić działalność daleką od celów statutowych. Spółka uwłaszczona na niebagatelnym majątku w centrum Warszawy najwyraźniej uznała, że sprzedaż ziemi nie wymaga takiego kunsztu, jaki jest potrzebny przy zarządzaniu instytucją kultury, więc wziął się za działalność deweloperską i obrót nieruchomościami. Na 100 proc. zainteresuję spółką instytucje kontrolne - NIK albo Regionalną Izbę Obrachunkową, która już dawno powinna prześwietlić działalność Max-Filmu. Coś takiego w ogóle nie powinno istnieć. To dla samorządu mazowieckiego działalność uboczna. Poza tym, na litość boską, czy kina muszą być własnością władzy publicznej? Idąc do kina, nie kieruję się stanem własności tylko repertuarem i warunkami.
Małgorzata Kidawa-Błońska, posłanka, szefowa warszawskiej PO: - Dotychczasowa działalność Max-Filmu pokazuje, że ta spółka właściwie nie wie, czym ma się zajmować. Zapewniam, że nie da się połączyć roli instytucji filmowej, którą Max-Film ma zresztą w nazwie z działalnością na rynku deweloperskim. To dwie różne branże. Jeśli spółka chce się skoncentrować na kulturze, powinna inwestować w małe, jednosalowe kina z ambitnym repertuarem. Takie miejsca zdobywają coraz więcej publiczności. Sama mam dosyć szelestu pop-cornu w multipleksach. Kino niezależne, edukacyjne to trudny rynek, rozumiem, że też zarząd Max-Filmu musi mieć zysk. Z tego rozlicza go reprezentujący właściciela marszałek województwa. Ale wbrew pozorom to instytucja, która dysponuje ogromnym majątkiem. Potrzebny jest szybki program naprawczy i restrukturyzacja, dzięki której udałoby się ocalić to, co spółka ma najcenniejszego. Jako posłanka zajmująca się kulturą i była warszawska radna, która bezskutecznie walczyła o kino Wars, obiecuję zająć się sprawą. Myślę, że w tym tygodniu uda mi się zgromadzić komplet dokumentów spółki, w tym także niejasności wokół sprzedaży stołecznych kin. Problem jest poważny, chcę porozmawiać o Max-Filmie z marszałkami województwa.
Jacek Bromski , prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich: - Zamiana kina Relax na delikatesy jest klęską nas wszystkich. Z niepokojem przyglądam się sytuacji, w jakiej znalazło się kino Iluzjon. Budynek z ul. Narbutta również należy do Max-Filmu, tymczasem Iluzjon jest zmuszony do tułania się po mieście. Ciągle nie wiemy, jaka będzie jego przyszłość. A rozwiązanie wydaje się proste - budynek powinien zostać wyremontowany przez właściciela i nadal udostępniany Iluzjonowi albo mu przekazany.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Iwona Szpala, bat

Brak komentarzy: