Zaczęło się od sprzedaży Skarpy, Relaksu i Warsa. Teraz kolej na Lunę z artystycznym repertuarem. Zamiast promować kulturę, samorządowa spółka Maks-Film uwikłała się w biznesy i wielomilionowe kredyty.
O tak gigantycznym majątku prywatni dystrybutorzy filmów mogą tylko pomarzyć. Max-Film, własność samorządu Mazowsza, dostał od państwa znakomite kina w centrum Warszawy. Uwłaszczył się też na budynkach Iluzjonu, Ochoty i W-Z. Ma ponad 20 kin poza stolicą i rekreacyjną działkę nad jeziorem.
Mimo to Max-Filmowi nie wiedzie się dobrze. W 2007 r. zanotował przeszło milionową stratę. Zaciągnął kredyty na dziesiątki milionów złotych. Będzie je musiał spłacać od początku przyszłego roku. Na stronie internetowej spółki czytamy, że Max-Film "odkrywa przed widzem świat sztuki filmowej. Inspiruje i edukuje poprzez propagowanie ambitnego kina polskiego i światowego oraz współpracę z wybitnymi twórcami".
Gdy prześledzimy osiem lat działalności samorządowej spółki, widać, że jej celem nie była jedynie promocja wyższej kultury. Kontrolowany przez PSL i jego kolejnych politycznych partnerów (LPR, PiS i PO) Max-Film dał się poznać jako gracz na rynku komercyjnym. Obrót nieruchomościami był specjalnością poprzedniego zarządu, któremu szefował wyznaczony przez PO prezes Krzysztof Andracki. To on sprzedał najcenniejsze budynki kinowe: Relax - na delikatesy Alma, Skarpę i Wars pod apartamentowce. Jak twierdzą nasi rozmówcy, Wisłę czy Lunę przed sprzedażą uratowała tylko niejasna sytuacja prawna tych nieruchomości.
Max-Film wszedł też z impetem w branżę kina komercyjnego - spółka wynajęła i wyposażyła multipleks w Tychach. Interes jednak nie idzie dobrze. Kolejna deficytowa inwestycja to postawiony kosztem 40 mln zł multipleks Novekino Praha przy Jagiellońskiej na Pradze. A 55 mln zł pochłoną budowy wielosalowych kin w Płocku i Siedlcach.
W ostatnich miesiącach Max-Film był bohaterem skandalu wokół kina Luna. Firma pozbyła się prowadzącej je spółki SPI, mimo że tej udało się stworzyć i utrzymać niekomercyjny, artystyczno-europejski repertuar. Prezes Max-Filmu i jednocześnie radny PO Lech Jaworski zapewnia, że Luny nie sprzeda, ale chce nią zarządzać samodzielnie. Przykład kina z Marszałkowskiej ma posłużyć do odbudowy wizerunku jego spółki. - Przestajemy myśleć w dawnych kategoriach, budujemy misję - mówi Jaworski. I pokazuje firmowe wizytówki zamówione przez poprzednika: - Są na nich wieżowce jak w firmie deweloperskiej, a nie filmowej - narzeka. Ale jak twierdzą nasi informatorzy, nową Lunę ma poprowadzić protegowana szefa departamentu kultury w urzędzie marszałkowskim.
We wrześniu bez pardonu władze Max-Filmu potraktowały wzorowaną na Czułym Barbarzyńcy klubokawiarnię Bambini di Praga, bo jej działalność kłóciła się z sąsiadującym przez ścianę multipleksem Novekino Praha. I ponoć nie podobała się urzędującej na najwyższym piętrze ekipie marszałka Adama Struzika z PSL. Nowy pomysł na miejsce po Bambini di Praga to sale konferencyjne i galeria pod nadzorem urzędu marszałkowskiego, której celem ma być "promocja kultury Mazowsza".
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Jan Fusiecki, Iwona Szpala
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz