2008/09/23

Pracują u premiera bez egzaminu

- Osoby, które kierują departamentami w kancelarii premiera, a nie wchodzą do państwowego zasobu kadrowego, będą musiały zdać egzamin. Albo będziemy szukali nowych na ich miejsce - mówi "Gazecie" wiceszef kancelarii Adam Leszkiewicz.
Czwórka z 20 szefów departamentów w kancelarii Donalda Tuska nie jest członkami PZK - podał wczoraj "Newsweek". Chodzi o biura: kontroli i nadzoru (Tomasz Bolek), administracyjne (Mateusz Matejewski), pełnomocnika ds. równego traktowania (Barbara Szymborska) i Centrum Informacyjne Rządu (Jacek Filipowicz). Zasób wprowadził PiS zamiast konkursów w służbie cywilnej. Tak, by minister mógł swobodnie dobierać ludzi na najwyższe stanowiska, byle tylko były w PZK. Jest w nim ok. 8 tys. osób, z automatu weszli m.in. urzędnicy służby cywilnej i tzw. pełniący obowiązki bez względu na kompetencje. Egzamin zdało niecałe 260 osób.
Platforma od początku krytykowała zasób. I znalazła sposób na obejście ustawy. - Kodeks pracy pozwala na zatrudnianie osób spoza zasobu na stanowiskach kierujących departamentami - mówi "Gazecie" szef kancelarii premiera Tomasz Arabski. Jak to zrobić? Można powierzyć pracownikowi określone czynności bez zatrudniania go na stanowisku dyrektora. - To, że ta czwórka nie jest w PZK, to przejściowa sytuacja - mówi Leszkiewicz. Tomasz Bolek egzaminu zdawać nie musiał, bo jako absolwent Krajowej Szkoły Administracji Publicznej ma prawo do wpisania na listę urzędników mianowanych. A tacy urzędnicy automatycznie są w zasobie. - W lutym przeszedł do kancelarii z NIK, w marcu złożył wniosek o mianowanie. Ale są one nadawane raz w roku, więc dostanie je 29 września - mówi Arabski. Matejewski objął departament administracji w lipcu, po zwolnieniu dyrektora z nadania PiS (wyleciał po kontroli, która wykazała uchybienia w ewidencjonowaniu sprzętu). - Już w sierpniu Matejewski, Szymborska i Filipowicz zostali wezwani do zdania egzaminu - twierdzi Arabski. Czemu od razu nie sięgnięto do PZK? Leszkiewicz mówi, że chodziło o "ciągłość personalną", a te osoby już wcześniej pracowały w kancelarii.Lewica twierdzi, że PO łamie standardy służby cywilnej, wykorzystując luki w prawie. I przypomina, że już na początku rządów PO złożyła projekt czyszczący ustawę o służbie cywilnej z pomysłów PiS. Ale marszałek Sejmu Bronisław Komorowski skierował go na obrady dopiero w czerwcu, kiedy w Sejmie pojawił się też projekt rządu. PO chce, by zamiast z PZK minister mógł dobierać współpracownika spośród trzech osób, które najlepiej wypadną w otwartym naborze.
- Nie będzie egzaminu, to będzie sytuacja jak w samorządach - sprzyjająca kolesiostwu - mówił wczoraj Mariusz Błaszczak, szef kancelarii premiera Jarosława Kaczyńskiego. PiS głośniej się nie oburza, bo kancelaria Tuska ma statystyki, z których wynika, że kiedy zaczął obowiązywać PZK (za rządów PiS), weszło do niego bez egzaminu 13 "pełniących obowiązki" dyrektorów departamentów kancelarii. A później było jeszcze sześciu dyrektorów, których w zasobie nie było - m.in. w biurach wicepremiera Przemysława Gosiewskiego i ministra Zbigniewa Wassermanna.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Renata Grochal, Dominik Uhlig