2008/09/30

Alarm dla Warszawy

Połowa podstawówek nie ma świetlic, a dwie trzecie za mało sal, żeby przyjąć sześciolatki do pierwszych klas. Jeśli rząd wprowadzi reformę za rok, co najmniej połowa szkół w stolicy będzie miała lekcje na dwie zmiany.
"Gazeta" dotarła do nieopublikowanego jeszcze raportu zamówionego przez stołeczne biuro edukacji. Jego autorzy - wykładowcy pedagogiki z Uniwersytetu Warszawskiego: prof. Elżbieta Putkiewicz, dr Barbara Murawska i dr Marek Piotrowski - biją na alarm.
Wyliczyli, że dwie trzecie ze 172 warszawskich podstawówek nie ma dość sal, żeby przyjąć sześciolatków (tak małe dzieci nie mogą siedzieć w szkolnych ławkach, muszą mieć miejsce do zabawy, kącik rekreacyjny, toalety niżej zamontowane itp.). Dyrektorzy 52 szkół zgłosili, że muszą się rozbudować. Połowa szkół nie ma świetlic, żeby zatrzymać dzieci do powrotu rodziców z pracy (jak w przedszkolu). W co czwartej nie ma stołówki, a w co trzeciej placu zabaw.
Gdzie znaleźć tysiąc klas?
Rząd PO-PSL chce obniżyć wiek szkolny. Pierwsze sześciolatki mają iść do szkoły we wrześniu 2009 r. Ale nie wszystkie od razu. Reforma ma trwać trzy lata, w tym czasie do pierwszej klasy będą szły dzieci 7-letnie po zerówkach (jak dotąd) oraz część rocznika sześciolatków. Rodzice będą mogli nie zgodzić się na wcześniejsze wysłanie dziecka do szkoły. Dopiero w roku szkolnym 2012/13 wszystkie sześciolatki mają się uczyć obowiązkowo. Ale według autorów raportu tak szybkie tempo reformy może się odbić negatywnie na jakości edukacji, szczególnie najmłodszych. - Musimy rozwiązać dwa problemy: jak objąć edukacją dzieci w różnym wieku, o różnych możliwościach edukacyjnych oraz jak wprowadzić do pierwszej klasy większą liczbę dzieci niż jeden rocznik - mówi prof. Putkiewicz.
Z raportu wynika, że jeśli operacja "Sześciolatki do szkół" ruszy za rok, to na 18 dzielnic Warszawy w ośmiu wszystkie szkoły musiałyby wprowadzić nauczanie na dwie zmiany. W pozostałych dzielnicach w takim systemie będzie pracowała połowa szkół. Minister edukacji Katarzyna Hall przekonuje, że reformę trzeba rozpocząć natychmiast, bo rocznik 2003 kończy niż demograficzny. - Potem idzie wyż, reforma będzie dużo trudniejsza - mówi minister.Ale w Warszawie nie ma niżu. - Co roku do szkół idzie ok. tysiąca dzieci więcej niż rok wcześniej - przyznaje Jolanta Lipszyc, dyrektorka stołecznego biura edukacji.- Dzisiaj w klasach 0-3 uczy się w Warszawie 48 tys. dzieci. U szczytu reformy trzeba będzie w nauczaniu początkowym znaleźć do 25 tys. miejsc więcej. Stolica będzie musiała zorganizować jeszcze co najmniej tysiąc klas - wylicza współautor raportu Marek Piotrowski.
- A to dane z biura meldunkowego. Nie wiadomo, ilu przyjezdnych w Warszawie się nie melduje.Problem jest zwłaszcza w dzielnicach, w których buduje się osiedla, wprowadzają się młode rodziny.
Wiceburmistrz Białołęki Andrzej Opolski: - W zerówkach mamy teraz ok. 800 sześciolatków, za trzy lata będzie ich ponad 2,5 tys. Planujemy budowę co najmniej dwóch szkół, każdej na kilkuset uczniów.Sześciolatki przez sześć lat?Autorzy raportu mają inne wyjście. - Trzeba rozciągnąć reformę co najmniej na sześć lat - mówi prof. Putkiewicz. Jak? Przez sześć lat do pierwszych klas mogą iść siedmiolatki i dzieci 6-letnie, ale tylko o dwa miesiące młodsze. Tak żeby rozpiętość wieku w każdym roczniku nie przekraczała 14 miesięcy (MEN dopuszcza 16 miesięcy). - Wówczas rozbieżności rozwojowe między dziećmi w jednej klasie nie będą znaczące. I tylko nieznacznie zwiększy się liczebność klas - mówi Putkiewicz. Ale stawia jeszcze jeden warunek. - Do obowiązku szkolnego trzeba bezwzględnie przygotować pięciolatków w przedszkolach. Jeśli rząd naprawdę chce zacząć reformę już w 2009 r., to musi zagwarantować takie zajęcia dla pięciolatków co najmniej od stycznia. Inaczej te dzieci nie poradzą sobie w szkole, a jeszcze zakłócą pracę z dziećmi po zerówkach.
Niech inne miasta mierzą siły
Co o raporcie mówią władze Warszawy? - Przecież reforma potrwa trzy lata, miasto się przygotuje. Tam gdzie trzeba, dobudujemy szkoły. Stawiamy na tańsze i łatwe w montażu konstrukcje, pierwsze już postawiliśmy - mówi Ligia Krajewska, wiceprzewodnicząca Rady Miasta Warszawy i dyrektorka biura politycznego w MEN. Czy wiadomo, ile szkół trzeba będzie rozbudować i ile to będzie kosztować? - To na razie jest liczone - mówi Krajewska. A może rozciągnąć reformę na sześć lat? Krajewska: - Nie można zmieniać reguł z powodu Warszawy. W mniejszych miastach samorządy czekają na reformę. Tam jest niż, a za uczniami przeniesionymi z przedszkoli do szkół popłyną do gminnych kas pieniądze z budżetu centralnego.
- Nie wiadomo, czy to problem tylko stolicy. Czas, żeby i inne miasta policzyły, co dla nich oznacza reforma - mówi Piotrowski.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Aleksandra Pezda

Brak komentarzy: