Miasto odrzuciło projekt Kereza na Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, bo brak w nim teatru. W umowie z architektem nie ma o teatrze ani słowa. Szwajcar nie wie już, co ma budować w centrum Warszawy.
O budowie Muzeum Sztuki Nowoczesnej jest głośno od zeszłego roku, kiedy wybuchł konflikt wokół konkursu na jego koncepcję architektoniczną. Wygrał go Christian Kerez. Architekt z Zurychu zaproponował prosty gmach o przeszklonych dolnych piętrach i pofałdowanym dachu. Wybuchł skandal - ówczesny dyrektor muzeum i jego rada programowa zwrócili się do ministra i prezydenta miasta o odstąpienie od realizacji projektu (muzeum buduje miasto, zarządza nim minister kultury). Twierdzili, że jest za mało efektowny, by stać się nowym symbolem Warszawy. Muzeum ma stanąć na placu Defilad tuż koło Pałacu Kultury - czyli w miejscu o znaczeniu symbolicznym - i też powinno być symboliczne.
Po gwałtownych sporach, po rezygnacji dyrektora i rady programowej muzeum minister kultury Kazimierz Michał Ujazdowski i prezydent miasta Hanna Gronkiewicz-Waltz postanowili realizować koncepcję Kereza. Umowa między miastem a architektem została podpisana w świetle fleszy w kwietniu 2008 r. Architekt wziął się do pracy. 14 lipca przysłał projekt. Trójwymiarowe modele budynku oraz film z wizualizacją wnętrza można do połowy września zobaczyć w tymczasowej siedzibie MSN przy ul. Pańskiej w Warszawie. Projekt różni się od koncepcji, którą znamy z konkursu. Budynek zamiast trzech poziomów ma dwa, bardziej ekspresyjnie ukształtowany dach, inna jest też fasada: ściana, która przedtem "wisiała" nad ziemią, teraz wsparta jest na kilku łukach. Są też różnice mniej widoczne, np. podziemny parking jest mniejszy. Znakiem rozpoznawczym budynku pozostaje rzeźbiarsko ukształtowany dach, a zmianę fasady można określić jako przejście od ortodoksji kąta prostego Miesa van der Rohe do fantazji Oskara Niemeyera.
Architekt projektuje zbyt dowolnie
W sierpniu władze Warszawy kazały architektowi wrócić do koncepcji przedstawionej w konkursie: trzy piętra naziemne i duży podziemny parking. Mówi Paweł Barański, dyrektor Stołecznego Zarządu Rozbudowy Miasta: - Architekt dostarczył nam co innego, niż zamówiliśmy. Nanosił zmiany bez naszej zgody i wiedzy. Nie ingerujemy w swobodę twórczą, ale potraktował on koncepcję zbyt dowolnie. Gdyby SZRM zgodził się na zmiany, inni architekci biorący udział w konkursie mogliby protestować na podstawie ustawy o zamówieniach publicznych. Architekt pożegnał się z koncepcją, nad którą pracował od kwietnia do lipca: - To był dobry projekt, który rozwijał założenia konkursu, ale dostosowałem się do wymagań zamawiającego - mówi Kerez. - W ramach pierwszej, konkursowej koncepcji też można zbudować świetne muzeum. W projekcie dostarczonym pod koniec sierpnia do SZRM piętro i parking są na swoim miejscu. Dach i ściana też wróciły do pierwotnego wyglądu. Kilka dni temu SZRM znów odrzucił projekt. Tym razem uzasadnienie było inne - architekt nie wprowadził żądanej zmiany.
Jaka to zmiana? W budynku brakuje teatru.
Skąd w Muzeum Sztuki Nowoczesnej wziął się teatr? To skomplikowana historia.
Obrotowa przestrzeń teatru
Uogólniając, można powiedzieć, że teatr wziął się z pewnego nadmiaru.
Oto, już po rozwiązaniu konkursu, władze miasta odkryły strategiczny błąd w programie muzeum - 10 tys. m kw. (całość ma mieć ponad 30 tys.) miało być przeznaczone na cele komercyjne. Taki punkt znalazł się w warunkach konkursu. Na sklepach czy restauracjach muzeum mogłoby zarabiać, bo wiadomo, że budżet ministra kultury, który ma utrzymywać instytucję, jest ograniczony.
Okazało się jednak, że jeśli budowa ma być finansowana z funduszy europejskich, to prawo nie dopuszcza tak dużego udziału przestrzeni komercyjnych w budynku o przeznaczeniu kulturalnym. Władze miasta w umowie podpisanej z architektem inaczej nazwały tę przestrzeń ("cele publiczno-kulturalne"), nie określając jeszcze, co ma się tam konkretnie znaleźć.
W maju padł pomysł w urzędzie miasta, że w budynku mógłby się znaleźć Teatr Rozmaitości, który wkrótce traci swą siedzibę. Rzeczniczka SZRM Julia Matuszewska: - Skoro miasto wykłada pieniądze na budynek, powinno coś z tego mieć.
O możliwości wstawienia do muzeum teatru poinformowano architekta w lipcu, zastrzegając, że sprawa nie jest postanowiona na 100 proc. (nie jest postanowiona do dziś).
Kerez: - Zadanie przewidziane umową wykonałem, nie zapłacono nam za pół roku pracy, nie mogę wprowadzać dalszych zmian bez pieniędzy. Stoję w miejscu, nie rozumiem, co się dzieje, nie wiem, co będzie dalej.
I rozmowy utknęły w martwym punkcie. Jak informuje dyrektor biura funduszy europejskich w urzędzie miasta Michał Olszewski, pierwsza wersja projektu powinna być zaakceptowana do końca roku, by w połowie 2010 r. złożyć wniosek o dofinansowanie z unijnego funduszu Infrastruktura i Środowisko (po drodze musi być jeszcze tzw. studium wykonalności i pozwolenie na budowę). Chodzi o 180 mln zł, dwie trzecie tego, ile według obecnych szacunków muzeum ma kosztować.
Reasumując
Ten konflikt ujawnia dwa poważne problemy.
Zapewne coraz więcej zagranicznych architektów będzie projektować w Polsce. Można zapytać, jaką swobodę ma u nas architekt, który wygrał konkurs jak ten na Muzeum Sztuki Nowoczesnej organizowany w trybie prawa o zamówieniach publicznych. Czy można odrzucić jego projekt, dlatego że odbiega od szkicu zgłoszonego w konkursie?
Przedstawiciele SZRM tłumaczą, że do oceny estetycznej nie są uprawnieni, opierają się tylko na prawie zamówień publicznych, które zmian w projekcie konkursowym nie przewiduje. Bazują też na własnym doświadczeniu. - W żadnej z dwóch porównywalnych inwestycji, które w tej chwili prowadzimy - Muzeum Historii Żydów Polskich i Centrum Nauki "Kopernik" - nie było tak daleko idących zmian - powiedział mi dyr. Barański. - Architekt zmarnował trzy miesiące i teraz wrócił do punktu wyjścia.
Inaczej tę samą ustawę widzą architekci. Mówi wiceprezes SARP Grzegorz Chodkowski: - Nie ma w prawie zamówień publicznych zapisanych granic swobody architekta. Przed pozwoleniem na budowę wszelkie zmiany mogą zaistnieć pod warunkiem porozumienia między klientem a autorem. Ustawa podaje tylko limit kosztów, którego nie można przekroczyć, wprowadzając zmiany.
I to pewnie jest klucz do sprawy - nie w ustawie, ale w zaufaniu. Mówi się o tym, że świetnie by było mieć dzieła wybitnych artystów: Zahy Hadid, Franka Gehry'ego. Co będzie, jeśli ktoś z nich zdobędzie u nas zamówienie publiczne? Czy będzie się go traktować jak partnera, czy jak wykonawcę zlecenia, który z inwestorem "nie dyskutuje"?
Drugie pytanie odnosi się do polityki kulturalnej władz. Miasto deklaruje chęć porozumienia, ale piętrzy trudności. Co do teatru, decyzji nie podejmuje, ale zmienia nazwę inwestycji z Muzeum Sztuki Nowoczesnej na Centrum Sztuki Nowoczesnej, co otwiera drogę do umieszczenia w budynku innych instytucji niż tylko muzeum. Prosi architekta, by wrócił do wersji konkursowej, która miała niski parter wypełniony kolumnami. A jednocześnie - by wstawił na parterze teatr, który potrzebuje przestrzeni bez podpór o powierzchni 20 x 50 m i wysokości ok. 12 m. Mówiąc po ludzku - nie wiadomo, czego chce. Co zresztą można zrozumieć, decyzja jest trudna, do wydania są ogromne pieniądze, do zabudowania kluczowe miejsce w Warszawie - plac Defilad.
Na razie na ten temat nie chce się wypowiadać minister kultury, który powołał Muzeum Sztuki Nowoczesnej razem z prezydentem miasta. Należy ono do centralnie zarządzanych instytucji, tzw. narodowych. Tylko dzięki poparciu ministerstwa budynek będzie zrefinansowany ze środków unijnych. Można go pewnie zaprojektować różnie - z teatrem i bez. Tylko trzeba wiedzieć, czego chcą instytucje, które powołały muzeum. Inaczej architekt nigdy nie trafi w sedno.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Dorota Jarecka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz