Radni lewicy mogliby za darmo rozdawać ryż lub cukier, ale to byłby czysty populizm. Wymyślili więc bardziej finezyjną metodę, którą chcą zdobyć sympatię warszawiaków: bezpłatne przedszkola. Szkoda, że nie ich budowę.
To było sztandarowe hasło lewicy. Przed wyborami samorządowymi 2006 r. jej działacze narzekali na zbyt wysokie opłaty za przedszkola. Tzw. podstawowa miesięczna opłata jest wprawdzie nieduża (112 zł), ale gdy dodamy do tego składkę na radę rodziców, obiady, zajęcia dodatkowe, koszt miesięcznego pobytu dziecka w przedszkolu sięga 400-500 zł. - To rażący przykład złej polityki społecznej ratusza. Przez tak wysokie opłaty kobiety nie wracają do pracy np. po urodzeniu drugiego dziecka. Uważają, że to się nie opłaca i zasilają szeregi bezrobotnych - mówiła Mirosława Kątna, działaczka warszawskiej SdPl.
Przedszkola z kapelusza
Po wyborach lewica weszła do rządzącej Warszawą koalicji. Sprawa opłat za przedszkola ucichła, by niespodziewanie wybuchnąć dwa dni temu. Jak pisaliśmy wczoraj, działacze SLD ogłosili z dumą, że wynegocjowali właśnie ze swoim koalicjantem Platformą Obywatelską zmniejszenie o połowę, a ostatecznie całkowicie zniesienie opłaty stałej za przedszkola.
Nie jest to jednak skutek konsekwentnego wdrażania programu i realizacji wyborczych obietnic. Hasło opłat za przedszkola lewica postawiła na szali z... budową nowego stadionu dla Legii Warszawa. Po wielomiesięcznych debatach radni SLD i SdPl zdecydowali się bowiem ostatecznie poprzeć zwiększenie dotacji na ten cel o 102 mln zł. Kwota, jaką władze Warszawy wydadzą na stadion przy Łazienkowskiej, może w ten sposób wzrosnąć do przeszło 460 mln zł.Radni wiedzą, że nowym stadionem można się pochwalić. Jego budowę da się na pewno skończyć przed wyborami, jeszcze w tej kadencji samorządu. W dodatku beneficjent wielkiej dotacji to medialny koncern ITI (do niego należy klub piłkarski Legia). Radni to politycy i wiedzą, że z mediami elektronicznymi warto żyć dobrze.
Dantejskie sceny
Ale wiedzą też, że 460-milionowa dotacja na obiekt służący tylko jednej drużynie ma się nijak do nich lewicowych ideałów i wyborczych obietnic. Przypomnieli więc sobie o niezamożnych matkach i przedszkolach. I dobili targu z Platformą żądną sukcesu inwestycyjnego.Jednak problem polega na tym, że obniżając i znosząc tzw. opłatę stałą za przedszkola, nie rozwiązali żadnego problemu społecznego. Kłopotem warszawskich rodzin jest bowiem głównie brak dostępności do przedszkoli, a nie to, że są drogie. Np. na Białołęce jest 1 tys. miejsc w przedszkolach publicznych, a 2,5 tys. w niepublicznych. W tej dzielnicy przydałoby się aż 800 miejsc więcej. - Nasi rodzice nie mają większych problemów z opłatą za przedszkole. Największą bolączką jest dramatyczny brak miejsc. Na jedno przypada troje-czworo dzieci. Zawsze, gdy publikujemy listy przyjętych, dzieją się dantejskie sceny - mówi dyrektorka jednego z przedszkoli na Białołęce.
System rekrutacji daje preferencje samotnym matkom, rodzinom wielodzietnym i patologicznym. Przez to tzw. przeciętni-niezamożni mają małe szanse na umieszczenie dziecka w wybranej placówce. Nawet jeśli przedszkoli w ich dzielnicy nie brakuje.Lewica nie pomogła więc wzorcowej matce, która ma kłopot z powrotem do pracy po urodzeniu dziecka. A przecież mogłaby. Za sporną dotację na Legię można by zbudować kilkadziesiąt nowych przedszkoli w Warszawie. Radni SLD i SdPl postawili jednak na igrzyska i 100-złotowy prezencik.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Jan Fusiecki, Dominika Olszewska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz