2008/09/27

Nie zatapiajcie Muzeum

Muzeum Sztuki Nowoczesnej - powód do dumy dla Warszawy i Polski, jedna z najbardziej prestiżowych inwestycji kultury w kraju - może nie powstać. Miasto wstrzymało nad nim prace .
To zaskakujący obrót historii, która zapowiadała się tak świetnie. Konkurs na budynek muzeum rozstrzygnięto na początku 2007r. Wygrał Szwajcar Christian Kerez. Prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz otwierała kopertę z jego nazwiskiem. Wiosną tego roku w świetle reflektorów podpisywała kontrakt z projektantem.
To był sukces. Warszawa zdobyła szansę na budynek wybitnego architekta. I na to, że na placu Defilad - jednym z najbardziej ponurych miejsc w Europie -powstanie gmach, który wreszcie odmieni jego klimat. Prosta architektura muzeum dawała też nadzieję na odbudowanie w centrum stolicy kawałka zwyczajnej tkanki miejskiej.
Tymczasem władze Warszawy właśnie zawiesiły projektowanie Muzeum Sztuki Nowoczesnej.Zaskoczony jest nawet minister kultury, z tej samej partii (PO) co prezydent stolicy. Teraz powinien zareagować stanowczo.
Architektowi, który pół roku pracował nad projektem, tak wyjaśniono: zarząd miasta nie zdecydował, co jeszcze oprócz muzeum zmieścić w jednej trzeciej części tego wielkiego gmachu liczącego prawie 30 tys. m kw.
Powód jest poważny. Gdybym ja nie wiedziała, co chcę zmieścić aż w jednej trzeciej domu, który buduję, też wstrzymałabym projektowanie. Tylko dlaczego nad tą sprawą zastanawiano się tak długo? I dlaczego zwodzono architekta?
Dotąd historia współpracy władz Warszawy z architektem przypomina skecz z "Monty Pythona". Christian Kerez podpisał kontrakt z miastem w kwietniu. W lipcu przyniósł projekt budynku o dwóch poziomach, nieco inny niż ten, który wygrał konkurs. Władze miasta odrzuciły go i powiedziały architektowi, że w budynku potrzebne są trzy poziomy. Kiedy przyniósł im trzypoziomowy gmach, powiedziały, że to też jest źle, bo w budynku na parterze powinien być teatr. A potem się okazało, że z tym teatrem to wcale nie jest do końca postanowione.Co to za gra? Czy miasto chce się wywinąć z budowy muzeum?
Byłoby to kompletnie absurdalne. Przecież władze stolicy zawsze podkreślały, że to inwestycja wielkiej rangi, a pani prezydent zapewniała, że przysporzy ona Warszawie blasku.
Moment jest wyjątkowo sprzyjający: dwie trzecie kosztów ma zwrócić Unia Europejska, co gwarantuje minister kultury Bogdan Zdrojewski. W budowę wartą prawie 300 mln zł miasto miałoby włożyć ok. 100 mln. To kilka razy mniej, niż zdecydowało się dać na kontrowersyjną rozbudowę stadionu Legii, mimo że Warszawa i tak ma mieć wielki Stadion Narodowy.
Dlaczego władze Warszawy nagle zaczęły wahać się w sprawie budowy muzeum? Dlaczego wiceprezydent miasta Jacek Wojciechowicz o inwestycji na miarę aspiracji europejskiej stolicy wypowiada się z pogardą i niechęcią?
Mam dwie hipotezy.
Po pierwsze, plac Defilad w Warszawie to miejsce przeklęte. Architekci powinni trzymać się od niego z daleka. Od 2006 r. obowiązuje tam plan zagospodarowania przyjęty za rządów PiS w stolicy, który przewidywał niską, kilkupiętrową zabudowę. Ekipa Hanny Gronkiewicz-Waltz nieustannie ten plan podważa. Wciąż mówi, że trzeba go zmienić, a najlepiej postawić jak najwięcej wieżowców. Muzeum Sztuki Nowoczesnej mieści się w poprzedniej wizji placu -i tu tkwi zadra. Dla nowych władz jest symbolem starego porządku, może nawet rozrzutności. Niski gmach poświęcony sztuce - a więc zabiera miejsce i nic na nim nie będzie można zarobić, a przecież tu są najdroższe działki w kraju.
Druga hipoteza wiąże się z instrumentalizacją kultury przez władze. Ujawnia się tu niebezpieczne myślenie przypisujące pomysły, które akurat są nam nie po drodze, politycznym wrogom. - Cała sprawa ma swoje początki w działalności warszawskiego PiS -tłumaczy "Gazecie" decyzje władz miasta wiceprezydent Jacek Wojciechowicz.
Władze Warszawy nie myślą o ludziach ani o tym, co zrobić, by mieli oni z życia w mieście jak najwięcej przyjemności i pożytku. Mówią o metrach kwadratowych. I prowadzą handel: skoro dajemy na ten budynek 100 mln zł, to musimy coś z tego mieć. To "coś" to 8 tys. m kw. w projektowanym gmachu. Władze stolicy chcą mieć je "dla siebie", a ponieważ nie wiedzą jeszcze, jak je wykorzystać, wolą zatrzymać cały projekt.
Zapominają, że jeśli muzeum stanie w Warszawie, całe będzie dla miasta. Jego budowa jest pomysłem nie tylko na zmienianie Warszawy, ale i na dodanie prestiżu Polsce. Byłoby bardzo źle, gdyby w drobnych rachunkach, walce o metry kwadratowe i politycznej propagandzie władze zatopiły muzeum.
Gazeta Stołeczna
Dorota Jarecka

Brak komentarzy: