2008/08/23

Traci posadę, bo w restauracji dosiadł się stary kolega

Ewa Magiera, wieloletnia działaczka PO, robiła dzięki swojej partii błyskotliwą karierę. Przez przypadkowe spotkanie w kawiarni straciła wszystkie stanowiska i musi odejść z polityki.
Wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski (PO) wysłał do rady Śródmieścia pismo z żądaniem, by rada Śródmieścia wyraziła zgodę na zwolnienie radnej PO, którą zatrudnił na stanowisku szefa swoich doradców . - Powierzając jej funkcję koordynatora, zespołu miałem nadzieję, że osobowość Pani Magiery przyczyni się do właściwej współpracy z nadzorowanym zespołem - pisze wojewoda.
Potem daje wyraz swojemu rozczarowaniu: - Jednak co najmniej od marca 2008 r. pani Ewa Magiera zaniedbuje swoje obowiązki zarówno doradcy, jak i koordynatora zespołu - pisze.
Żądają głów, ale nie swoich
Pismo jest niecodzienne. Do próśb o wyrzucenie ludzi związanych z ustępującą ekipą radni są przyzwyczajeni. Ale nie pamiętają, by wysoki urzędnik prosił o zgodę na zwolnienie człowieka własnej partii.
- Muszę poddać ten wniosek pod głosowanie. Mogę powiedzieć tylko tyle, że jako radna Ewa Magiera jest kompetentna, pracowita i koleżeńska - mówi Agnieszka Gieżyńska-Zalewska (PO), szefowa rady Śródmieścia.
Strata posady w urzędzie wojewódzkim to już ostatni etap usuwania Ewy Magiery z życia politycznego. Wcześniej straciła zdobytą dzięki partyjnym koneksjom posadę doradcy w PGNiG. Formalnie było to łatwiejsze, bo pracowała na umowę-zlecenie i zgoda radnych nie była potrzebna.
Ewa Magiera boi się, że następnym krokiem będzie wniosek o wyrzucenie jej z partii. Ma poczucie krzywdy, bo przez wiele lat angażowała się w pracę dla partii. Prowadziła sprawy organizacyjne w biurze krajowym Platformy Obywatelskiej. W 2000 r. w wieku 22 lat została radną Śródmieścia. Należy osób, którym przypisuje się ostatnie sukcesy partii Tuska. Dlatego po ostatnich wyborach partia była dla niej łaskawa i obdarzyła stanowiskami.
Spotkanie w kawiarni
Magiera kończy nauki polityczne na Uniwersytecie Warszawskim i jeszcze niedawno mogła mieć widoki na polityczną karierę.
- Ale zostałam oskarżona, że współpracuję z piskorczykami. Dlatego wojewoda zażądał, abym odeszła z jego urzędu wojewódzkiego, chociaż bardzo angażowałam się w tę pracę. Wycofuję się z polityki - mówi Ewa Magiera.
- Z niejasnych powodów poszła w urzędzie fama, że Magiera jest kretem, który sprzedaje poufne informacje politycznej konkurencji - mówi nam jeden z polityków PO.
Inny dodaje: - Chodziło głównie o szeroko opisywane w prasie instrukcje słane do działaczy Platformy z kancelarii premiera. Nasi posłowie są wprawdzie przekonani, że kret działał wyżej, blisko Donalda Tuska. Ale podejrzenie padło na Magierę, bo ktoś ją widział w kawiarni z Janem Artymowskim, jednym z najbliższych współpracowników Pawła Piskorskiego. To wystarczyło, aby zrobić z niej kozła ofiarnego - mówi.
- Spotkałem ją przypadkowo i dosiadłem się na chwilę. Znamy się jeszcze z czasów, gdy razem działaliśmy w PO, ale ona nigdy nie była w naszej grupie. Żaden z niej piskorczyk - mówi Jan Artymowski.
Dowodów na krecią robotę i konszachty z piskorczykami Jacek Kozłowski nie przedstawia. Całą sprawę potraktował jako temat tabu, zdecydowanie odmawiając rozmowy na temat szefa swoich doradców.
- Udało mi się wywalczyć tylko tyle, że być może wojewoda wycofa swoje pismo do rady i odejdę z pracy w urzędzie wojewódzkim za porozumieniem stron - mówi Ewa Magiera.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Jan Fusiecki

Brak komentarzy: