2008/08/02

Tak czy owak, Sławek Nowak

Większość politycznych rewelacji to brednie wymyślone w kancelarii premiera.
Nie jest tajemnicą, że rząd Donalda Tuska na niespotykaną skalę rozbudował tzw. służby prasowe. Ich zadaniem nie jest jednak pomoc dziennikarzom, a budowanie pozytywnego wizerunku władzy. Jak? Choćby poprzez „zarządzanie informacją”. Owe „służby” działają jak wielka redakcja obsługująca te mniejsze: „Gazetę Wyborczą”, „Dziennik”, TVN... Rządowi spece wymyślają informacje, starają się je uprawdopodobnić, a następnie podsuwają „zaprzyjaźnionym” redakcjom.
Kilka dni temu przyłapaliśmy redaktorów „Dziennika” Annę Wojciechowską i Marcina Graczyka na ewidentnej bzdurze – chodziło o rzekomy pomysł Platformy Obywatelskiej zniesienia 22 proc. podatku VAT dla szpitali, by zachęcić je do prywatyzacji. Dowiedliśmy, cytując akty prawne, że szpitale nigdy nie płaciły VAT od swej podstawowej działalności. Na brednie „Dziennika” dał się nabrać TVN, który znalazł dyżurnego dyrektora szpitala gotowego podzielić się swym entuzjazmem z widzami. Chcieliśmy dowiedzieć się, jaki jest mechanizm generowania podobnych bzdur. Zaprzyjaźnieni, choć ze zrozumiałych względów pragnący pozostać w cieniu, posłowie PO wyjaśnili, w czym rzecz.
– W Kancelarii Premiera są ludzie, których zadaniem jest podrzucanie mediom podobnych rewelacji. Pomysł z VAT-em i rządzeniem rozporządzeniami to była próba przykrycia afery prezydenta Sopotu Karnowskiego i wyników głosowania w sprawie prezydenckiego weta do ustawy medialnej – wyjaśnił nam jeden z rozmówców.
– Ale dlaczego nie poszliście z tym do „Gazety Wyborczej”? – pytaliśmy.
– Bo ci z „Wyborczej” i „Rzepy” nie daliby się nabrać. Sprawdziliby, że szpitale są zwolnione z VAT-u i byłoby po sprawie. Na szczęście ci z „Dziennika” łykną wszystko. I łyknęli. Pomysł rządzenia rozporządzeniami upadł po 24 godzinach, podobnie jak sprawa zniesienia 22 proc. podatku VAT dla szpitali. Lecz fałszywe informacje spełniły swą rolę – uwaga mediów została odwrócona od niemiłych Platformie zdarzeń. Ta metoda działania nie jest niczym nowym. W Stanach Zjednoczonych z powodzeniem stosowała ją administracja Billa Clintona. Zwłaszcza w czasie afery z Moniką Levinsky. Nad Wisłą pochwałę „budowania przekazu, który zmieści się w jednym zdaniu” i tezy, „że polityka polega dziś na opowiadaniu ciekawych historii”, głosi Eryk Mistewicz, spec od budowy wizerunku. Według naszych informatorów, w rządzie Donalda Tuska osobą odpowiedzialną za takie „zarządzanie mediami” jest Sławomir Nowak, który buduje na tym swoją karierę. – Tak czy owak, Sławek Nowak – mówią zaprzyjaźnieni posłowie PO. Pamiętacie słynne „instrukcje” rozsyłane posłom Platformy z Kancelarii Premiera, co mają mówić do kamer i mikrofonów? Bardziej efektywne jest podsuwanie „zaprzyjaźnionym” redakcjom spreparowanych wiadomości. Mniej doświadczeni redaktorzy są szczęśliwi, że „mają newsa”, podobnie jak ich mocodawcy. Czytelnicy są pewni, że informacje są prawdziwe i obiektywne. Nie myślą, że ktoś nimi manipuluje. Pytaliśmy posłów PO o to, czym w najbliższych dniach ludzie z Kancelarii Premiera mają zamiar nas uraczyć? – Jak zwykle: straszenie prezydentem, pazerność PiS-u, w zależności od rozwoju sytuacji sprawa Wojciecha Sumlińskiego, może jakieś przecieki z prokuratury itp.
Wakacje to dla rządowych speców od preparowania informacji okres żniw. Posłowie są na urlopach, a media – zwłaszcza elektroniczne – muszą otrzymać swoją porcję mięsa. Jeśli jej nie dostarczą – zostaną pożarci. Amerykańscy eksperci od public relations obliczyli kiedyś, że aż 70 proc. informacji, które ukazały się drukiem, została przygotowana nie przez dziennikarzy, a wyspecjalizowane firmy. Najwyraźniej ta moda na stałe zagościła w kancelarii Donalda Tuska. Dlatego, by nie dać się rządowym specom od propagandy cudu, oglądajmy Discovery Channel i Planete, czytajmy „Konia Polskiego”, „Przegląd Funeralny” i oczywiście „TRYBUNĘ”. Przynajmniej ta prasa nie kłamie.
Marek Czarkowski
Trybuna

Brak komentarzy: