2007/10/30

Stadion Narodowy i kompromitacja ratusza

Forsując przeniesienie Stadionu Narodowego na peryferie pół roku po ogłoszeniu Euro 2012, Hanna Gronkiewicz-Waltz naraża na śmieszność siebie i swój urząd. Dalsze spory o lokalizację mogą pogrzebać całą imprezę w stolicy.
Lech Kaczyński swoje rządy w stołecznym ratuszu zaczął od wielkiej kontestacji dorobku swoich poprzedników. Jedną z jego pierwszych decyzji było unieważnienie przetargu na odbudowę pałacu Saskiego, a potem zakwestionowanie planu zagospodarowania pl. Defilad. Ta polityka negacji zakończyła się spektakularną klęską. Inwestycje w Warszawie stanęły, a PiS po czterech latach rządów przegrał tu wybory samorządowe, choć zaproponował warszawiakom swojego najpopularniejszego polityka Kazimierza Marcinkiewicza.
Pani prezydent Łomianek?
Dziś po metodę palenia tego, co zrobili poprzednicy z wrogiej opcji politycznej, sięga Hanna Gronkiewicz-Waltz. Koncepcję budowy Stadionu Narodowego obok Stadionu Dziesięciolecia przygotował rząd Jarosława Kaczyńskiego. Ale z tego jeszcze nie wynika, że był to pomysł zły. To prawda, że grunt wokół stadionu jest cenny, można go sprzedać i nowy obiekt wznieść pod miastem. Ale rozumując w ten sposób, trzeba by sprzedać Zoo czy teren na Powiślu przeznaczony pod Centrum Nauki Kopernik. Budżet by się wzbogacił, za to Warszawa straciłaby kulturalne i miastotwórcze instytucje. A chyba nie o to chodzi.
Stadion Dziesięciolecia ma bowiem atuty, których nie można znaleźć w alternatywnych propozycjach Hanny Gronkiewicz-Waltz. To tam przebiega linia średnicowa, dzięki której kibice mogliby dojechać bezpośrednio na mecze. I tam jest kilka linii tramwajowych, których modernizację zaplanowano na najbliższe lata.
Ta wielka sportowa inwestycja przyspieszyłaby budowę drugiej linii metra i wymusiła wytyczenie przygotowywanej od dziesięcioleci tzw. małej obwodnicy Warszawy (od ronda Żaba do ronda Wiatracznej). Doczekalibyśmy się dokończenia Trasy Świętokrzyskiej, czyli zbudowania wygodnych dojazdów do mostu, który może zachwycać architekturą, ale od lat stoi niewykorzystany. Wreszcie dzięki Stadionowi Narodowemu Praga przestałaby być zaniedbaną "Warszawą II", a całe miasto zyskałoby sportowo-wypoczynkowe centrum oddalone od Śródmieścia o kilka minut podróży samochodem.
Mówienie o lokalizacji w Łomiankach zakrawa na żart. Nie ma tam infrastruktury komunikacyjnej. Poza tym prezydent Warszawy to nie burmistrz Łomianek i powinna dbać o rozwój swojego miasta a nie peryferii.
Hanna Gronkiewicz-Waltz wyciąga jak z kapelusza następne propozycje. Ale ani na Służewcu, ani na Białołęce czy w Wawrze nie będzie metra, a do kolei tam daleko. Po triumfie PO w ostatnich wyborach wydawało, że Warszawa wreszcie ma szczęście. Dotąd jej prezydenci byli z innej opcji politycznej niż rząd. Wojewoda robił na złość ratuszowi, prezydenci Warszawy krytykowali rząd za pomijanie stolicy przy podziale pieniędzy z budżetu centralnego.
Inne miasta już się cieszą
Gdy Polska dostała Euro 2012 spekulowano, że PiS-owski rząd może zrobić na złość rządzonej przez PO Warszawie i nie zbudować tu Stadionu Narodowego, by nie dokładać się do spodziewanych sukcesów inwestycyjnych Hanny Gronkiewicz-Waltz. Okazuje się, że intrygi PiS nie były potrzebne. Prezydent Warszawy z własnej woli postanowiła pogrzebać pół roku przygotowań i ugrzęzła w lokalizacyjnych spekulacjach, przez które budowa stadionu Narodowego w Warszawie stanęła pod znakiem zapytania.
Na pewno cieszą się z tego inne miasta, które chętnie przejmą rolą, jaką Warszawa mogła odebrać w mistrzostwach. Raduje się lider ludowców Waldemar Pawlak, proponując by mecz otwarcia rozegrać w Chorzowie, bo Warszawa "jest wystarczająco dopieszczona". A warszawiacy ze zdumieniem odkrywają, że mają panią prezydent, która gotowa jest zrezygnować z historycznej szansy na wielki inwestycyjny skok, jaki mogły nam dać przygotowania do Euro 2012.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Autor: Jan Fusiecki

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Uwaga techniczna. Czcionka tekstu jest za jasna!