2007/10/01

Jak kandydat PO na senatora Grzegorz Kostrzewa-Zorbas zbierał podpisy

- Jestem końcową ofiarą intryg wewnątrz sztabu wyborczego. Odpowiedzialnych za kampanię działaczy pozwę do sądu - mówi Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, kandydat na senatora, któremu warszawska komisja wyborcza odmówiła rejestracji.
Grzegorz Kostrzewa-Zorbas miał kandydować na senatora w okręgu podwarszawskim. Jego komitet zebrał jednak pod jego kandydaturą tylko nieco ponad 2 tys. podpisów, o tysiąc mniej, niż wymagają tego przepisy.
W tej sytuacji jedynym kandydatem PO pod Warszawą jest Łukasz Abgarowicz, dotąd poseł płocki. W przeszłości "piskorczyk" i biznesowy kolega byłego prezydenta Warszawy. Razem kupowali mieszkania na wynajem. Gdy Paweł Piskorski kupował setki hektarów ziemi w Zachodniopomorskiem, aby zarobić na unijnych dotacjach za ich zalesianie, w sąsiedztwie bliźniaczo podobnych zakupów dokonały dzieci Łukasza Abgarowicza.
- Wystawienie go na senatora to taktyczny błąd Platformy - mówią niechętni Abgarowiczowi działacze PO. - Konkurencyjny PiS będzie bił w Abgarowicza jak w worek.
Przeciwwagą dla "piskorczyka" miał być Kostrzewa-Zorbas, politolog, były działacz opozycji demokratycznej, były wysoki urzędnik MSZ, dziś radny sejmiku Mazowsza. Jednak w tej sytuacji niemal pewne miejsce w Senacie ma Abgarowicz, bo przypadające na okręg podwarszawski dwa mandaty dzielą tu z reguły między siebie PiS i PO.
- Za zbieranie podpisów odpowiada sztab wyborczy. Kompletuję dowody na to, że działający tam ludzie nie chcieli wywiązywać się z tego obowiązku, a z ochotą pracowali na rzecz Abgarowicza - mówi Grzegorz Kostrzewa-Zorbas.
Jest przekonany, że złośliwość sztabu wynika z jego składu. Szefem w okręgu podwarszawskim jest Andrzej Szklarski, który do Platformy wszedł z grupą byłych polityków AWS. - Tych ludzi ściągnął do partii Piskorski . Odpłacali mu się pełnym posłuszeństwem. Dlatego poparli "piskorczyka" - mówi Kostrzewa-Zorbas. I zapewnia, że z dowodami winy sztabowców pójdzie do sądu partyjnego i powszechnego. Jest przekonany, że faktyczne poparcie dla jego kandydatury jest znaczne większe niż dla konkurenta z partii, bo w ostatnich wyborach do sejmiku zebrał rekordowy wynik - przeszło 25,5 tys. głosów.
- Kostrzewa-Zorbas uznał, że jest wielki, i podpisów sam zbierać nie musi. To był błąd. Teraz ludzie są zniechęceni do polityki i trzeba samemu starać się o głosy poparcia - mówi Andrzej Szklarski.
I zapewnia, że ma dokumenty, z których wynika, że Kostrzewa-Zorbas zlekceważył niebezpieczeństwo. - Ustaliliśmy, że każdy kandydat na senatora dostarczy nam osobiście 500 podpisów. Resztę doda sztab. Abgarowicz jeździł i wydzwaniał po działaczach, aby mu pomogli. Zorbas, niestety, nie. Dał nam początkowo cztery podpisy, w tym jeden swojej żony, a w dniu rejestracji list jego asystent dowiózł nam jeszcze 130 - mówi Szklarski.
Szklarski zapewnia, że intryg nie było. - Byłem w AWS, nie wstydzę się tego. Nie wszystkich kocham, ale nikomu świni nie podłożyłem - denerwuje się. Czy boi się procesu? - pytamy. - Nie, ale sam złożę wniosek o wyrzucenia Zorbasa z PO za bezpodstawne oskarżanie ludzi - zapowiada szef sztabu wyborczego.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Autor: Jan Fusiecki

Brak komentarzy: