2007/11/26

Rok warszawskiej prezydentury Hanny Gronkiewicz-Waltz - analiza

Hanna Gronkiewicz-Waltz wygrała bitwę z PiS o Warszawę. Ale jako prezydent stolicy po roku rządzenia miastem wypada przeciętnie.
Podczas ostatniej kampanii wyborczej Donald Tusk obiecywał, że zrobi z Polski drugą Irlandię. Niósł jednak piętno przegranej sprzed dwóch lat. A prezydent Warszawy i wiceszefowa PO Hanna Gronkiewicz-Waltz przeciwnie: w wyborach do Sejmu 2005 r. firmowana przez nią lista miała najlepszy wynik. Potem były wybory samorządowe i zwycięstwo nad najpopularniejszym politykiem PiS Kazimierzem Marcinkiewiczem.
Dlatego Liderzy PO zdecydowali, że Hanna Gronkiewicz-Waltz będzie jednym z filarów kampanii. Wprawdzie nie mogła kandydować do Sejmu, ale udzielała się na partyjnych konwencjach. - Zwyciężymy, to naprawdę możliwe - wołała podczas mazowieckiej konwencji PO, gdy sondaże zapowiadały zwycięstwo PiS. Szydziła z ataków warszawskiego PiS, który zarzucał jej zakorkowanie miasta: - Muszę nadrobić cztery lata marazmu, jakimi była kadencja rządów PiS w Warszawie.
Przez całą kampanię zmagała się z ich atakami. PiS sugerował korupcję w ratuszu. Alarmował, że urząd zafundował dyrektorom luksusowe limuzyny, choć przetarg na nie ogłosiła jeszcze rządząca Warszawą ekipa Marcinkiewicza. W tej walce Hanna Gronkiewicz-Waltz zwyciężyła. PiS atakował chaotycznie, jej urząd celnie odpowiadał. Dziś Hanna Gronkiewicz-Waltz cieszy się opinią polityka wielokrotnego sukcesu. - Nie waha się, nie filozofuje. Za to wierzy w sukces i osiąga wyznaczony cel - mówią działacze warszawskiej PO.
Pomogły jej interesy Piskorskiego
Jednak patrząc na rok jej prezydentury w Warszawie, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Hannie Gronkiewicz-Waltz pomogły szczęśliwie zbiegi okoliczności. Aby zostać numerem jeden w warszawskiej PO, musiała pokonać niechętną jej frakcję piskorczyków - świetnie zorganizowanych działaczy skupionych wokół byłego Warszawy Pawła Piskorskiego. Nie dała rady. W styczniu ub.r. ze łzami w oczach zawierała korzystny dla piskorczyków wewnątrzpartyjny kompromis, który gwarantował im dominację w mazowieckich strukturach partii. Los dał jej niespodziewany prezent: prasa ujawniła interesy Piskorskiego w Zachodniopomorskiem, gdzie kupował ziemię po PGR-ach, by zarabiać na jej zalesianiu. Liderzy PO przypomnieli sobie, ile ich partia straciła przez podobne doniesienia o interesach Piskorskiego w czasach, gdy był prezydentem Warszawy, i uznali, że nie ma dla niego miejsca w partii. Dopiero wtedy Hannie Gronkiewicz-Waltz udało się odsunąć piskorczyków od władzy.
Opatrzność sprzyjała jej też podczas ostatnich wyborów samorządowych. Głównie dlatego, że starała się o urząd prezydenta w mieście wykształciuchów, czyli środowisk tradycyjnie głosujących na PO. W pierwszej turze przegrała z kandydatem PiS. Przed dogrywką niespodziewanie poparli ją Aleksander Kwaśniewski i kandydat LiD na prezydenta Warszawy Marek Borowski. O ostatecznym zwycięstwie kandydatki PO zdecydował elektorat lewicy.
Po wyborach Hanna Gronkiewicz-Waltz zawiązała koalicję z LiD. Jednak udział tego ugrupowania we władzy jest skromny. Marek Borowski rekomendował jednego z czterech wiceprezydentów. LiD uzyskał jeszcze wpływ na decyzje o obsadzie biur odpowiedzialnych za edukację, sport i opiekę społeczną.
Początkowo działacze SdPl, SLD i PD byli zadowoleni: wyszli z cienia, mieli nadzieję, że współpraca z PO stanie się zaczynem do współpracy tych ugrupowań na dużej scenie politycznej. Jednak Hanna Gronkiewicz-Waltz okazała się trudnym partnerem koalicyjnym. Dbała o równowagę w stosunkach z LiD i z PSL, które jest partnerem koalicyjnym Platformy w samorządzie Mazowsza. Symbolicznie na przykład do rady nadzorczej miejskiej spółki Tramwaje Warszawskie powołała Adama Struzika (PSL), marszałka Mazowsza. PO i LiD dzieli coś jeszcze. Prezydent Warszawy jest osobą głęboko religijną. Ku niezadowoleniu lewicy poparła odniesienie do Boga w preambule statutu Warszawy. Tolerowała krążącą po mieście wystawę fotograficzną piętnującą rozwody. Nie starczyło jej odwagi, by zlikwidować powołany za rządów PiS Instytut Kresowy, który miał promować kulturę utraconych ziem wschodnich, ale stał się miejscem nacjonalistycznych i antyukraińskich wystąpień. Działaczom LiD nie podoba się też jej styl rządzenia. - Komisja, w której pracuję od tygodni, zapraszała na obrady panią prezydent. Wreszcie dostaliśmy termin. Nie przyszła. Dostaliśmy wiadomość, że wypadła jej ważna sprawa. A jedna ze znajomych widziała ją w tym czasie u fryzjera - opowiada działacz LiD.
Roztrwonione obietnice
W kuluarowych rozmowach radni rządzącej koalicji PO-LiD przyznają, że po roku rządów Hanna Gronkiewicz-Waltz nie ma się specjalnie czym chwalić. Przyczyniła się do zwycięstwa swojej partii w wyborach parlamentarnych, ale w zarządzaniu miastem spektakularnych sukcesów nie widać. Na początku roku dała się wciągnąć w spór prawny o ważność swojego mandatu. Wprawdzie go wygrała, ale na miesiące uwikłała się w walkę z pisowską administracją.Obejmując urząd, obiecywała, że poświęci się Warszawie. Jednak pozostała wiceszefową PO i nie zrezygnowała z wykładów na uniwersytecie. Na pracę w ratuszu nie starczało już często czasu. Dyrektorzy biur mieli być fachowcami wyłanianymi w konkursach. Tymczasem tylko 20 z 38 szefów biur w magistracie ma pełne nominacje. Reszta to p.o. - ludzie mianowani przez prezydenta poza otwartą konkurencją. Hanna Gronkiewicz-Waltz obiecywała reformę i prywatyzację niektórych spółek miejskich, jak SPEC, miejskie wodociągi czy Miejskie Przedsiębiorstwo Taksówkowe. Żadnej reformy jednak nie było. Za to skorzystała ze złego wzoru swoich poprzedników i ze spółek miejskich uczyniła wielki rezerwuar posad dzielonych według partyjnego klucza. Dziś trudno w Warszawie znaleźć znanego działacza Platformy, który nie ma załatwionego po znajomości stanowiska w urzędzie lub spółce podlegającej prezydentowi czy marszałkowi województwa.
Również w kluczowej dziedzinie wielkich inwestycji komunalnych pani prezydent nie odnotowała znaczących sukcesów. Prace nad budową trasy mostu Północnego trzeba było zacząć od początku, bo jej zastępca Jacek Wojciechowicz uznał, że przetarg zorganizowany przez Kazimierza Marcinkiewicza ma wadliwą formułę. Dziś mało kto wierzy, że trasę da się zbudować przed końcem kadencji samorządu w 2010 r. Hanna Gronkiewicz-Waltz całkowicie zaskoczyła też warszawiaków wypowiedzią na temat lokalizacji Stadionu Narodowego. Lokalizacja na terenach Stadionu Dziesięciolecia ma wiele atutów (blisko centrum, połączenia kolejowe i drogowe), ale ma też defekt: ustalił ją pisowski rząd. - Mam pokusę, by Stadion Narodowy przenieść za granicę Warszawy, np. do Łomianek. Ziemia, na której stoi Stadion Dziesięciolecia, jest bardzo droga. Może warto ją inaczej spożytkować - oświadczyła niespodziewanie. Wzburzyła tym ekspertów, zdenerwowała mieszkańców Pragi. Potem wycofała się, mówiąc, że to nie była żadna deklaracja. Złośliwi mówią, że ta sytuacja doskonale ją charakteryzuje - jako polityka chaotycznego, bez jasnej wizji rozwoju miasta.
Przez rok rządów Hanna Gronkiewicz-Waltz odnalazła się jako polityk. Ale rok jej prezydencji w Warszawie nie napawa optymizmem. Jeśli Platforma będzie Polską zarządzać tak, jak to robi w Warszawie, będziemy mieli powtórkę rządów PiS: upychanie swoich i rezygnację z kluczowych reform.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Autor: Jan Fusiecki

Brak komentarzy: