2009/05/04

Śledztwo ''Gazety'': Łatwy biznes młodych z PO i PiS

Wystarczy sprzedać państwowej spółce towar, którego nie potrzebuje. Tak było w przypadku Enei SA
Sprostowanie: W artykule "Śledztwo ''Gazety'': Łatwy biznes młodych z PO i PiS" z dnia 4 maja 2009 r., opierając się na informacjach ze strony internetowej grupy Modus, napisaliśmy, że Jan Czuryłowicz pracował równolegle dla grupy Modus i spółki Enea.
Pan Jan Czuryłowicz zaprzeczył temu i przedstawił dokumenty, z których wynika, że współpracę z grupą Modus zakończył w październiku 2007 r., a z Eneą SA współpracował od września 2008 r. do stycznia 2009 r. Zaprzeczył także, jakoby znał panów Dąbrowskiego i Tutaka. Przytoczone w artykule wypowiedzi Michała Dzięby prezentują jego własne opinie, które nie są opiniami "Gazety" ani autora publikacji. Przepraszamy Pana Jana Czuryłowicza za podanie zakwestionowanych informacji.
Jest w tej historii zaskakujące koleżeństwo w interesach młodych działaczy PiS i PO. Pojawia się były wiceminister z PiS, a z nim były sekretarz stanu u Kazimierza Marcinkiewicza. Występuje oblatany językowo Białorusin, który wyrzucany z jednej elektrowni, zaraz ląduje w drugiej. I jest młody aktywista z Platformy, który zna ich wszystkich. No i CBA, które próbuje to rozgryźć. Jest też śledztwo "Gazety".

Zakupy za 10 mln

Koncern Enea SA to energetyczny gigant. Dostarcza prąd do ponad 2,5 mln mieszkań i firm w zachodniej Polsce. W zeszłym roku Ministerstwo Skarbu - zostawiając sobie ponad 70 proc. udziałów - wprowadziło spółkę na giełdę, chwaląc się, że to jego największa publiczna oferta.

Latem 2007 r., u schyłku rządów PiS, szefem Enei został Paweł Mortas. Młody menedżer wszedł w energetykę wprost z warszawskich TBS-ów, którymi rządził z nadania ratusza Lecha Kaczyńskiego. Głównym zadaniem Mortasa było wprowadzenie Enei na giełdę. Dlatego gdy jesienią 2007 r. wybory wygrywa Platforma, został na stanowisku, by dokończyć dzieło.

Ale Mortas zajmował się nie tylko giełdą. Dokonywał również kosztownych zakupów.

Latem 2008 r. zamówił dla Enei 5 tys. licencji na program, który pozwala kontrolować wszystkie poczynania pracowników w komputerach. Za jedną licencję Enea zapłaciła prawie 2 tys. zł. Razem blisko 10 mln zł.

Sprzedawcą była warszawska spółka eModus. W jej radzie nadzorczej znajdujemy byłego wiceministra skarbu z rządu PiS Ireneusza Dąbrowskiego, a prezesem jest były sekretarz stanu i wiceszef kancelarii rządu PiS Piotr Tutak.

Dąbrowski, 39-letni działacz PiS, stracił fotel wiceministra w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, gdy zarzucono mu, że w spółce podległej swemu resortowi zatrudnił kolegę. Kilka tygodni temu bezskutecznie zabiegał o start z listy PiS do europarlamentu.

Tutak to przyjaciel byłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza. W kancelarii rządu PiS pracował do marca 2007 r. Obecnie poza szeregami partii.

I jeszcze za 6 mln zł

Enea kupiła programy ledwie kilka miesięcy po powstaniu eModusa. Ale kolejne 6 mln zł wpłynęło do warszawskiej spółki jesienią 2008 r. - za dyski komputerowe o olbrzymiej pojemności.

Znamy wynik audytu zakończonego w Enei dwa tygodnie temu. Analitycy firmy Deloitte piszą, że nowe dyski twarde były niepotrzebne, bo stare wykorzystywano ledwie w 30 procentach. "W tej sytuacji zakup wydaje się nieuzasadniony" - ocenili audytorzy.

A program komputerowy? Z 5 tys. licencji zainstalowano ledwie kilkanaście, ale i te potem zostały odinstalowane. A gdy zapytano pracownicę Enei odpowiedzialną za informatykę, gdzie są licencje, nie potrafiła odpowiedzieć. Audytorzy podkreślają, że podobne programy można było kupić na rynku za jedną dziesiątą ceny.

A wszystko bez pytania

Enea, choć kontrolowana przez państwo (ponad 70 proc.), nie musiała stosować przepisów o przetargach, bo jakiś czas temu została podzielona na kilka spółek. Ale wewnętrzny regulamin nakazywał pytać właścicieli, czyli skarb państwa, o zgodę na zakupy powyżej 800 tys. zł.

Czy prezes Paweł Mortas zapytał? Nie. Gdyż Enea zrobiła zakupy u spółki eModus w kilkunastu transzach - tak by żadna nie przekraczała 800 tys. zł. Niektóre transze były akceptowane dzień po dniu. Przykłady: między 4 a 7 listopada 2008 r. Enea zatwierdziła transze na 5 mln zł; 1 grudnia - kilka transz na ponad 3 mln zł.

Spółka eModus wypączkowała z firmy Modus. Ta również zarabiała dzięki Enei. Na przełomie 2007 i 2008 r. dostała od koncernu energetycznego 75 tys. zł za usługi konsultingowe. Znamy jedną z nich. Za 7 tys. zł Enea kupiła analizę "sytuacji polityczno-gospodarczej na Ukrainie". Tyle że analiza ta widniała na stronie internetowej Modusa już miesiąc przez sprzedażą.

Dlaczego Enea płaciła za coś, co wcześniej mógł przeczytać każdy internauta?
Tajemnicze odejście doradcy

Nie wiadomo, kto był autorem analizy o Ukrainie, ale ekspertem Dąbrowskiego i Tutaka ds. rynków Wschodu był Jan Czuryłowicz. To młody działacz opozycji białoruskiej, który pracował m.in. w Brukseli i współpracował z polskimi eurodeputowanymi różnych opcji. Skąd się wziął w otoczeniu byłych polityków PiS? Tego nie wiemy. Ale równolegle z pracą dla grupy Modus Czuryłowicz był pracownikiem... Enei. A polecił go tam Michał Dzięba, związany z Platformą Obywatelską doradca polityczny ministra skarbu Aleksandra Grada. Dzięba znał Czuryłowicza z Brukseli, a pod koniec 2007 r. szukał dla niego pracy. Najpierw znalazł mu stanowisko w Polskiej Grupie Energetycznej. W 2008 r. polecił go Pawłowi Mortasowi. Tak Białorusin trafił do podległej koncernowi elektrowni w Gubinie. Ale i tam nie zagrzał długo miejsca.
Dzięba: - Poleciłem Janka Mortasowi, bo znał języki, a Enea chciała sprawdzić rynki na Wschodzie. Dzisiaj wiem, że to był błąd, bo się nie sprawdził na żadnym stanowisku. Dlatego już nie odbieram od niego telefonów.

Ale Dzięba zna również Pawła Tutaka i Ireneusza Dąbrowskiego. Z pierwszym pracował drzwi w drzwi jeszcze w Sejmie. Dzięba był etatowym specjalistą w PO, a Tutak dyrektorem klubu PiS.

Czy Dzięba, będąc w Ministerstwie Skarbu, które nadzoruje Eneę, wiedział, co robią jego koledzy? Pytanie to zadał mu wiceminister skarbu Jan Bury (PSL), bo ministerstwo nie miało pojęcia o milionowych zakupach. Pod koniec marca br. Bury wezwał kilku urzędników resortu - wśród nich Dziębę - na pilną naradę, gdy przeczytał o tajemniczych transakcjach.

Dzięba mówi "Gazecie": - Znałem ich wszystkich, ale dopiero na spotkaniu u ministra Burego usłyszałem o tych interesach. Nie miałem z tym nic wspólnego.

Kilka dni po spotkaniu u wiceministra Dzięba zrezygnował z pracy w resorcie skarbu. Dlaczego odszedł? Twierdzi, że miał inne plany.

Maciej Wewiór, rzecznik resortu skarbu: - Pan Dzięba zrezygnował za porozumieniem stron, a o powody należy jego pytać.

Po tym samym spotkaniu minister Bury kazał zwolnić niemal pół zarządu Enei, w tym prezesa Pawła Mortasa.

Transakcje eModusa z Eneą bada właśnie poznańska prokuratura. A Centralne Biuro Antykorupcyjne rozsyła po spółkach zależnych od Enei pytania, czy im też nie kazano kupować drogiego programu komputerowego.

Zapytaliśmy szefów eModusa o znajomość z Pawłem Mortasem. Dąbrowski stwierdził, że nie zna szczegółów, a Mortasa "za dobrze nie kojarzy". A Piotr Tutak zażądał pytań na piśmie. I odpowiedział, że nie zna Pawła Mortasa, a jego spółka miała tylko biznesowy kontakt z Eneą. Zapytaliśmy, czy jego firma ma innych klientów i ile zarobiła w ubiegłym roku, bo nie złożył jeszcze w sądzie bilansu finansowego za 2008 r. Tutak nie chciał tego ujawnić.

Po tym jak został z Enei odwołany, nieuchwytny pozostaje Paweł Mortas.


Źródło: Gazeta Wyborcza
MArcin Kącki

Brak komentarzy: