2008/05/27

Polskie Euro zagrożone

Czy zamiast koszykarskiego święta będzie blamaż? We wrześniu 2009 roku w Polsce mają odbyć się mistrzostwa Europy mężczyzn. Choć prezes związku Roman Ludwiczuk tryska optymizmem, przygotowania kuleją.
We wtorek do Warszawy przylatuje Nar Zanolin, sekretarz generalny międzynarodowej federacji FIBA. Będzie wizytował hale w Łodzi i Katowicach. Powód?
– FIBA już wie, że mamy problemy. To wizyta ostrzegawcza – mówi działacz PZKosz.
Na liście miast, które zorganizują Euro, jest też Warszawa. Wiosną działacze FIBA wizytowali już wszystkie obiekty (m.in. Torwar) i wykryli wiele usterek. Czasem brakuje kilkuset krzesełek (katowicki Spodek), czasem oświetlenie jest dużo słabsze, niż wymagają tego transmisje telewizyjne (poznańska Arena).
– Po tej wizycie nie powstał żaden negatywny raport! – zapewnia prezes PZKosz Roman Ludwiczuk. – To nie był raport, ale zbiór uwag pod adresem PZKosz – informuje osoba ze związku.
Do you speak English?
Usunięcie usterek wymaga nie tylko sporych nakładów, ale i zaangażowania ludzi, którzy będą umieli to zrobić. A tych brakuje. Pod koniec marca zrezygnowało z pracy w PZKosz kilku fachowców, m.in. Marcin Widomski, Marek Maliszewski i Marcin Pawul. Wszystkich zaskoczyło zwłaszcza odejście Widomskiego, który przez kilka lat pracował w centrali FIBA.
– Jego kontakty były bezcenne. Wiedział o każdej fakturze z zagranicy, zanim ta nadeszła do związku. Gdy przyjeżdżała delegacja z FIBA, potrafił bezbłędnie rozpoznać rangę i realne wpływy gości. Był dla Ludwiczuka przewodnikiem po europejskich salonach – przyznaje inny działacz.– Nie ma ludzi niezastąpionych – ucina dyskusję prezes Ludwiczuk. A jak sam radzi sobie na salonach?
Niedawno do związku przyszedł e-mail, w którym FIBA prosiła o podanie składu komitetu organizacyjnego ME. – Wszystko było wpisywane na chybcika, czasem bez wiedzy samych zainteresowanych, których potem trzeba było wykreślać. Jako generalny menadżer prezes Roman Ludwiczuk wpisał się sam. Jednak z FIBA przyszła odpowiedź, że jest im przykro, ale menadżerem musi być osoba mówiąca płynnie po angielsku – usłyszeliśmy w PZKosz.
Eurobasket? Nic nie wiem
Oficjalnie początkiem przygotowań do Euro był styczniowy mecz ze Słowacją. Impreza wyglądała groteskowo – w hali na 1500 osób zagrała reprezentacja ligi polskiej z zastępczymi trenerami (bo głównego nie było). Dopiero pod koniec kwietnia PZKosz rozpisał konkurs na promocję imprezy. Dla porównania, Turcy, którzy w 2010 roku organizują mistrzostwa świata, promowali już swój turniej rok temu na ME w Hiszpanii.
– Takie przetargi robi się dwa lata wcześniej. O mistrzostwach wiedzą wszyscy, którzy interesują się koszykówką. Chodzi o to, żeby dotrzeć z tą informacją do zwykłego człowieka – mówi nam przedstawiciel jednej z firm, która zgłosiła się do przetargu.
– Będzie sporo imprez promocyjnych jesienią i zimą 2008 r. Nie uważam, że to spóźnione działania – odpowiada na takie zarzuty szef związku.Co będzie dalej? Jeśli przygotowania do Euro nie ruszą z kopyta, w związku może dojść do dużych zmian. Prezes Ludwiczuk może zostać odsunięty od prac przy turnieju. Miałby to na nim wymóc minister sportu Mirosław Drzewiecki.
– Dostaliśmy już od FIBA żółtą kartkę. Nie sądzę, żeby ludzie, którzy zostali jeszcze w PZKosz, umieli naprawić błędy. Potrzeba kilkunastu fachowców. Są tacy, ale zostali usunięci albo sami zniechęcili się do Ludwiczuka – mówi nam jeden z działaczy.
– Euro nie jest zagrożone. Wiem, że są ludzie, którzy mają wątpliwości. Ale to dobrze, przyda się zewnętrzna kontrola – mówi spokojnie Ludwiczuk.
Autor: Piotr Szeleszczuk
Źródło : Życie Warszawy

Brak komentarzy: