2008/04/19

Tusku, jeśli nie teraz, to kiedy

Prezydenckie weto nie może być dla rządu alibi do nic nie robienia. Dopóki nie ma ustaw, winien jest rząd.
Oto z Ministerstwa Finansów z hukiem odchodzi ekonomista odpowiedzialny za reformę finansów publicznych. O co w tej reformie chodzi? By publiczne pieniądze były wydawane dobrze, by starczało ich na zasiłki, ale i na rozwój: edukację czy drogi. By nasze dzieci i wnuki nie musiały spłacać za nas długów, a szybki wzrost gospodarczy pozwolił nam wydobyć się z biedy.
Na odchodne prof. Gomułka postawił niewesołą diagnozę: rząd boi się prezydenckiego weta i zamierza reformować finanse tylko o tyle, o ile nie wymaga to zmian prawa. A tak daleko nie ujedzie. Tych słów nie można bagatelizować, nawet jeśli wyostrzyła je - jak mówią ministrowie z PO - urażona ambicja.
Minister finansów Jacek Rostowski mówił "Gazecie" wczoraj, że Gomułka nie ma racji. Przekonuje, że reforma finansów idzie pełna parą, w rządzie nie ma konfliktów, a premier Tusk, jeśli chodzi o pilnowanie finansów, bywa nawet ostrzejszy od samego ministra. Fakty jednak są takie: przez blisko pół roku rząd nie przeprowadził przez parlament żadnej ważnej ustawy reformującej finanse. Nie wiemy, komu mają się należeć wcześniejsze emerytury, co powinno znaleźć się w tzw. koszyku usług gwarantowanych w ramach składki na zdrowie, czy i kiedy będą likwidowane zbędne rządowe instytucje często marnotrawiące publiczny grosz.
Na dobrą sprawę nie wiemy też, jakie podatki zapłacimy w przyszłym roku, bo minister finansów Rostowski mówi o dwóch stawkach (18 i 32 proc.), a przewodniczący klubu PO Zbigniew Chlebowski - o podatku liniowym, niższym niż 18-proc.! I jeszcze przekonuje, że to zdanie premiera Tuska.
Konia z rzędem temu, kto wie, czy będziemy płacić wyższe składki na zdrowie? Premier Tusk mówił najpierw, że po jego trupie. Teraz mówi, że składka musi urosnąć. Jednak minister zdrowia chce z tym poczekać co najmniej do 2010 r. Bądź tu człowieku mądry. To banał, że rządzenie polega na podejmowaniu niepopularnych decyzji. Rząd musi zdecydować, komu odebrać prawo do wcześniejszych emerytur, bo mamy największą w Europie partię młodych emerytów, wysokie koszty pracy (składki i podatki) i wciąż ogromną szarą strefę. Rząd musi zdecydować, czy nauczyciele - skoro chcą zarabiać więcej - nie powinni więcej pracować (dziś pensum to 18 godz.). Prezydenckie weto nie może być dla rządu alibi. Dopóki nie ma ustaw, winien jest rząd. Rząd pewnie kalkuluje tak: po co się narażać ludziom, skoro to nie wejdzie w życie? Ta taktyka ma jednak krótkie nogi. Według doradców rządu bez reformy emerytur i rynku pracy czy reform podatkowych już za dwa-trzy lata czeka nas gospodarcza zadyszka. A to rok wyborczy. Wtedy Polacy powiedzą: "sprawdzam".
Źródło: Gazeta Wyborcza
Autor: Agata Nowakowska

Brak komentarzy: