2011/08/02

Czy kandydatów PO wspierały wałbrzyskie spółki?

Dwóch byłych prezesów miejskich spółek w Wałbrzychu twierdzi, że pieniądze z nich miały zasilić kampanie wyborcze kandydatów Platformy. Złożyli doniesienia do prokuratury.
O sprawie napisał wczoraj "Dziennik Gazeta Prawna". Pierwsze doniesienie złożył dwa tygodnie temu Wojciech Czerwiński, były prezes Miejskiego Zarządu Budynków. Twierdzi, że poprzedni prezydent Wałbrzycha Piotr Kruczkowski z PO domagał się od niego w ubiegłym roku 7 tys. zł w zamian za przyznaną nagrodę roczną wynoszącą 24 tys. zł. Kruczkowski miał przychodzić wielokrotnie, a gdy był ostatni raz w październiku, Czerwiński spotkanie nagrał. Nagranie ma prokuratura. "Gazeta" poznała treść tej rozmowy:

Kruczkowski: - No myślałeś coś?
Czerwiński: - Kurde, no coś tak... Ale za dużo ci nie dam.

Kruczkowski: - Ile?

Czerwiński: - 1500.

Kruczkowski: - Co ty kurde, na waciki?

Czerwiński: - Na waciki... No, mówię ci nie mam kasy.

Kruczkowski: - Kurde.

Czerwiński: - A poza tym Piotr, kurwa przyjąłeś mnie tu jako fachowca, do cholery, no nie?

Kruczkowski: - Zastanów się...

Przypomnijmy: Piotr Kruczkowski był prezydentem Wałbrzycha od 2002 r. Do dymisji podał się w maju, gdy sąd w Świdnicy orzekł, że podczas drugiej tury ubiegłorocznych wyborów samorządowych handlowano głosami i unieważnił je. Według świadków głosy na kandydatów Platformy, w tym Kruczkowskiego, kupowano za pieniądze i alkohol. On sam po wybuchu afery zapewniał, że nie ma z tym nic wspólnego.

W sprawie doniesienia Czerwińskiego Kruczkowski potwierdza, że przyszedł do niego prosić o pieniądze na kampanię wyborczą. - Tak samo, jak proszę o wsparcie moich znajomych, tak prosiłem o to Wojciecha Czerwińskiego, którego znam od kilkunastu lat - mówi. - Ale nie stawiałem mu żadnego ultimatum, zresztą on tych pieniędzy mi nie przekazał i nie spotkały go przecież za to żadne konsekwencje.

Jest jednak drugie doniesienie - Ireneusza Zarzeckiego, byłego prezesa wałbrzyskiego MPK, który twierdzi, że przekazywano pieniądze na fundusz wyborczy kandydatów PO. Doniesienie w świdnickiej prokuraturze złożył w ubiegłym tygodniu, opisał w nim proceder. Według niego każdy z szefów spółek komunalnych był zobowiązany, by przed wyborami wypłacać z kasy pieniądze na fundusz wyborczy kandydatów Platformy. "Co roku w spółkach, gdzie można było dać nagrodę obowiązkiem nagrodzonego było odpalić 1 lub 1,5 pensji netto w zależności, czy obdarowany dostał 2 lub 3 pensje nagrody" - pisze w doniesieniu, które poznała "Gazeta". Dodaje, że od 2005 r. każdy z szefów spółek miał dawać 500 zł ze swojej pensji.

Kto dostawał te pieniądze? Zarzecki twierdzi, że m.in. parlamentarzyści PO. Według niego w ten sposób na kampanię posłanki Katarzyny Mrzygłockiej musiał "znaleźć" 30 tys. zł. Wśród polityków, którzy z MPK mieli dostać w ten sposób pieniądze, miał być również Roman Ludwiczuk (senator) oraz Zbigniew Chlebowski (poseł). Natomiast - twierdzi był szef MPK - najwięcej miał wziąć sam Kruczkowski - ponad 200 tys. zł w ciągu kilku lat. "Najwięcej zagarniał Piotr Kruczkowski, który jasno mówił, że jak jego nie będzie w ratuszu, to i nas pozamiatają" - pisze w doniesieniu Zarzecki.

Katarzyna Mrzygłocka ostro zaprzecza słowom Zarzeckiego. - To kłamstwo i absurd - mówi. Zapowiada, że pozwie b. szefa wałbrzyskiej komunikacji do sądu za zniesławienie.

Roman Ludwiczuk: - To jakiś żart? Nie chce mi się tego nawet komentować. Będę się w tej sprawie kontaktował z prawnikiem. Pana Zarzeckiego powinien przebadać psychiatra.

Piotr Kruczkowski również zaprzecza. - To piramidalna bzdura - mówi.

Wczoraj, do czasu wyjaśnienia sprawy przez prokuraturę, Kruczkowski postanowił zawiesić swoje członkostwo w PO. Według niego Zarzecki, zgłaszając doniesienie, próbuje ratować się przed zarzutem defraudacji pieniędzy z MPK. W połowie lipca Andrzej Kosiór, nowy prezes tej spółki, ogłosił, że w kasie brakuje pół miliona złotych.

Sam Zarzecki w doniesieniu do prokuratury potwierdza, że wyprowadzał pieniądze z MPK. Twierdzi, że częściowo przelewał je na swoje prywatne konto, a częściowo przekazywał lokalnym politykom Platformy, którzy za pośrednictwem innych osób mieli później wpłacać je na fundusz wyborczy.

- Na razie toczy się w tej sprawie postępowanie przygotowawcze, ale należy się spodziewać wszczęcia śledztwa - mówi Ewa Ścierzyńska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Świdnicy.

Całą sprawę ujawniono w trakcie toczącej się kampanii wyborczej w Wałbrzychu. W nadchodzącą niedzielę rozpocznie się tam pierwsza tura powtórzonych wyborów na prezydenta miasta oraz w jednym okręgu wyborczym do rady miejskiej. Kandydatem popieranym przez PO jest Roman Szełemej (formalnie bezpartyjny), który zarządza Wałbrzychem jako komisarz powołany przez premiera.

PO nie ma już w Wałbrzychu żadnych struktur. Zostały rozwiązane w lutym, gdy prokuratura postawiła dwóm członkom PO zarzuty korupcji wyborczej. Struktury miały być odbudowane po zakończonych wyborach, ale Piotr Borys, wiceprzewodniczący dolnośląskiej PO, już zapowiada, że potrwa to znacznie dłużej. - Aż trudno uwierzyć w większość tych szokujących informacji, które wypłynęły w ostatnich dniach. Dlatego poczekamy, aż wszystko wyjaśni prokuratura i wtedy przystąpimy do odbudowy struktur. Mam nadzieję, że stanie się to jak najszybciej - mówi Borys.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Brak komentarzy: