2010/11/13

Bemowo: Burmistrz nic nie wiedział o mieszkaniu?

Kto ma szansę na ekspresowy przydział mieszkania komunalnego w świetnej lokalizacji? Trzeba mieć córkę, która jest przyjaciółką burmistrza Bemowa Jarosława Dąbrowskiego (PO) i jeszcze kandyduje do rady miasta z listy partii Tuska.

Burmistrz Jarosław Dąbrowski, szef PO na Bemowie, to jeden z ulubieńców Hanny Gronkiewicz-Waltz. Jest liderem listy PO do rady dzielnicy. - Jest aktywny, ma dobre kontakty z prasą. To się liczy - mówią w warszawskiej PO.

Burmistrz ma też przyjaciółkę, Barbarę Lewandowską, koordynatorkę jego sekretariatu. Ona z kolei trafiła na elitarną listę kandydatów PO do Rady Warszawy.

Koneserska lokalizacja

Na Bemowie na mieszkanie komunalne czeka się nawet dziesięć lat. W kolejce jest 200 rodzin. W 2008 r. przydziały na mieszkania gminne dostało zaledwie osiem osób. Trzy z nich trafiły do lokali socjalnych o najniższym standardzie na Pradze-Północ i Woli. Czwórka dostała skierowanie do bloku komunalnego na odludziu. Tylko jedna osoba, Elżbieta K., emerytowana nauczycielka, dostała mieszkanie komunalne na Boernerowie, na osiedlu domków jednorodzinnych z lat 30.

Jak ustaliliśmy, K. to mama przyjaciółki burmistrza Barbary Lewandowskiej.

Boernerowo to pełen zieleni teren objęty opieką konserwatora. - To koneserska lokalizacja. Działki kosztują tu ponad 1,5 mln zł - tłumaczy Paulina Benda z firmy Emmerson Nieruchomości.

K. trafiła do modernistycznego domu przy ul. Kunickiego. Dostała blisko 40-metrowe mieszkanie, w którym zgodnie z miejskimi przepisami mogła zamieszkać nawet trzyosobowa rodzina. Urząd sfinansował też remont dachu i elewacji budynku. Tuż przed przeprowadzką Elżbiety K. dzielnica wyremontowała jej przyszłe mieszkanie, płacąc za to 76 tys. zł. Tak hojne inwestycje zadziwiają, bo o dom przy Kunickiego upomina się rodzina dawnych właścicieli. A w takich przypadkach ratusz z reguły wstrzymuje remonty do czasu wyjaśnienia sytuacji prawnej.

Nie było dramatycznych warunków

Pani Elżbieta trafiła na Kunickiego z dwupokojowego mieszkania z wielkiej płyty w jednym z bloków na Bemowie. Lokal należał do jej męża, który po rozwodzie zażądał, by się wyprowadziła. W grudniu 2007 r. sprawą zajęła się komisja mieszkaniowa radnych Bemowa. - Nie zobaczyliśmy dramatycznych warunków, nie stwierdziliśmy oznak przemocy domowej - wspomina Hanna Głowacka, szefowa komisji mieszkaniowej na Bemowie, radna Naszego Miasta.

W protokole komisji czytamy: "Komisja postanowiła wstrzymać się z zaopiniowaniem wniosku do czasu przedstawienia przez Wnioskodawczynię dokumentów dotyczących przemocy w rodzinie". To ważna okoliczność: ofiary przemocy domowej i niepełnosprawni mają pierwszeństwo w przydziale mieszkań komunalnych.

Elżbieta K. w kwietniu 2007 r. poskarżyła się prokuraturze, że jest ofiarą przemocy. W lipcu 2007 r. sprawę umorzono.

- Stało się tak z powodu braku dowodów uzasadniających podejrzenia tego czynu - mówi Marta Białobrzeska, prokurator rejonowa na Woli.

Mimo to zarząd Bemowa już w maju 2008 r. (pięć miesięcy od trafienia na listę oczekujących) przyznał Elżbiecie K mieszkanie przy Kunickiego. Decyzję podpisał osobiście burmistrz Dąbrowski.

- O tym dowiedziałam się po fakcie, bo zarząd nie uzgadnia decyzji o przydziale z komisją - oburza się Hanna Głowacka.

- Nie mieliśmy pojęcia, że to mama urzędniczki - dodaje Teresa Świderska (PiS), inna radna komisji mieszkaniowej.

Mniej szczęścia niż mama przyjaciółki burmistrza miała pani Agnieszka. Od trzech lat czeka w komunalnej kolejce na Bemowie. W 2007 r. odeszła od męża, który bił ją i jej dzieci (syn ma autyzm). Trafiła do ośrodka ofiar przemocy domowej, potem wynajęła mieszkanie. - Były mąż nie płaci alimentów, a moja pensja nie starcza na utrzymanie dzieci i wynajem lokum. Już tonę w długach. W urzędzie usłyszałam, że przez najbliższe lata nie mam szans na mieszkanie - zwierza się pani Agnieszka.

Nikt po prostu nic nie wiedział

Burmistrz Dąbrowski upiera się, że podpisując przydział mieszkania dla K., nie wiedział, że to matka jego zaufanej pracowniczki. Zapewnia, że gdy się o wszystkim dowiedział, przeprowadził z nią rozmowę. - Uwierzyłem w przekazane mi wyjaśnienia - mówi. Kilka dni po rozmowie z nami decyduje się wysłać koordynatorkę na urlop bezpłatny.

- Jestem oddanym pracownikiem i społecznikiem od urodzenia - przedstawia się Barbara Lewandowska. I zarzeka się: - Nic nie wiedziałam, że moja mama złożyła wniosek o mieszkanie. Nie mam sobie nic do zarzucenia.

Gazeta Stołeczna, Dominika Olszewska, Jan Fusiecki

Brak komentarzy: