2010/10/18

Platforma dyktatorska? Kontrowersje wokół list

Tak o swojej partii zaczynają mówić działacze podlaskich struktur, oburzeni ingerencją władz krajowych w skład list do sejmiku. - To zabawy w piaskownicy - ripostuje Damian Raczkowski, na którego wniosek wprowadzono zmiany

W miniony weekend partyjna rada regionu, zgodnie ze swoimi kompetencjami, wybrała kandydatów PO do sejmiku województwa. Podczas posiedzenia kolegialnego, wybranego demokratycznie ciała, głosowano nad dwoma listami: zaproponowaną przez tzw. porozumienie powiatów oraz przygotowaną przez Damiana Raczkowskiego. Stosunkiem głosów 24:6 wygrała ta pierwsza. Raczkowski jednak nie złożył broni i od decyzji własnej rady odwołał się do władz krajowych partii. Domagał się kilkunastu zmian.

- To sytuacja raczej bez precedensu. Owszem, zawsze były odwołania, ale składali je tylko ci, co byli niezadowoleni ze swojej pozycji na liście albo z tego, że się na niej w ogóle nie znaleźli. Tym razem od decyzji własnej rady odwołał się przewodniczący - ocenia anonimowo jeden z przedstawicieli władz regionalnych ugrupowania.
W poprzedni czwartek zarząd krajowy Platformy w czterech przypadkach uwzględnił odwołania Raczkowskiego. Największa zmiana dotyczy obejmującego Suwałki okręgu wyborczego numer 2. Rada regionu chciała, by tamtejszą listę otwierała działaczka harcerska Bożena Kamińska. Ostatecznie liderem jednak będzie zwolennik Raczkowskiego, były radny wojewódzki Cezary Cieślukowski. Kamińska spadła na drugą pozycję.

- Miało być: Platforma i młodzi, a jest: Tusk i jego kolesie - oburza się jeden z podlaskich działaczy partii. Nazwisko premiera przywołuje nieprzypadkowo. Do legendy przechodzi już określenie "Rozmawiałem o tym z Donaldem", jakim przy prawie każdej rozmowie z partyjnymi kolegami posługuje się podobno Raczkowski.

Druga z poważnych zmian wymuszonych przez władze krajowe na wniosek przewodniczącego dotyczy listy w okręgu numer pięć, czyli na tzw. wianuszku złożonym z powiatów białostockiego, hajnowskiego, monieckiego i sokólskiego. Tu dwójką miał być wicestarosta białostocki Adam Kamiński. Raczkowski na tym miejscu jednak widzi radnego wojewódzkiego Zdzisława Jabłońskiego. Kamiński zaś miałby spaść na zajmowane wcześniej przez Jabłońskiego miejsce czwarte.

- Tego nie da się wytłumaczyć w racjonalnych kategoriach. Przewodniczący wypycha z listy bardzo sprawnego i popularnego wicestarostę największego powiatu w Polsce i zastępuje go radnym wojewódzkim, który w czasie całej kadencji pewnie nie miał nawet dziesięciu publicznych wystąpień - ocenia jeden z członków rady regionu. W jego ocenie, w tym konkretnie przypadku chodzi o zemstę - Raczkowski nie może podobno wybaczyć Kamińskiemu, że wiosną był jego kontrkandydatem w wyborach na stanowisko przewodniczącego Platformy w powiecie białostockim.

- Nie jestem usatysfakcjonowany zmianami wprowadzonymi przez zarząd krajowy. Powinno się uszanować podjęte demokratycznie, zdecydowaną większością głosów, decyzje rady regionu - uważa Tadeusz Arłukowicz, nieformalny rzecznik porozumienia powiatów.

Dlatego na przeprowadzonym w sobotę posiedzeniu rady regionu jej członkowie postanowili jednak w jednym wypadku zmienić, jak to określają, narzucony przez "krajówkę" porządek. Kamiński miałby więc zająć ostatnie miejsce na liście, czwarte zaś dostałby startujący dotychczas z ostatniej pozycji Daniel Szutko. Obaj panowie porozumieli się w tej sprawie. Resztę zmian Raczkowskiego rada uznała, by kolejnymi odwołaniami nie opóźniać rejestracji list i rozpoczęcia kampanii wyborczej.

Przewodniczący jednak najprawdopodobniej znów odwoła się do władz krajowych. Podkreśla, że nie chodzi tu o żadną zemstę na Kamińskim, bo czwarte miejsce na liście też jest bardzo dobre.

- Tu chodzi o zasadę, która została złamana. Nie może być "ot, tak sobie" przesunięć na listach, które zatwierdziły władze krajowe. W ten sposób rada regionu łamie pewien rygor - uważa Raczkowski. Wyjaśnia, że wcześniej zwrócił się do władz krajowych o zmiany na listach, bo chciał, by były jak najsilniejsze, by mogły zbierać głosy jak najszerszych środowisk.

- To zrozumiałe, że przy układaniu list są emocje. W życiu każdej partii to najbardziej gorący okres, kiedy rozstrzyga się przyszłość kilkudziesięciu powiatów i gmin oraz kilkuset ludzi. Przecież o miejsce na liczącej kilkanaście miejsc liście w każdym okręgu zabiega kilkadziesiąt osób - dodaje przewodniczący, który w tą sobotę poniósł kolejną klęskę w starciu z "porozumieniem powiatów". Tym razem przy wyborach zarządu regionu - organu, który wraz z nim będzie rządzić podlaską PO przez najbliższe cztery lata. Poza Barbarą Kudrycką - którą na wiceprzewodniczącą zgłosił zarówno Raczkowski, jak i porozumienie, do zarządu weszli wyłącznie kandydaci porozumienia. Problem był również w przypadku dwóch funkcji, na które kandydatów zgłasza przewodniczący - czyli sekretarza i skarbnika regionu. O ile rada zgodziła się, by sekretarzem został białostocki radny miejski Marek Chojnowski, jednoznacznie kojarzony z Raczkowskim, o tyle w dwóch kolejnych głosowaniach odrzuciła kandydaturę posła Jacka Żalka na skarbnika. Stosunkiem głosów 12 do 18, oraz 7 do 15.

- Robią mi na złość, przypomina to zabawę w piaskownicy. Skarbnik i sekretarz leżą przecież w mojej kompetencji - uważa Damian Raczkowski, który na kolejnym posiedzeniu rady znów zamierza zaproponować Żalka. Dodaje, że dopóki zarząd nie będzie kompletny, de facto nie będzie go w ogóle.

Konflikt w podlaskiej PO trwa od maja tego roku, kiedy to Raczkowski ku zaskoczeniu wielu pokonał dotychczasowego przewodniczącego regionu posła Roberta Tyszkiewicza. Zjazd wyborczy na półtora miesiąca przerwano. Po jego wznowieniu w pozostałych organach regionalnej Platformy, czyli radzie regionu, komisji rewizyjnej i partyjnym sądzie zdecydowaną przewagę zdobyli przeciwnicy Raczkowskiego. W jego ocenie steruje nimi właśnie Tyszkiewicz. Oni sami podkreślają, że są ruchem oddolnym, niezależnym od nikogo.

Źródło: Gazeta Wyborcza Białystok