2009/10/30

Prezes Orła nie lubi Orląt, czyli absurd na stadionie

- To skandal, absurd: nasze pociechy muszą jeździć na ćwiczenia na drugi koniec miasta, choć pod nosem mają zbudowany stadion lekkoatletyczny - żalą się rodzice uczniów szkoły sportowej przy ul. Siennickiej. A dzieje się tak przez upór PiS-owskiego prezesa klubu Orzeł Andrzeja Szyszko.
Dagmara Kostecka ma tytuł mistrzyni Warszawy w biegu przez płotki na 300 metrów w kategorii młodzików. Chodzi do gimnazjum o profilu sportowym przy ul. Siennickiej na Pradze-Południe. Z okien szkoły ma widok na stadion lekkoatletyczny administrowany przez klub Orzeł. Za pieniądze miasta zbudowano na nim nowoczesną bieżnię tartanową i trybuny.

Przegrał wybory, to nie wpuści dzieci

Jednak Dagmara Kostecka, tak jak inne dzieci ze szkoły przy Siennickiej (podstawówka i gimnazjum o profilu lekkoatletycznym), nie ma wstępu na stadion Orła. W czasie lekcji jest on zamknięty na kłódkę. - To dla nas poważny kłopot. Córka po szkole musi jeździć na treningi aż na Akademię Wychowania Fizycznego. A potem wrócić do domu w podwarszawskim Józefowie. Z Pragi ma dobry dojazd, ale z Bielan powrót zajmuje jej półtorej godziny - mówi Bożena Kostecka, matka Dagmary.
Robert Kuczewski z rady rodziców szkoły przy Siennickiej nie kryje oburzenia: - Wszystko przez nieetyczną postawę prezesa Orła Andrzeja Szyszki - mówi. - Zachowuje się tak, jakby był prywatnym właścicielem stadionu. A przecież to obiekt budowany za publiczne pieniądze.

Rodzice przypominają, że od niepamiętnych czasów klub i pobliska szkoła współpracowały ze sobą. Wieloletnią dyrektorką szkoły była żona Andrzeja Szyszki. A prezes należał do prominentnych działaczy warszawskiego samorządu. Jako radny walczył o miejskie dotacje dla Orła, zyskując sobie miano "PiS-owskiego orła".

Ślady symbiozy pozostały w nazwach: uczniowie szkoły przy Siennickiej należą do klubu Orlęta.

Jednak dziś klub Orzeł odcina się od Orląt. Wszystko zmieniło się, gdy startując pod sztandarami PiS, Andrzej Szyszko nie dostał się w ostatnich wyborach do rady miasta, władzę w Warszawie przejęła jego polityczna konkurencja, a w szkole sportowej zmieniła się dyrekcja.

Za stadion jak za złoto

- Dwa lata temu Orzeł wynegocjował z nami stawkę opłat za korzystanie z "Orła". Płaciliśmy 200 zł plus podatek VAT za godzinę. Ale w tym roku podniósł stawkę do 500 zł plus VAT. Na takie opłaty już nas nie było stać, bo jesienią i zimą potrzebujemy miesięcznie ok. 100 godzin na treningi - mówi Barbara Mierzwa, dyrektorka szkoły przy Siennickiej.

Zapewnia, że mimo zamknięcia "Orła" przed dziećmi daje sobie radę. Większość treningów odbywa się w pobliskiej szkole oraz sąsiadującej z nią hali sportowej. - Najlepsi nasi uczniowie muszą wprawdzie jeździć na AWF, ale cóż, takie są prawa rynku: na korzystanie z "Orła" po prostu nie było nas stać - mówi Barbara Mierzwa.

- Nie mamy wpływu na zachowanie władz "Orła". To autonomiczne stowarzyszenie od nas bezpośrednio niezależne - rozkłada ręce Jarosław Karcz (PO), wiceburmistrz Pragi-Południe ds. oświaty.

A prezes Szyszko stoi na stanowisku, że nie musi się z niczego tłumaczyć. - Bo mam swoje powody - mówi. Jakie, nie wyjaśnia, odkłada słuchawką, bo z "Gazetą" generalnie nie rozmawia.

- Prezes Orła najwyraźniej chce przeczekać zły dla siebie czas. Zapewne liczy, że jego formacja dojdzie do władzy w przyszłym roku, a dziś i tak nic od miasta nie dostanie, więc zachowuje się arogancko - mówi Katarzyna Munio (Stronnictwo Demokratyczne), radna komisji sportu.

Jej zdaniem dotowanie inwestycji na Orle przez miasto było pochopne. - Najpierw trzeba było uporządkować sprawy własności terenu zajmowanych przez Orła, a potem dawać klubowi pieniądze - mówi.

Dziś klub chce się uwłaszczyć na zajmowanym terenie. - I może mu się udać, bo jest jego użytkownikiem - ocenia Munio.
Jan Fusiecki
Gazeta Stoleczna