2009/01/27

Wysokie urzędy tylko dla kolegów

Władze Warszawy ustawiały konkursy na stanowiska urzędnicze pod konkretne osoby - taki zarzut stawia Najwyższa Izba Kontroli, która ujawniła właśnie raport z kontroli w mazowieckich urzędach.
Kontrolerzy wzięli pod lupę okres od 2006 do 2008 roku. Okazało się, że w tym czasie blisko jedna czwarta stanowisk kierowniczych w stołecznym ratuszu została obsadzona niezgodnie z przepisami.
Tymczasem władze miasta tłumaczą, że żadnego naruszenia przepisów nie było. Według NIK ratusz nie przestrzegał procedur konkursowych, zawyżając lub zaniżając wymagane kwalifikacje albo nie podając informacji o tym, na jakie stanowisko prowadzony jest nabór. Zdarzało się też tak, że jedna osoba była zatrudniona w ratuszu na kilku stanowiskach, a niektóre z konkursów były rozpisywane pod konkretną osobę.
Na przykład od kandydatów na stanowisko ds. koordynowania kontaktów prezydenta z radą miasta wymagano m.in. wyższego wykształcenia prawniczego, minimum 2-letniego stażu pracy oraz minimum 6-miesięcznego doświadczenia w pracy w administracji publicznej. Okazało się, że wymagane kryteria spełnia jedynie Jarosław Jóźwiak - w chwili rozstrzygnięcia konkursu był p.o. zastępcą dyrektora gabinetu Hanny Gronkiewicz-Waltz. Jóźwiak skończył prawo, ale... kanoniczne.
Z kolei od kandydatów na stanowisko ds. transportu w gabinecie prezydenta wymagano dziewięciu miesięcy doświadczenia w administracji publicznej. Kryterium to spełniał Leszek Ruta - pracował w ratuszu równo dziewięć miesięcy. Dodatkowo Ruta jest także p.o. dyrektorem Zarządu Transportu Miejskiego. Pełni tę funkcję od grudnia 2006 roku. Tu NIK też ma zastrzeżenia, bo pełniącym obowiązki można być jedynie trzy miesiące.
Osoby ubiegające się o stanowisko ds. pełnienia funkcji reprezentacyjnych prezydenta musiały sprostać bardzo ostrym i rozbudowanym wymaganiom: skończyć studia wyższe na kierunku nauki polityczne, świetnie znać język angielski, francuski i pracować wcześniej w administracji publicznej. Wybrany kandydat (Tomasz Andryszczyk) spełnił wszystkie te warunki.
- Nie podobało się nam ustawianie konkursów pod wybranych kandydatów - komentuje wyniki kontroli rzecznik prasowy NIK Błażej Torański. - Nie dociekaliśmy jednak, z jakich powodów tak się działo: politycznych, rodzinnych czy biznesowych. Wiedzieliśmy jednak, że mamy do czynienia z hipokryzją i tworzeniem podwójnej rzeczywistości - dodaje Torański. NIK wytknął też ratuszowi szereg mniejszych nieprawidłowości. Urzędy nie przestrzegały własnych regulaminów wewnętrznych: przedłużano ogłoszenie wyników konkursów, brakowało podpisów i parafek na dokumentach albo były składane później, a dokumentów aplikacyjnych nie oceniała wyznaczona do tego komisja.
Wyniki kontroli trafiły do rąk prezydent Warszawy już w listopadzie, ale były utajnione. Hanna Gronkiewicz-Waltz złożyła od nich zażalenia, jednak wszystkie zostały przez NIK oddalone.
Wykazane w wystąpieniu kontrolnym "uchybienia" miały wyłącznie charakter formalny - broni ratusza p.o. rzecznik Tomasz Andryszczyk. Jak podkreśla, nigdzie w raporcie nie pojawiły się wątpliwości co do kompetencji osób, które miały startować w rzekomo "ustawionych" konkursach. -W raporcie nie negowano doświadczenia, wiedzy i zaangażowania tych osób w pracę dla mieszkańców Warszawy - dodaje Andryszczyk.
NIK przeprowadził kontrolę po interwencji dziennikarzy i interpelacji dwóch posłów: Karola Karskiego i Jacka Kurskiego. Sprawa nadużyć w warszawskim ratuszu nie trafi jednak do prokuratury. - Naszym celem było naprawienie prawa. Doprecyzowanie procedur, regulacji prawnych, które często bywają różnie interpretowane - tłumaczy Błażej Torański. Jednak jak dodaje, nowa ustawa o pracownikach samorządowych (obowiązuje od 1 stycznia) pozwala na większą swobodę w obsadzie stanowisk urzędniczych. - Silne lobby samorządowe doprowadziło do zmian w ustawie zgodnie ze swoimi interesami - podsumowuje Torański.
Dziennik Polska
Natalia Bugalska, Piotr Olechno

Brak komentarzy: