2009/01/08

Wiadukt się sypie, a ratusz w punkcie wyjścia

Wbrew zapowiedziom Zielone Mazowsze wcale nie wycofało protestu przeciw przebudowie wiaduktu koło Dworca Gdańskiego, a ratusz ugrzązł w negocjacjach. - Najpóźniej 28 lutego zamknę przejazd także dla samochodów - zapowiada prof. Henryk Zobel z Politechniki Warszawskiej.
Okazuje się, że na miasto trudno liczyć nawet w tak kryzysowej sytuacji jak ta. Mijają właśnie dwa miesiące, gdy z wiaduktu łączącego Żoliborz ze Śródmieściem nagle wycofano tramwaje i autobusy . Dla wielu osób jest to ogromna udręka, bo z dnia na dzień stracili wygodny dojazd do centrum. Uczniowie szkół przy ul. gen. Zajączka, żeby dostać się na lekcje, nielegalnie przebiegają przez tory kolejowe.

Wiaduktu nie można natychmiast odbudować, bo przygotowywaną od kilku lat inwestycję blokuje protest Zielonego Mazowsza. Organizacja wytknęła urzędnikom wiele niedociągnięć w projekcie, a ponieważ ci te uwagi ignorowali, wiosną zeszłego roku odwołała się do Ministerstwa Środowiska. Miesiąc temu Zarząd Miejskich Inwestycji Drogowych odtrąbił wielki sukces: jest porozumienie z ekologami, poszliśmy im na ustępstwa, protest będzie wycofany lada dzień.

Nic podobnego. "Gazeta" dowiaduje się, że Zielone Mazowsze nie zrobiło tego do dziś. Trwają za to kolejne rundy negocjacji. Ostatnia odbyła się 30 grudnia i skończyła się niczym, bo część uczestników spotkania spieszyła się do innych obowiązków. W dodatku wygląda na to, że porozumienie to fikcja. Ekolodzy chcą dodatkowego zejścia z wiaduktu na peron kolejowy. W PKP twierdzą, że oczywiście się nie da, bo dwumetrowej szerokości schody nie spełniałyby trzymetrowej normy. Poza tym Zielone Mazowsze wspierane przez przedstawicieli niepełnosprawnych domaga się przejścia dla pieszych w poprzek wiaduktu. To - jak przekonują - pozwoli wyeliminować osobne zejścia ze wszystkich przystanków na wiadukcie prowadzące do Dworca Gdańskiego i ul. Słomińskiego. Na zebrę nie zgadza się jednak miejski inżynier ruchu, twierdząc, że to zbyt niebezpieczne rozwiązanie. I tak bez końca. Następnego terminu negocjacji nawet nie wyznaczono.

Nadal nie wiadomo też, którędy do najbliższej stacji metra mają się dostać mieszkańcy południowego Żoliborza, gdy stary wiadukt zostanie już w końcu rozebrany. Organizację ruchu przedstawi wykonawca. Miasto nie może jednak ogłosić przetargu, w którym go wybierze, dopóki trwa protest Zielonego Mazowsza i nie zdobędzie pozwolenia na budowę.

- Najpóźniej 28 lutego zamykam wiadukt także dla samochodów - usłyszałem wczoraj od prof. Henryka Zobla z Politechniki Warszawskiej, który monitoruje stan konstrukcji. Nie wyklucza on, że szlaban postawi nawet wcześniej. To zależy, jak często tej zimy temperatura powietrza będzie oscylować wokół 0 st. C, co jest zabójcze dla zrujnowanego wiaduktu. - Jego stan jest skandaliczny, ale wina leży nie tylko po stronie miasta. Także kolejarze przez kilka lat wahali się, co z nim zrobić. To cały czas państwo w państwie, na którego nie ma bata - uważa prof. Zobel i trudno się z nim nie zgodzić.

Dlatego dziwi mnie optymizm odpowiedzialnego za transport w mieście wiceprezydenta Jacka Wojciechowicza. W listopadzie zapewniał, że dwa lata i będzie po kłopocie - powstaną nawet dwa nowe wiadukty. Minęły dwa miesiące i jesteśmy w punkcie wyjścia. Łatwo rzucać słowa na wiatr, wiedząc, że przełożona ani partia nie będą z nich rozliczać. Może zrobią to jednak wyborcy z północnej części Warszawy. Głosowanie wypada za niecałe dwa lata.

Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Jarosław Osowski

Brak komentarzy: