2008/12/01

Orzechowy biznes ministra

Jak zrobić interes. Dzięki fikcyjnemu meldunkowi Maciej Trzeciak kupił 206 ha, by zarobić krocie na unijnych dopłatach.
W styczniu 2007 r. Agencja Nieruchomości Rolnych (ANR) w Reczu w Zachodniopomorskiem ogłosiła przetarg na sprzedaż 719 ha gruntów w popegeerowskich wsiach Nętkowo i Grabowiec. By w nim wystartować, trzeba było mieć gospodarstwo na terenie gminy Recz i stałe zameldowanie w okolicy.
206 ha w tym przetargu kupił Maciej Trzeciak, wówczas wojewódzki konserwator przyrody w Szczecinie, dziś wiceminister środowiska z rekomendacji PO. Zapłacił 1,743 mln zł, z tego na prawie 1,5 mln wziął kredyt ze specjalnej linii dla nowych rolników.
Marzenie o wsi
Trzeciak przedstawił poświadczenie o zameldowaniu na pobyt stały wystawione przez urząd gminy w Choszcznie (30 km od Recza). Sprawdziliśmy – pod wskazanym adresem przy ul. Jagiełły mieszka Arkadiusz B., pracownik firmy ubezpieczeniowej. Nie chciał z nami rozmawiać.
Urzędnik gminy Choszczno, prywatnie kolega B.: – Osoba, która go zameldowała (Trzeciaka – red.), tak naprawdę nie znała sprawy. Poprosił ją kolega Trzeciaka. I faktycznie, chodziło o to, aby brać udział w przetargu. Każdy się boi, że jak to wyjdzie na jaw, będą kłopoty.
Robert Adamczyk, burmistrz Choszczna, to znajomy Trzeciaka. Mówi o nim: Maciek. Potwierdza, że od 11 sierpnia 2006 do 11 maja 2007 r. Trzeciak był zameldowany w Choszcznie.
Sam wiceminister tłumaczy, że zameldował się tam u przyjaciół, bo chciał założyć gospodarstwo rolne. Planował przeprowadzkę na wieś całą rodziną, ale plany pokrzyżowała choroba matki. – Wróciłem wtedy do Nowogardu – mówi Trzeciak. Potem dostał propozycję pracy w ministerstwie i przeniósł się do Warszawy. – Ale nie zrezygnowałem z docelowych planów osiedlenia się na wsi, we własnym rodzinnym gospodarstwie rolnym – przekonuje.
Ustaliśmy jednak, że w tym samym czasie, gdy minister miał się przeprowadzać do Choszczna, kupił w innej miejscowości dom za 590 tys. zł. Po co? Trzeciak nie odpowiada.
Minister przyniósł też do ANR zaświadczenie o posiadaniu gospodarstwa rolnego w gminie Recz. Było to 2,3 ha ziemi, którą wydzierżawił od jednego z rolników.
Jak to możliwe, że ziemię przeznaczoną dla rolników z Recza kupił urzędnik ze Szczecina? Ryszard Laska z ANR w Szczecinie: – Komisja przetargowa sprawdza, czy są wszystkie wymagane dokumenty. Takie jest prawo. Twarde prawo, ale prawo.
– Dopóki nie zmieni się ustawy, wystarczy mieć meldunek i hektar ziemi, by startować w przetargu ograniczonym. Pan Trzeciak spełnił warunki i nic nie można było zrobić – dodaje Roman Borkowski, były zarządca ANR w Reczu.
Orzech się opłaca
Ziemia w Reczu to niejedyne grunty, które posiada Trzeciak. Ma też 50 ha we wsiach Karwowo i Gostomin. W 2006 r. obsadził je orzechem włoskim. Po co?
Dopłaty do orzecha włoskiego wprowadził rząd SLD w latach 2001 – 2005. Za hektar plantacji płaciło się wtedy rolnikom 1800 zł – przez pięć lat, choć orzech owocuje dopiero po ośmiu. Nie wymaga też wielkich nakładów pracy, jak np. w przypadku hodowli jabłek, gdzie dopłaty nie przekraczają 300 zł do 1 ha. W 2007 r. rząd PiS zmienił absurdalne przepisy. Ale rolnicy, którzy mieli plantacje orzecha przed 2007 r., cały czas dostają 1800 zł za hektar (nawet jeśli część ziemi kupili później). Ci, którzy zaczęli uprawiać orzechy w 2007 r., otrzymują 880 zł.
96 ha ziemi z tych, które kupił na przetargu w Reczu, Trzeciak obsadził orzechem. W przyszłym roku za wszystkie plantacje orzecha UE da mu 221 tys. zł dopłat.
Za dopłaty unijne dla rolników odpowiada Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. W oddziale w Choszcznie przedstawiamy się jako inwestorzy z Warszawy. Pytamy o orzech włoski.
– Jest taka furtka, skorzystali z niej głównie politycy – przyznaje urzędnik. – Kolega kupił 195 ha dość drogo, ale dostaje 240 tys. zł dopłat. Siedzi w domu, nic nie robi i ma kasę. Unia spłaca kredyt i zostaje jeszcze gotówka do kieszeni. Do przetargu trzeba być zameldowanym, ale to nie jest problem.
Mówi, że też możemy wziąć 50 tys. zł kredytu dla młodych rolników: – Z 30 tys. trzeba się rozliczyć, a za resztę można żonie kupić kuchnię czy samochód.
Rzeczpospolita
Mariusz Kowalewski

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

jestem ciekawy czy ktos z ARmiR pofatygowal sie na pola aby sprawdzic rozmiary tych drzewek. Może się okazać że jest im jeszcze daleko do 80 cm a pieniążki nasi wielcy plantatorzy pobrali już dawno!!:))

Anonimowy pisze...

Uwaga- tylko pytam, bo widzę niedaleko taką plantacje skarłowaciałych orzeszków co 30 m jeden od drugiego - czy to faktycznie ARMiR kontroluje dopłaty ?
Czy może jest jakas inna instytucja ?