Tylko trzy radne prymuski z PO nie opuściły przez dwa lata ani jednej sesji Rady Warszawy. Najwięcej rajców leserów jest wśród opozycyjnego PiS.
Stowarzyszenie „Obywatele dla Warszawy“ zostało założone przez byłych radnych PO skupionych wokół byłego prezydenta Pawła Piskorskiego. Monitoruje ono działania stołecznego samorządu. Podsumowało na półmetku kadencji, jak radni chodzą na sesje Rady Warszawy.
Obrady średnio odbywają się raz na trzy tygodnie, ale za to trwają przez cały dzień. Radni muszą więc zwalniać się z pracy. Ale nie wszyscy to robią. Niektórzy stawiają obowiązki zawodowe ponad wypełnianiem zadań wobec wyborców – wpadają na sesje tylko po południu, na chwilę. Pokazać się, parę razy nacisnąć guzik przyrządu do głosowania i podpisać listę obecności.
Statystyczny radny Warszawy opuścił pięć i pół z 62 sesji Rady Warszawy (niektóre sesje odbywały się w dwóch turach, na których obecności były liczone oddzielnie).
Największym leserem w radzie miasta jest Marcin Jastrzębski z PiS. Jego frekwencja na sesjach to zaledwie 35,5 proc. Tuż za nim, z równie mało chlubnym wynikiem, uplasował się jego klubowy kolega Stanisław Wojtera (opuścił prawie połowę posiedzeń rady).
– Trzeba się poprawić – przyznaje nam ze skruchą radny Wojtera. – Miałem trudny czas zawodowy, więc te nieobecności stąd wynikają. Choć sama frekwencja nie świadczy o aktywności radnego, postaram się po dwóch kolejnych latach być w pierwszej dziesiątce.
Najsłabszy wynik obecności w Platformie ma Joanna Sasak (59 proc.) a w klubie Lewicy – Andrzej Golimont. On jednak ma zdecydowanie wyższą średnią niż „samorządowy ogon“ – 87 proc.
Klubowo – koalicjanci Platforma i Lewica mają identyczną frekwencję – 92 proc., opozycyjny PiS – 79,7 proc. Wśród szefów klubów w ogonie jest właśnie przewodniczący PiS Marek Makuch.
Ale są i tacy radni, którzy nie opuścili przez dwa lata żadnej sesji. To trzy panie z PO – Ligia Krajewska, Małgorzata Zakrzewska i Jolanta Gruszka.
Życie Warszawy
ikr
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz