- Ursynowem rządzą ignoranci i aparatczycy. Trzeba skończyć z tą gomułkowszczyzną i odsunąć ich od władzy - postuluje jeden z najaktywniejszych warszawskich polityków SdPl Piotr Guział. I zapowiada: - Mam plan, dzięki któremu na wiosnę odsunę od władzy zarząd dzielnicy złożony z oportunistów.
Tym razem się nie udało, choć zwycięstwo wisiało na włosku. Tydzień temu rada Ursynowa odwołała szefa z rekomendacji PO Michała Matejkę. Wydawało się, że ułożona przez Platformę koalicja sypie się i będzie musiała oddać władzę. Opozycja, czyli dowodzone przez Piotra Guziała lokalne ugrupowanie Nasz Ursynów oraz PiS, przeciągnęła na swoją stronę pojedynczych radnych z PO i lewicy. Ten nowy układ miał odwołać burmistrza z PO Tomasza Mencinę.
Żołnierze pani prezydent
Ursynów to matecznik PO. Partia Tuska w wyborach parlamentarnych i prezydenckich ma w tej dzielnicy rekordowe wyniki. I właśnie tu Platforma miałaby stracić władzę? Aby temu zapobiec, na obrady w ekspresowym tempie zjechali Jarosław Jóźwiak, wiceszef gabinetu i prawa ręka Hanny Gronkiewicz-Waltz, oraz Marcin Kierwiński, szef klubu PO w Radzie Warszawy.
Pod ich dowództwem Platforma obroniła się przed atakiem. - To, co się wtedy działo, przechodzi ludzkie pojęcie. Tzw. funkcyjni krzyczeli na szeregowych radnych, szukali zdrajców, którzy zagłosowali przeciwko szefowi rady. Burmistrz Mencina oświadczył, że musimy być żołnierzami pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. A ja szedłem do samorządu, by rozwiązywać problemy, a nie wykonywać rozkazy - mówi nam jeden z ursynowskich radnych PO.
Innemu ursynowskiemu radnemu PO również nie podobają się obyczaje panujące w Platformie. Przywołuje kazus szefa rady i jego żony, też radnej PO Karoliny Mioduszewskiej - on wszedł do gabinetu politycznego ministra zdrowia, ona do rady społecznej w ursynowskiego ZOZ. - Oboje na służbie zdrowia się nie znają. A my mamy w swoich szeregach osobę fachowca, byłego prezesa naczelnej rady lekarskiej. Jemu partia nie dała nic - mówi radny PO.
Koleżeńska kontrola głosów
Ostatecznie ursynowscy radni PO nie odważyli się na otwarty sprzeciw. Głosowanie powtórzono i po dwóch godzinach wyznaczony przez partię Matejka wrócił na stanowisko szefa rady. Pomogła wewnątrzpartyjna kontrola. Głosowania personalne w samorządzie są tajne. Warszawscy liderzy PO znaleźli na to sposób: przed powtórzonym głosowaniem radni Ursynowa z PO musieli wzajemnie pokazywać sobie wypełnione kartki. Dzięki tej koleżeńskiej kontroli odnalazła się większość dla Matejka.
- Złamali kilka osób. Jeden z radnych Jan Kosowski miał łzy w oczach, ale pokazał siedzącym obok, młodszym o pokolenie radnym swoją kartkę wypełnioną zgodnie z partyjną instrukcją - wspomina Piotr Guział. Potem gruchnęła wieść, że Kosowski w proteście opuszcza PO i Platforma ma tyle samo głosów co opozycja. Jednak Kosowski na razie na ten temat rozmawiać nie chce. Przeżył ciężko te wydarzenia i prosi o czas do namysłu.
Piotr Guział nie odpuszcza. - Nawet jeśli nie przekonam Kosowskiego, znajdę innych. Brakuje mi tylko dwóch głosów. Na pewno kogoś przeciągnę. W koalicji mam swojego politycznego wychowanka Piotrka Skubiszewskiego z SdPl, w klubie PO zasiada mój wspólnik w interesach, znam kilku radnych, którzy bardzo nie lubią burmistrza. Wiosną odwołamy zarząd - zapowiada.
Burmistrz Mencina nie boi się. - Radny Guział od dziesięciu lat działa aktywnie w polityce, ale zawsze jest w opozycji. I pozostanie w niej. Te wydarzenia były dla nas dobrą lekcją: będziemy teraz pilnować naszego stanu posiadania w radzie - mówi.
Przyznaje, że Guział sprawia mu stale problemy: mobbinguje radnych PO, namawiając, by przeszli na stronę klubu Nasz Ursynów. Jest przy tym niestrudzony, nie zraża się porażkami. - Inteligentny człowiek, wypala się, żal mi go - mówi Mencina.
Gazeta Stołeczna
Jan Fusiecki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz