Skandalem skończyła się konferencja prasowa z cyklu "Dwa lata Hanny Gronkiewicz-Waltz w ratuszu". Gdy urzędnicy chwalili się polityką społeczną, wstała kobieta i drżącym głosem zaczęła opowiadać, jak urzędnicy pozostawili samym sobie ją i jej chorego na schizofrenię syna.
Prezydent Warszawy na spotkaniach z dziennikarzami od kilku tygodni chwali się m.in. sukcesami w komunikacji, poprawą bezpieczeństwa i pomysłami na ożywienie brzegów Wisły. Wczoraj przyszła kolej na politykę społeczną. Przez pół godziny wiceprezydent miasta Włodzimierz Paszyński i dyrektor biura polityki społecznej Bogdan Jaskołd mówili m.in. o dodatkowych miejscach w przedszkolach, klubach malucha, pomocy niepełnosprawnym, bezdomnym i zakażonym wirusem HIV. Na koniec dostali gromkie brawa od swoich licznie przybyłych na konferencję podwładnych.
Nagle wstała kobieta w średnim wieku. - Jestem byłym pracownikiem naukowym PAN, mam 25-letniego syna chorego na schizofrenię. Drugi studiuje. Zostaliśmy pozostawieni sami sobie. Chodzę od urzędu do urzędu i proszę o pomoc. Wszędzie jestem odprawiana z kwitkiem - mówiła drżącym głosem. Obok siedział jej chory syn. Na sali zapanowała konsternacja. - Wy tu się chwalicie, a my nie mamy szans na normalną egzystencję. Mieszkamy w pustostanie. Byłam zmuszona przejść na wcześniejszą emeryturę, żeby zająć się dzieckiem. Nie możemy dostać lokalu socjalnego. Nie mam już sił - mówiła ze łzami w oczach.
Pracownicy biura prasowego próbowali zakończyć spotkanie. - Zapraszamy panią do sekretariatu biura. To nie jest miejsce na takie rozmowy - tłumaczył się zakłopotany dyrektor Jaskołd. - Do jakiego biura? Byłam już wszędzie. Proszę przyjść do mnie do domu i zobaczyć, w jakich warunkach mieszkam z chorym synem - zaproponowała kobieta.
Nazywa się Grażyna Wasilewska i od dwóch lat nielegalnie mieszka przy ul. Zgoda. Nie stać jej na wynajęcie mieszkania. Jej syn wyszedł ze szpitala i jest na silnych lekach. Pani Grażyna twierdzi, że zgłaszała się o pomoc m.in. do ośrodka pomocy społecznej w Śródmieściu i do biura polityki społecznej w ratuszu, ale jej dokumenty zaginęły. Prezydent Paszyński spytał, czy zgłosiła się do ośrodka Dom Pod Fontanną na Nowolipkach, który pomaga chorym na schizofrenię.
- Oczywiście, że tam byłam, ale syna nie przyjęto - odparła.
Od dyrektorki tego domu Katarzyny Boguszewskiej "Gazeta" dowiedziała się, że przychodzą tam osoby samodzielne, które już jakoś sobie radzą z chorobą. - Sytuacja pozostałych schizofreników jest tragiczna. Głęboko współczuję tym rodzinom, bo wiem przez co przechodzą - mówi Katarzyna Boguszewska.
W ośrodku pomocy społecznej przy Żurawiej nie chciano z nami rozmawiać o Wasilewskich. Odesłano nas do rzeczniczki Śródmieścia Urszuli Majewskiej. - O lokal socjalny wystąpił młodszy syn pani Wasilewskiej i przez to urzędnicy nie wiedzieli, jaka jest sytuacja tej rodziny. Z braków formalnych wniosek został odrzucony - mówi pani rzecznik. Zapewnia, że urzędnicy zajmą się rodziną. Dziś do pustostanu na wywiad idą pracownicy OPS.
Grażyna Wasilewska: - Od pięciu lat wszyscy wiedzą o mojej sytuacji. To nie jest łatwe, że o tym wszystkim mówię, ale zrozumcie, jestem zdesperowana.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Wojciech Karpieszuk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz