2008/11/06

Skandal w muzeum

- Gnidy, pindy, wywłoki – tak o pracownikach mówią władze Muzeum Instrumentów Ludowych w Szydłowcu, placówki podległej mazowieckiemu marszałkowi.
– Zrobili z muzeum własny folwark. Przyjmowali do pracy członków rodziny, a niewygodnych dla siebie pracowników izolowali – mówi o kierownictwie muzeum Dorota Karpeta, przewodnik z 14-letnim stażem pracy.
Dyrektorem placówki sześć lat temu został działacz PSL Stefan Rosiński. Potem stanowisko kadrowej objęła Jadwiga Podsiadły, która dziś pełni obowiązki dyrektora. Wówczas rozpoczął się konflikt między grupą przewodników a administracją muzeum.
Karpeta opowiada, jak w muzeum zatrudniono córkę Podsiadły – Annę Buczek (księgowa), i jej kuzyna (kierowca).
– Byłyśmy wielokrotnie poniżane i ośmieszane. Nowo zatrudniane osoby i stażyści byli instruowani, jak należy nas lekceważyć i ignorować – dodaje Katarzyna Wełpa, kustosz muzeum.
Karpeta twierdzi też, że Rosiński próbował ją molestować seksualnie. Kiedy mu o tym przypomniała podczas spotkania w gronie pracowników, Rosiński uciął rozmowę. Na nagraniu, do którego dotarła „Rz”, słychać, jak skomentował sprawę, gdy Karpeta wyszła: „Powiedziałem, że ona jest elegancka, seksowna, to ona powie, że ja ją mobbinguję. Jak ja bym ją namawiał, to wie pani, to ona by z chęcią poszła do łóżka.(...) Ona jest prosta baba uparta. Ona by do łóżka poszła z każdym facetem”. Na nagraniach pojawiają się też obelgi pod adresem pracownic: pindy, gnidy, wywłoki.
Część zarzutów potwierdziła Państwowa Inspekcja Pracy, która nałożyła na muzeum mandat. – Potem ataki się nasiliły – mówi Karpeta.
Rosiński na spotkaniu z pracownikami twierdził, że wie, kto zawiadomił PIP, i zagroził zwolnieniem. Zapewniał, że ma na to zgodę marszałka Adama Struzika. „Jeszcze jedna skarga i będziemy dla spokoju społecznego w muzeum musieli się pożegnać, mam do tego prawo. Marszałek mi powiedział: »Dyrektorze trzeba przeciąć i uspokoić atmosferę, i musi pan to zrobić«” – mówi pracownikom na nagraniu.
Muzealnicy spotkali się z marszałkiem Struzikiem (PSL). – Stwierdził, że sytuacja jest mu dobrze znana. I to wszystko – mówi Karpeta.
„S” złożyła do prokuratury zawiadomienie w sprawie naruszenia praw pracowniczych, łamania praw związkowych i stosowania mobbingu. Kilka tygodni temu zostało umorzone z powodu braku znamion przestępstwa. Związkowcy zapowiadają pozew do sądu pracy.
– Nigdzie nie mamy takich problemów jak tam – mówi „Rz” Teresa Tracz z międzyzakładowej komisji NSZZ „S”.
– To są wyssane z palca pomówienia – komentuje zarzuty Rosiński, który w ubiegłym roku przeszedł na emeryturę i obecnie pracuje w Mazowieckim Centrum Sztuki Współczesnej Elektrownia w Radomiu.
Jadwiga Podsiadły nie chciała rozmawiać z „Rz”.
– Nie jesteśmy w stanie rozwiązać tego konfliktu. Jeśli w muzeum faktycznie dochodzi do mobbingu, osoby poszkodowane mają prawo dochodzić sprawiedliwości na drodze sądowej. Urząd nie ma kompetencji do rozstrzygania tego typu spraw – mówi Halina Maliszewska z biura prasowego urzędu marszałkowskiego w Warszawie.
Specjalizująca się w prawie pracy prof. Teresa Liszcz z Trybunału Konstytucyjnego uważa, że marszałek może zarządzić kontrolę, by wyjaśnić sprawę: – Ma też prawo odwołać dyrektora w przypadku ewidentnego potwierdzenia zarzutów.
Rzeczpospolita
Tomasz Nieśpiał

Brak komentarzy: