2008/11/15

Kryzys zaufania między Tuskiem a Schetyną?

Kryzys zaufania w najbliższym otoczeniu premiera i rosnące ambicje działaczy - to problemy partii władzy, z którymi po roku rządzenia musi uporać się Donald Tusk.
W jakim stanie jest PO po roku rządów? W sondażach świetnie - ciągle ma 52 proc. poparcia. A wewnątrz - jak wynika z rozmów z politykami Platformy - podjazdowe wojenki w otoczeniu liderów i animozje. Nawet w, wydawałoby się nierozłącznym, tandemie Donald Tusk - Grzegorz Schetyna. Dziś rok rządów podsumuje Rada Krajowa PO.
Kryzys zaufania na szczytach władzy
Po roku rządów w otoczeniu premiera Tuska i wicepremiera Schetyny coraz częściej słychać o kryzysie zaufania między nimi. Współpracownicy obu polityków opowiadają, że premierowi coraz bardziej przeszkadzają rosnące ambicje Schetyny. Mimo że to sam Tusk mówił w zaufanym gronie, że namaści go na swojego następcę.
Ku zaskoczeniu premiera Schetyna okazał się sprawnym ministrem. Ale Tuskowi nie podoba się, że tak szybko wyszedł z cienia i próbuje być pierwszoplanowym graczem. - Tusk wyobrażał sobie, że Schetyna będzie drugim Krzysztofem Janikiem [szef MSWiA za czasów SLD]. Jako minister będzie siedział w resorcie i trzymał się z dala od kamer - mówi osoba zaprzyjaźniona z obydwoma.
Ale Schetyna woli politykę. Ostatnio szef MSWiA próbuje ocieplić swój wizerunek. Coraz częściej udziela wywiadów o planach rządu, sfotografował się w "Vivie" z rodziną.
Tuskowi niezbyt podoba się ekspansja medialna Schetyny, choć to za jego za namową wicepremier wziął medialnego doradcę. Jednak plan zakładał, że wicepremier przystąpi do ostrej medialnej ofensywy dopiero na kilka miesięcy przed wyborami prezydenckimi w 2010 r. - w których ma startować Tusk.
Dziś to Schetyna częściej bryluje w mediach, bo do Tuska trudno dostać się dziennikarzom. A otoczenie Tuska podsuwa potem premierowi te wywiady ze złośliwym komentarzem: "Patrz, on już mówi jak szef rządu".
- Gdy Tusk jest w dobrym humorze, objeżdża współpracowników, żeby nie jątrzyli. Ale gdy ma gorszy dzień, zaczyna się nad tym zastanawiać - mówi ważny polityk Platformy. Ostatnio premier miał stwierdzić, że Schetyna za bardzo urósł i za mocno rozpycha się w mediach.
Z kolei wicepremier jeszcze niedawno zaprzeczał, że chciałby objąć fotel szefa rządu. Dziś mówi już tylko, że czas pokaże, jak będzie.
PiS wykorzystuje animozje w PO
Jedyne widoczne poważne spięcie Tuska i Schetyny było w październiku. Gdy pod nieobecność premiera w kraju zarząd mazowieckiej Platformy odwołał z funkcji p.o. szefowej Ewę Kopacz, do Tuska zadzwonił jeden z jego ludzi. Powiedział: - Schetyna posprzątał Kopacz.
Ta informacja wytrąciła szefa Platformy z równowagi. Tym bardziej że miejsce Kopacz zajął zaufany Schetyny - poseł Andrzej Halicki.
Premier zadzwonił do wicepremiera i w ostrych słowach powiedział, że "nie ma zgody na takie numery". Schetyna zapewniał, że Kopacz wycięli lokalni działacze. Jednak premier kazał przywrócić Kopacz na stanowisko.
Ten kryzys zaufania działa też w drugą stronę. Kilka tygodni temu prasę obiegła seria artykułów o rosnących ambicjach wicepremiera, a dziennikarze sugerowali, że Tuska i Schetynę łączy już tylko "szorstka przyjaźń", jak niegdyś Millera i Kwaśniewskiego. Schetyna zadzwonił do Tuska, który był na urlopie, z pytaniem, czy wątpi w jego lojalność.
Animozje w otoczeniu Tuska wykorzystuje PiS. Gdy premier rozmawiał ostatnio z szefem PiS Jarosławem Kaczyńskim o kryzysie finansowym, w pokoju obok siedział rzecznik PiS Adam Bielan. Pytał z przekąsem współpracowników Tuska, czy już są spakowani, bo jak Schetyna przyjdzie do kancelarii, miejsca dla nich nie będzie. Jeden z ludzi Tuska dzwonił później do Schetyny i niby żartem dopytywał, czy już ma listę osób do zwolnienia.
Tusk: Idź do Grzesia
Wielu polityków PO mówi, że informacje o nieporozumieniach między Tuskiem a Schetyną nie służą partii i rządowi. - Kryzys finansowy wymaga zwarcia szeregów. Nie będzie już tak łatwo utrzymać dobre sondaże. A idą wybory do europarlamentu i samorządów. Jeśli Tusk ze Schetyną zaczną wojować, projekt PO się wywróci ze szkodą dla Polski - mówi dobry znajomy obu polityków.
Niektórzy z naszych rozmówców przekonują jednak, że informacje o animozjach między Tuskiem i Schetyną są mocno przesadzone. - Ten tandem przetrwa co najmniej do wyborów prezydenckich w 2010 r., bo obaj potrzebują się nawzajem - mówi członek zarządu PO poseł Jarosław Gowin.
A inny polityk PO dodaje: - Jest wojna podjazdowa między otoczeniem Tuska i Schetyny. Ale oni obaj są pragmatykami. Schetyna nie ma samodzielnej politycznej pozycji. I jego ludzie, rozpuszczając plotki, że Schetyna próbuje uniezależnić się od Tuska, robią mu tylko krzywdę. A Tusk potrzebuje Schetyny, żeby czuwał nad wykonywaniem zadań rządu i poganiał ministrów.
Wśród znajomych obu polityków krąży dowcip, że gdyby któryś z kolegów premiera poprosił go o posadę prezesa w spółce skarbu państwa, Tusk zapytałby: "Coś ty, zwariował? A co ja powiem, jak mnie wezwą przed komisję śledczą? Idź do Grzesia". Dlatego to ze Schetyną wielu ministrów załatwia bieżące sprawy.
Na razie nie widać, żeby kryzys zaufania na szczytach władzy odbijał się na działaniach rządu. Schetyna co dzień jest w kancelarii premiera, choć sam urzęduje przy ul. Batorego. To z nim premier omawia za zamkniętymi drzwiami kluczowe sprawy. Razem grają w piłkę i spędzają wieczory na kreśleniu politycznych scenariuszy.
Gdy premier wyjechał do Chin, to Schetynie powierzył przygotowanie awaryjnego scenariusza na wypadek prezydenckiego weta do ustaw zdrowotnych. Schetyna niedawno spotkał się w imieniu Tuska z b. premierem Kazimierzem Marcinkiewiczem, który chciał zorganizować biznesowe przedsięwzięcie z udziałem skarbu państwa. - Spotkanie było w gabinecie Tuska. To świadczy o wielkim zaufaniu - mówi nam osoba z otoczenia premiera.
- Donald ma świadomość, że te wojenki podjazdowe między otoczeniem jego i Schetyny nie służą rządowi i PO. Z goryczą i złością na wewnętrznych spotkaniach mówił o przeciekach i plotkach. Miał pretensje o nieszczelność. Ale to nie były uwagi do konkretnych osób. I problem trwa - mówi osoba z kierownictwa Platformy.
Będzie wojna o schedę po Tusku?
Kluczowy dla partii będzie 2010 r., gdy Tusk prawdopodobnie wystartuje na prezydenta. Kto go zastąpi w roli szefa partii i rządu? - Wiadomo, jakie są ambicje: Tusk na prezydenta, Schetyna na premiera i szefa partii - mówi ważny poseł PO. - Ale fotel premiera dla Schetyny wcale nie jest przesądzony. Tusk już namaścił kiedyś na premiera Jana Rokitę i gdzie on teraz jest?
A następcami Tuska już dziś czuje się wielu polityków PO. - Jest Grzegorz Schetyna, jest Bronisław Komorowski, Hanna Gronkiewicz-Waltz, jest też Zbigniew Chlebowski - powiedział niedawno dziennikowi "Polska The Times" sam Chlebowski pytany, kto będzie premierem.
Część posłów PO przyjęła te słowa z przymrużeniem oka. Ale pojawiły się też głosy, że Chlebowski nie ogłosiłby publicznie premierowskich ambicji, gdyby nie dostał sygnału od Tuska, że to możliwe. Słychać głosy, że Tusk może wskazać na premiera osobę bez mocnego zaplecza w PO, żeby po wyborze na prezydenta nie stracić kontroli nad partią. - Chlebowski byłby doskonały, może Komorowski, a może prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz lub szef MSZ Radosław Sikorski - wylicza osoba z otoczenia Tuska.
Dziś Platforma wojuje z Dutkiewiczem, który założył ruch Polska XXI i sam chce kandydować na prezydenta. Ale gdyby Tusk porozumiał się z prezydentem Wrocławia, pozbyłby się kontrkandydata, który już dziś ma 3 proc. w sondażach. Wobec Sikorskiego kierownictwo PO jest nieufne. Tuska drażni, że szef MSZ wypada w sondażach lepiej od niego. Ale jak mówią w PO - dwa lata to dużo czasu i wiele się może zdarzyć.
Krążą też spekulacje, że Tusk będzie chciał rozdzielić funkcje premiera i szefa PO. Dziś obie trzyma w rękach. Rozdzielając je, wzmocniłby się jako prezydent. Według naszych rozmówców taki wariant jest rozważany na wypadek, gdyby premierem został Schetyna. - Jako minister jest dobrze oceniany, ale nie jest to ten poziom przywództwa, który ma Donald Tusk - mówi poseł PO Janusz Palikot. - Donald niepotrzebnie tak się pospieszył z namaszczeniem Schetyny - mówi ważny polityk Platformy. - Uruchomił ogromną zawiść.
I rzeczywiście: - Schetyna wcale nie jest taki skuteczny. Ustawa metropolitalna, która miała być gotowa we wrześniu, ciągle nie wyszła z rządu. A wielka reforma administracji to w istocie przekazanie nieznaczących kompetencji wojewodów samorządom - opowiada polityk z kierownictwa PO.
Wybiorą nowych baronów
Tuska czeka też przemeblowanie regionalnych struktur w kilku województwach. Szef PO zdecydował, że ministrowie i wiceministrowie nie mogą łączyć rządowych posad z funkcją lokalnych baronów. Do końca roku przed alternatywą - rząd lub szefowanie regionom - staną Ewa Kopacz (Mazowsze), Grzegorz Schetyna (Dolny Śląsk), minister infrastruktury Cezary Grabarczyk (Łódzkie) i wiceminister środowiska Stanisław Gawłowski (Zachodniopomorskie).
Schetynę już od lutego nieformalnie zastępuje europoseł Jacek Protasiewicz. Ewę Kopacz prawdopodobnie wymieni poseł Andrzej Halicki. W Łodzi bój o stanowisko szefa regionu rozegra się między europosłem Jackiem Saryuszem-Wolskim a zaufanym człowiekiem Grabarczyka Andrzejem Biernatem. Stanisława Gawłowskiego w Zachodniopomorskiem może zastąpić poseł Sławomir Nitras. Jednak to oznaczałoby wzmocnienie konserwatywnego skrzydła PO. - Już dziś struktury w Łódzkiem czy Zachodniopomorskiem przypominają popękaną szybę - mówi polityk z kierownictwa Platformy. - Nasiliły się konflikty o wybór nowego szefa. W Szczecinie jest konflikt wokół Nitrasa, który choć formalnie nie jest szefem, obsadził większość stanowisk burmistrzów i w sejmiku. Tusk będzie musiał rozsądzić te spory.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Gazeta Wyborcza

Brak komentarzy: