2009/02/23

Rządząca koalicja na posadach u swoich liderów

Większość radnych rządzącej Warszawą koalicji PO-Lewica ma posady z pensjami od 2 do 10 tys. zł w firmach zależnych od partyjnych liderów. - To patologia, tracą przez to niezależność, źle reprezentują interesy mieszkańców - krytykują eksperci ds. samorządności .
Radni powinni nadzorować i kontrolować ratusz. Nie mogą więc być w nim zatrudnieni. - Dlatego, gdy zdobyłam mandat, odeszłam z biura edukacji - chwali się Mariola Rabczon z PO. Nie miała jednak kłopotów ze znalezieniem nowej pracy. Jako pedagog specjalny została szefową biura edukacji ekologicznej w urzędzie marszałkowskim. Zarabia lepiej - ok. 5 tys. zł miesięcznie.
Choć nie łamie prawa, pracuje w urzędzie zależnym od tego samego ośrodka władzy - warszawskiej Platformy. Bo o zatrudnieniu w urzędzie marszałkowskim decyduje polityka. Rządzi tu koalicja PO-PSL. Bez poparcia tych partii zdobycie kierowniczych stanowisk jest właściwie niemożliwe. Tam właśnie zatrudniła się największa grupa warszawskich radnych PO i lewicy.
Ich drugim co do wielkości pracodawcą jest wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski (PO). W podlegających mu przedsiębiorstwach dwie wpływowe radne Platformy Dorota Lutomirska i Maria Łukaszewicz dostały posady zarządców komisarycznych.
Dzięki wojewodzie w mundur leśnika nie musi się już ubierać Wojciech Rzewuski. Radny PO wcześniej pracował jako główny specjalista w Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych. Ostatnio Jacek Kozłowski powołał go na stanowisko wiceszefa Mazowieckiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego, który zatrudnia ok. 700 pracowników. Wojciech Rzewuski to z wykształcenia matematyk, pedagog specjalny i leśnik. Rolnictwo jest bliskie jego sercu, bo, jak mówi, "jego rodzina ma ziemiańskie korzenie". - Nie przywiązuję się zbytnio do nowego stanowiska, bo wiem, jak bardzo zależy od koniunktury politycznej. Mój szef jest z PO, druga zastępczyni z PSL. Jak się zmieni układ rządzący, będę musiał odejść. Wtedy wyciągnę z szafy mundur leśnika - planuje Rzewuski.
Jak tłumaczą się działacze?
Jolanta Gruszka, radna PO i szefowa gabinetu politycznego minister zdrowia Ewy Kopacz. - Jest mi bardzo ciężko godzić pracę w ministerstwie z byciem radną. Trzymam się i jakoś daję radę - przekonuje, choć ostatnio trudno ją spotkać na posiedzeniach podkomisji nazewnictwa.
Małgorzata Żuber-Zielicz, radna PO i absolwentka fizyki na UW, jako wicedyrektor Muzeum Sportu odpowiada za administrację i edukację. Przyznaje, że nie startowała w konkursie na to stanowisko, ale czuje się właściwą osobą na właściwym miejscu.
Wojciech Rzewuski, radny PO, dawniej w Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych. - W Ośrodku Doradztwa Rolniczego jestem zastępcą dowódcy. To lepsza posada. I pensję mam wyższą, zarabiam 8-9 tys. zł miesięcznie - cieszy się.
Adam Cieciura, radny SLD, ma etat w Max-Filmie, ale nie musi codziennie przychodzić do pracy. - Dostałem propozycję, to ją przyjąłem. Moim zadaniem jest przygotowywanie opracowań na temat rozwoju spółki. Część pracy wykonuję w domu, szukając informacji w internecie, ale czasem muszę ruszyć w teren.
Marek Rojszyk, wiceprzewodniczący Rady Warszawy z SLD, za doradzanie w Agencji Rozwoju Mazowsza dostaje ok. 4 tys. zł miesięcznie. - Ta praca mnie satysfakcjonuje. Tak jak każdego człowieka satysfakcjonuje to, co robi.
Dariusz Klimaszewski, radny SLD, w urzędzie marszałkowskim zarabia ok. 4,5 tys. zł. - Pracę zawodową stawiam na pierwszym miejscu. Polityka to zawsze był dla mnie tylko dodatek - przekonuje.
Rada pośrednictwa pracy
Zarządowi Mazowsza kontrolowanemu przez koalicję PO-PSL lukratywne posady zawdzięcza czołówka radnych Platformy. Przewodniczący tego klubu w Radzie Warszawy Marcin Kierwiński dostał posadę wiceszefa samorządowej spółki Port Lotniczy Modlin. Lech Jaworski, były przewodniczący Rady Warszawy, cieszący się szczególnym zaufaniem prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, stoi na czele Max-Filmu. To jedna z największych spółek samorządu Mazowsza, która zarządza kinami na terenie całej Polski.
Pracę w tej firmie ma też Adam Cieciura, radny SLD, czyli koalicyjnego klubu Platformy w radzie miasta. W Max-Filmie jest doradcą zarządu. W podległej zarządowi województwa Agencji Rozwoju Mazowsza pracuje inny prominentny działacz Sojuszu Marek Rojszyk, wiceprzewodniczący Rady Warszawy. Jego partyjny kolega radny Dariusz Klimaszewski też zawdzięcza pracę zarządowi Mazowsza: pracuje jako wiceszef departamentu opłat środowiskowych w Urzędzie Marszałkowskim.W jednostce podległej marszałkowi Adamowi Struzikowi (PSL) zatrudniła się radna PO Małgorzata Żuber-Zielicz. W przeszłości nauczycielka fizyki i wicedyrektor liceum Batorego trafiła do warszawskiego Muzeum Sportu i Turystyki. Jest tu zastępcą kierownika.
Tym, którzy nie dostają świetnie płatnej posady w zarządach samorządowych spółek (pensje z reguły powyżej 10 tys. zł miesięcznie), zarząd Mazowsza ma do zaoferowania mniej intratne posady w radach nadzorczych. Tu dostaje się dietę 2-3 tys. zł. Za to pracy nie ma dużo - z reguły jedno posiedzenie miesięcznie.Szef komisji ładu przestrzennego w Radzie Warszawy Paweł Czekalski (PO), szefuje dwóm spółkom: Agencji Rozwoju Mazowsza i Pl.2012 (zależnej od ministra sportu i zajmującej się organizacją piłkarskich mistrzostw).
Wśród radnych Platformy można też odnaleźć wpływowych urzędników ministerialnych. Ligia Krajewska (PO), wiceszefowa rady, jest jednocześnie szefem gabinetu politycznego w resorcie edukacji. Jej klubowa koleżanka Jolanta Gruszka szefuje w gabinecie politycznym minister zdrowia Ewy Kopacz.
Na tych praktykach warszawskich radnych suchej nitki nie zostawia prof. Jerzy Regulski, współtwórca samorządu terytorialnego w Polsce po 1989 r.: - Ideą samorządności było to, że radni reprezentują interes społeczeństwa. Powinni być więc niezależni finansowo od władzy. Jeśli jest inaczej, to niedobry układ - mówi.
Komentarz Jana Fusieckiego: Jednym z najważniejszych testów sumienia radnych koalicji PO-Lewica było głosowanie za przyznaniem blisko pół miliarda złotych na rozbudowę stadionu Legii. Skorzysta na niej głównie komercyjny klub piłkarski. Radni zdawali sobie sprawę, że za te pieniądze można rozwiązać dziesiątki ważniejszych dla ogółu warszawiaków problemów: zbudować brakujące przedszkola, wyremontować drogi czy szkoły. Jednak decyzja o kosztownym prezencie dla Legii zapadła na tzw. partyjnym szczycie. Radni dostali polecenie, by ją przyklepać. I ostrzeżenie, że wobec nieposłusznych będą wyciągane konsekwencje. W rezultacie sprzeciwili się nieliczni; jak widać dzisiaj - zatrudnieni poza samorządem i niezależni finansowo od swoich politycznych liderów. Po przejrzeniu miejsc pracy tych, którzy byli "za", widać, jak dużo mieli do stracenia.
Liderzy PO tłumaczą, że wśród radnych na stanowiskach jest dużo fachowców i ludzi prawych, że takie same metody stosowali ich poprzednicy z PiS. To prawda, ale idąc do wyborów, Platforma obiecywała, że do polityki wprowadzi wysokie standardy. Tymczasem jej warszawskie struktury stały się wielkim biurem pośrednictwa pracy dzielącym posady na niespotykaną dotąd skalę. Zdominowana przez Platformę rada miasta wykonuje polecenia krajowych liderów, zamiast skoncentrować się na rozwiązywaniu spraw lokalnych i kontroli ratusza. Tego dotknięci kryzysem finansowym warszawiacy mogą jej nie wybaczyć.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Jan Fusiecki, Dominika Olszewska

Brak komentarzy: