2009/02/13

Minister na debecie 2

Wszystkie informacje, które podawałem w swoim tekście znalazły potwierdzenie; doszły jeszcze dodatkowe fakty i szczegóły, obrazujące historię amerykańskich kłopotów obecnego ministra.
Mój artykuł, a właściwie informację, pt. "Minister na debecie" Andrzej Czuma i jego syn Krzysztof określali początkowo jako „oszczerstwo" (syn był zresztą bardziej radykalny), dopiero na środowej konferencji prasowej minister sprawiedliwości przyznał, że dziennikarze maja prawo, a nawet powinność, prześwietlać życiorysy polityków. To już jakiś postęp. Zresztą, w kolejnych publikacjach innych mediów, właściwie wszystkie informacje, które podawałem w swoim tekście znalazły potwierdzenie; doszły jeszcze dodatkowe fakty i szczegóły, obrazujące historię amerykańskich kłopotów obecnego ministra.
Pan Minister, w pierwszych zdawkowych jeszcze reakcjach, odpowiadał, że wszystkie długi spłacił, więc w zasadzie nie ma sprawy. Otóż, w moim przekonaniu, nie o niespłacone długi tutaj chodzi. Rzecz w tym, że obecny polski minister sprawiedliwości był bardzo nierzetelnym dłużnikiem, zaciągał pożyczki w instytucjach finansowych, nie mając możliwości ich spłaty, pożyczał także pieniądze u prywatnych osób. Te osoby mu ufały i zostały przez Andrzeja Czumę, jak twierdzą, oszukane. To nawet nie to, że minister Czuma nie mógł im zwrócić pieniędzy, bo to się może zdarzyć, ale ich zwodził, zastraszał (tak mówią), kręcił, nie odbierał od nich korespondencji. Dopiero przymuszony przez sąd regulował płatności. Nie wiem, czy stwierdzenie, „regulował" nie jest w tym wypadku nadużyciem. Bo przecież w dwóch znanych wypadkach prywatnych pożyczek, nawet po wyrokach sądowych Andrzej Czuma dobrowolnie nie chciał oddać pieniędzy. Mieczysław Klasa ściągał należność przez prawie 4 lata za pośrednictwem adwokata. A Alicja Jonik doprowadziła, że dług został wpisany na hipotekę domu Czumy. Pieniądze odzyskała również po 4 latach, gdy dom został sprzedany, a długi urzędowo ściągnięte. Co to było: lekkomyślne podejmowanie zobowiązań, zanik realizmu w planowaniu własnych finansów, wykorzystywanie znajomych? Każdy może wpaść w kłopoty ,ale sposób, w jaki sobie z nimi radzimy, wiele mówi o ludziach. A przecież, słyszeliśmy, jedną z głównych kwalifikacji Andrzeja Czumy do stanowiska ministra sprawiedliwości miała być krystaliczna uczciwość.
Na dzień przed opublikowaniem tekstu w Tygodniku „Polityka" poinformowaliśmy ministra Czumę, że - nie wstrzymując publikacji materiału, opartego na dokumentach i potwierdzonych relacjami zainteresowanych - oddajemy nasze łamy by mógł obszernie odpowiedzieć na zarzuty, bo ze względu na jego funkcję państwową wyjaśnienia powinny być dokładne i publiczne. Dotychczas Andrzej Czuma nie odpowiedział na to zaproszenie, ale cieszymy się, że na konferencji prasowej, już po rozmowie z premierem, przedstawił swoja wersję wydarzeń. Niestety, w tej relacji, znajdujemy nowe niejasności. Oto drobne przykłady.
Skoro dziś Andrzej Czuma, mówi, że w sporze z Mieczysławem Klasą chodziło nie o pożyczkę, tylko o prowizję za sprzedany dom, który Czuma uznał za wadliwy, to dlaczego, kiedyś w sądzie mówił coś zupełnie innego?
Dzięki temu, że zachowały się dokumenty tej sprawy wiemy znacznie więcej. Wiemy, że w sądzie Andrzej Czuma nie wspominał ani o wadliwym piecu, ani o spornej prowizji. Na pewno by o tym wspomniał, gdyż była to okoliczność łagodząca. Wtedy jednak mówił, że pieniądze od Klasy pożyczył i przyznał, że nie wszystko mu oddał. Nie jest prawdą, jak zapewniał w środę minister Czuma, że nie toczyły się przeciwko niemu żadne inne sprawy przed sądami USA, niż te opisane już przez prasę.
W roku 1990 w sądzie karnym w Chicago toczyła się przeciwko Andrzejowi Czumie sprawa karna. O tej sprawie minister Czuma powinien przecież pamiętać, ponieważ został po 10 rozprawach uniewinniony. Pozostaje niewyjaśniona sprawa zadłużenia z karty kredytowej (pisze o tym Gazeta Wyborcza), o której Andrzej Czuma mówi, że nie należała do niego, choć zebrane przez dziennikarzy informacje świadczą o czymś przeciwnym... (szerzej w PS)
Naprawdę, nie mamy żadnej intencji „czepiania się" ministra, nie pracujemy na niczyje zlecenie, nie jesteśmy marionetką w rękach „małpiarni z Chicago". Chcemy wiedzieć kim jest nowy szef polskiego aparatu sprawiedliwości, jaki jest jego stosunek do prawa, do własnych zobowiązań i słów, do ludzi, czy potrafi kierować wielką instytucją, a wreszcie - jaki jest jego stosunek do wymiaru sprawiedliwości, choćby w innym kraju? Syn pana ministra grozi nam procesem karnym i trzema latami więzienia. Przyjmujemy te słowa - że zacytuję -„z zażenowaniem i smutkiem".
Cezary Łazarewicz
Polityka

Brak komentarzy: