Po ponad roku, kiedy to ratusz ogłosił program ratowania małych warszawskich klubów sportowych, sprawa utknęła w martwym punkcie. - Prezesi zostali zrobieni w konia - komentuje Katarzyna Munio, radna PO.
Miasto nie podpisało z nimi nowych umów dzierżawy, a co za tym idzie, nie wypłaciło im obiecanych pieniędzy. - Problemem są kwestie prawne - tłumaczył się wczoraj stołecznym radnym Wiesław Wilczyński, szef miejskiego biura sportu. Wściekli są prezesi klubów: - To skandal. Przez opieszałość urzędników stracimy dotacje unijne - mówili.
Program rewitalizacji miał objąć 12 klubów sportowych, które znajdują się na terenach należących do miasta: Okęcie, GKP Targówek, Yacht Club Warszawa, Zwar, Hutnik, Skrę, DKS Targówek, Marymont, Drukarza, Warszawskie Towarzystwo Wioślarskie, Spójnię Warszawa i Deltę Warszawa.
Ratusz zapowiadał, że chce uporządkować sprawy własnościowe tych klubów, a następnie rozwijać ich ośrodki szkolenia dla dzieci i młodzieży, dofinansować utrzymanie obiektów. Na ten ostatni cel przygotował w ubiegłym roku 3,5 mln zł, które już przepadły. W tym zapisał w budżecie 4 mln. Jest duże ryzyko, że w tym roku kluby znów nie dostaną wsparcia. - Żeby uratować te kluby trzeba w nie zainwestować setki milionów złotych, a nie tysiące. Zbudować nowe obiekty, jak pełnowymiarowy basen czy halę na kilkanaście tysięcy miejsc, i na nich zorganizować choćby dużą imprezę europejską - komentuje Jacek Wszoła, legenda skoku wzwyż, wychowanek stołecznej Skry.
W zamian za pomoc władze miasta zażądały od prezesów klubów, żeby zrzekli się praw do władania miejskimi gruntami i podpisali nowe umowy dzierżawy tych terenów. W ten sposób, jak mówią, chcą kontrolować kluby i chronić tereny sportowe przed zakusami deweloperów i budową tam apartamentowców. Dodatkowo chcą, żeby do modernizacji swoich obiektów kluby szukały prywatnych inwestorów i wybrały w drodze konkursu nowych menedżerów. Zbigniew Kania, prezes klubu Drukarz, który jako pierwszy przystąpił do programu, przyznaje, że uczynił to z mieszanymi uczuciami. - Przekazując miastu majątek, którym klub zarządzał od kilkudziesięciu lat, chciałbym mieć pewność, że dostaniemy także pieniądze na rozbudowę infrastruktury. Bez tego będziemy stali w miejscu - mówił. Prezesi zrzekli się praw do terenów miejskich, zapewnili też szkółki dla dzieci i młodzieży. Wciąż jednak nie dostali nic w zamian - ani umowy dzierżawy, ani obiecanych funduszy. - Bo nie wiemy, czy możemy wydzierżawić te tereny bez przetargu - tak dyrektor Wilczyński wyjaśniał problem stołecznym radnym z komisji sportu, którzy wczoraj postanowili rozliczyć urzędników z realizacji programu. - To, jak przeprowadzić przetarg, uzgadniamy już z biurem gospodarki nieruchomościami - mówił.
- Nic o tym nie wiemy, nie znamy żadnych szczegółów programu, nie wiemy nawet, o które nieruchomości chodzi - oznajmiła nagle Izabela Budyta, wicedyrektor biura gospodarki. To wywołało burzę, radni i prezesi klubów zaatakowali oboje dyrektorów: - To kpina! - krzyczeli ci drudzy. - Bez umowy dzierżawy nie możemy ubiegać się o dotacje unijne na inwestycje. Mieliście nam pomóc, a tak naprawdę nas pogrzebiecie. Radni zażądali od obu biur, by za dwa tygodnie przekazały dokładny harmonogram rewitalizacji klubów. Podczas obrad komisji sportu pojawiła się też kwestia nowej umowy dzierżawy terenów sportowych przy ul. Konwiktorskiej 5. Okazało się, że negocjacje między właścicielem klubu Polonia, J.W. Construction, a Warszawskim Ośrodkiem Sportu i Rekreacji dobiegają końca, a umowa zostanie podpisana w najbliższych dniach. Radnych zaskoczyło jednak wystąpienie rzecznika klubu Piotra Ciszewskiego. - Umowę z WOSiR-em podpiszemy, choć jest dla nas niekorzystna. Nie udało się nam wynegocjować niższych stawek za czynsz dzierżawny. A to oznacza, że J.W. Construction nie stać na sponsorowanie dwóch drużyn. Prezes firmy złożył wniosek o rezygnację ze sponsorowania siatkarzy AZS Politechnika Warszawska - oświadczył. Do tej pory władze Polonii płaciły 6 tys. zł czynszu miesięcznie, zgodnie z nową umową będą musieli - 30 tys. - A przy Konwiktorskiej dzierżawimy jedynie stadion i parę pomieszczeń biurowych - mówi "Polsce" Piotr Ciszewski Polonii czy Legii bankructwo jednak nie grozi. Miasto zainwestowało blisko pół miliarda w nowy stadion przy Łazienkowskiej, stopniowo, choć wolno remontuje obiekty przy Konwiktorskiej. W opłakanym stanie są jednak pozostałe kluby. Wystarczy odwiedzić Hutnika, Marymont, Spójnię czy Skrę. Sąsiedzi strzelnicy na Marymoncie skarżą się, że strzały łucznicze wpadają im na plac zabaw, władze klubu, że mają zarośnięty chaszczami stadion. Trybuny bez ławek czy odrapane i dziurawe hale można też zobaczyć na terenie pozostałych klubów. Niektóre podtrzymuje przy życiu działalność komercyjna. Skra poprosiła o pomoc dewelopera, irlandzką spółkę Global Partners. Ta stworzyła plany odbudowy obiektów sportowych, w zamian chce postawić wokół bloki i budynki komercyjne. Na to nie pozwala jednak studium zagospodarowania przestrzennego terenu, a na jego zmianę nie chce się zgodzić prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz. Bo - jak tłumaczy - stworzyłaby precedens i podobne żądania wysuwaliby kolejni deweloperzy. Ta sytuacja irytuje znanych warszawskich sportowców. - Władze miasta wykazują się ignorancją. Inwestują wielkie pieniądze w obiekty piłkarskie, gdy brakuje lekkoatletycznych. A to na nie czekają od wielu lat kibice i sami zawodnicy - mówi Tomasz Majewski, mistrz olimpijski w rzucie kulą.
Piotr Olechno
Polska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz