2008/03/25

Warszawskie baseny toną bez reformy

Miliony złotych oszczędności przyniosłoby przekształcenie kilkunastu warszawskich ośrodków sportu w jedną spółkę. Jednak próbę reformy w obawie przed utratą wpływów i stanowisk zablokowało burmistrzowsko-dyrektorskie lobby koalicji LiD-PO.
Warszawskie ośrodki sportu i rekreacji są deficytowe, źle zarządzane i zbyt zbiurokratyzowane - do takich wniosków doszło miejskie biuro sportu na podstawie audytu zleconego pod koniec ubiegłego roku. Sprawdził on, jak miasto radzi sobie z administrowaniem basenami i halami sportowymi.
OSiR-y jedną spółką
Szef biura Wiesław Wilczyński uznał, że trzeba zmienić sposób zarządzania: 15 ośrodków chciał podporządkować miejskiej spółce. Wstępnie wyliczył, że dzięki temu można zmniejszyć zatrudnienie o mniej więcej 30 proc. To przyniosłoby rocznie miastu co najmniej 5 mln zł oszczędności.Teraz każdy z ośrodków ma osobną księgowość i działy kadr. Powołanie spółki umożliwiłoby stworzenie jednego. Pewne usługi można by zlecać firmom zewnętrznym, co znacznie obniżyłoby koszty administracji.
Początkowo pomysł dyrektora Wilczyńskiego radni przyjęli gromkimi brawami. Jednak szybko się okazało, że liderzy rządzącej Warszawą koalicji LiD-PO uznali go za zły. Wtedy odpowiedzialny za sport wiceprezydent Włodzimierz Paszyński szybko oznajmił, że zarząd miasta nie daje zgody na reformę.
- Gdy dyrektor Wilczyński ogłosił swój pomysł, najbardziej wpływowe osoby w ratuszu miały o to do niego wielką pretensję. W prywatnej rozmowie wyjawił, że dostał ostrą burę i wycofał się na dobre - mówi nam jeden z urzędników miejskiego biura sportu.
Teraz większość radnych nie chce już przekształcenia OSiR-ów w spółkę. - Ośrodki mają dbać o rozwój sportu i nie mogą działać wyłącznie na zasadach komercyjnych - przekonuje Katarzyna Munio (PO) z komisji sportu w Radzie Warszawy.
- To absurdalny argument. Przecież nowa spółka podlegałaby miastu. A zaoszczędzone pieniądze poszłyby w całości na sport - mówią na to urzędnicy biura sportu. Wiesław Wilczyński przyznaje, że przegrał. Dziś na temat planowanej reformy nawet boi się oficjalnie rozmawiać.
Burmistrzowie: Władzy nie oddamy
Jego pomysł godził w interesy wpływowego lobby burmistrzowsko-dyrektorskiego. Posady w stołecznych basenach od lat rozdaje się bowiem według politycznego klucza. Np. szefem OSiR-u na Ochocie jest Łukasz Brud, działacz PO w tej dzielnicy i współorganizator kampanii wyborczej Platformy w ostatnich wyborach. Na basenie, siłowni i w sali sportowej na Ochocie jest aż 55 etatów. - To naprawdę niewiele, a w administracji mamy zaledwie kilka osób, m.in. główną księgową i sekretarkę - wylicza Łukasz Brud.
Dwoma basenami i halami sportowymi na Pradze-Południe zarządza z kolei Ewa Misiurkiewicz, była warszawska radna UW, która teraz stara się o przyjęcie do partii Donalda Tuska. - Spółka zarządzająca basenami? Może byłaby lepsza, bo przyniosłaby redukcję zatrudnienia [dziś w dzielnicowym OSiR-ze pracuje 240 osób]. Ale chyba korzystniej byłoby stworzyć spółki w każdej gminie. Tak by lepiej reagowały na lokalne potrzeby - twierdzi Ewa Misiurkiewicz.
Henryk Skrobek, szef OSiR-u w Białołęce, wprawdzie do żadnej partii nie należy, ale nie jest tajemnicą, że z burmistrzem tej dzielnicy Jackiem Kaznowskim (PO) łączą go serdeczne więzy. W przeszłości Skrobek należał bowiem do samorządowej elity: z ramienia AWS przewodniczył radzie największej gminy Warszawa-Centrum. Wtedy Kaznowski był prawicowym samorządowcem. Dziś obaj politycy wzajemnie się popierają. - To prawda, mój ośrodek jest tzw. jednostką budżetową. Ta formuła nie motywuje do zarabiania pieniędzy, służy raczej konsumowaniu dotacji i fundowaniu darmowych zajęć młodzieży - przyznaje Henryk Skrobek.
Wśród dyrektorów OSiR-ów nie brakuje też ludzi z rekomendacji LiD - warszawskiego koalicjanta PO. Szefem ośrodka na Żoliborzu jest Jerzy Helman, kiedyś wicedyrektor gabinetu byłego wojewody Leszka Mizielińskiego (SLD).
Szefowie dzielnic robią, co mogą, by mieć jak największą kontrolę nad OSiR-ami. - Burmistrzowie doskonale wiedzą, że dzięki dobrej współpracy z OSiR-em mogą sobie zaskarbić przychylność mieszkańców dzielnicy. To pokażą się na jakichś zawodach, to rozdadzą nagrody na konkursie dla dzieci. Świetna szansa, by zapaść w pamięć przyszłym wyborcom. Dlatego zrobią wszystko, by mieć jak największy wpływ na obsadę szefa OSiR-u i w życiu nie zgodzą się na pomysł władz miasta - słyszymy od jednego z wiceburmistrzów z PO.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Dominika Olszewska, Jan Fusiecki

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Przepraszam, a co robiły PiS dzielce przez całe lata swoich "jedynie słusznych" rządów, które wreszcie obrzydły całemu Narodowi Rzeczpospolitej Polskiej?