Tanio, sprawnie, blisko ludzi, bez przepychu. Po prostu normalnie - to jedno spojrzenie na rozpoczynającą się w niedzielę podróż premiera rejsowym samolotem z oficjalną wizytą do USA. Kiedy jednak zajrzymy za kulisy, ów urok taniego państwa przestaje być już tak pociągający - pisze "Dziennik".
Dwa miesiące szczegółowych przygotowań, tysiące ustaleń i negocjacji, podwyższone ryzyko bezpieczeństwa, pościg z czasem, czyhające w związku z tym pułapki dyplomatyczne, ograniczony do minimum program - tak wyglądają konsekwencje decyzji Donalda Tuska o tym, by będąc przywódcą jednego z największych państw w Europie, zasiąść jako jeden ze zwykłych 242 pasażerów Boeinga 767 - pisze "Dziennik".
Ale ten rejs zwykły nie będzie. Na czas lotu LOO6 M rejsowy samolot zamieni się w swoisty czarter pod specjalnym nadzorem. Tusk ma wylecieć o 12.40. Inni pasażerowie nie zobaczą go stojącego w kolejce do odprawy. Tusk wraz z towarzyszącą mu delegacją uda się na Okęciu wprost do saloniku VIP. Na pokład samolotu Tusk wejdzie ze swoim otoczeniem jako ostatni, specjalnym wejściem z rękawa.
Obok Tuska będą siedzieć tylko szef MSZ Radek Sikorski i rzeczniczka rządu Agnieszka Liszka. Oficjalnie. Nieoficjalnie wiadomo, że będą też w pobliżu funkcjonariusze BOR. W tym przypadku najpewniej pięciu. Zwyczajowo BOR-owcy zajmują też dwa fotele najbliżej przejść pomiędzy klasami ekonomiczną i biznes, aby mieć na oku przemieszczanie się pasażerów.
Tusk wyjdzie z samolotu tym razem jako pierwszy. Prosto do podstawionego na płytę samochodu. - Dygnitarze nie muszą przechodzić przez bramki ani stać w kolejce do kontroli paszportowej, to wszystko załatwiają za nich agenci - mówi "Dz" rzecznik Secret Service Ed Donovan.
Żeby wszystko wypaliło, do USA już wczoraj poleciał szef gabinetu politycznego Tuska Sławomir Nowak. Podczas tej wizyty liczy się niemal każda minuta. W Nowym Jorku Tusk ląduje o 17.30 czasu lokalnego. Prosto z lotniska w kolumnie jedzie na 19 na spotkanie z Polonią. Spóźnić się nie może. Już o 21.30 musi być na pokładzie samolotu Delty, który leci do Waszyngtonu. A na lotnisko JFK wiedzie bardzo zakorkowana autostrada 678. Zwykłym samochodem trzeba liczyć 1,5 godziny.
Rozmówcy "Dz" z kancelarii premiera przyznają: to będzie wyjątkowo nerwowa wizyta. Ale premier się uparł. Chce dotrzymać słowa - będzie tanie państwo w każdej sytuacji. Jest jeszcze jedna strona tego medalu. - W odróżnieniu od rządowej 'tutki' ten samolot jest bezpieczniejszy i wygodniejszy. Można się choćby spokojnie przespać - po ludzku broni decyzji premiera rzeczniczka rządu.
www.tvn24.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz