2008/03/22

Dalekosiężne plany Platformy i ludowców

Wspólny start w wyborach do europarlamentu, a później wspólne listy w wyborach do Sejmu – to prawdopodobny scenariusz.
Polityków i obserwatorów zastanawia brak zgrzytów w koalicji PSL – PO. – Zdziwiony jestem zgodnością tego małżeństwa – mówi Krzysztof Janik, który był razem z ludowcami w rządzie Leszka Millera, gdy koalicyjna awantura goniła awanturę. – To tylko w telewizji tak wygląda, a szczególnie w terenie trwa walka buldogów pod dywanem – zastrzega jednak prominentny polityk PO.
Razem na listach
Według naszych informacji Waldemar Pawlak obiecał Donaldowi Tuskowi wspólny start w wyborach. Jeśli chodzi o Parlament Europejski, to sprawa jest już właściwe przesądzona. Przedmiotem sporu jest jedynie ordynacja. Ludowcy wolą tę, która obowiązuje. PO chce jednej listy krajowej. – Możemy się zgodzić na podział na pięć okręgów wyborczych – deklaruje Stanisław Żelichowski, przewodniczący Klubu PSL. Politycy PO są jednak optymistami. – Zgodzą się w końcu na listę krajową – mówią.
Są też wspólne ustalenia w sprawie wyborów prezydenckich. Nawet jeśli ludowcy wystawią własnego kandydata, co wydaje się mało prawdopodobne, to w drugiej turze poprą Tuska. – Waldek liczy, że gdy Tusk zajmie się kampanią prezydencką, to on zostanie premierem – mówi poseł PSL.
Trudniejsze będzie przekonanie terenowych działaczy Stronnictwa do wspólnego startu w wyborach krajowych. Przymiarki już były przy okazji ostatnich wyborów, ale nic z tego nie wyszło. Przeciwny takim planom jest m.in. Marek Sawicki, minister rolnictwa i główny konkurent prezesa PSL. Tak przynajmniej mówi na spotkaniach w terenie.
– W PSL zrozumieli, że lepiej być na drugim miejscu wspólnej listy z PO niż na pierwszym i nie znaleźć się w Sejmie – uważa polityk SLD, który współpracę z ludowcami w koalicjach ocenia jako koszmar. I dodaje: – Pewien etap szaleństw się zakończył, oni uznali, że trzeba by się z kimś związać.
Według socjologa Jarosława Flisa doświadczenia LiD w ostatniej kampanii mogą zniechęcić do takich pomysłów. Gdy jednak PO z PSL się zdecydują, dojdzie do ostrej walki o miejsca na wspólnych listach. – Najlepsze byłoby dla nich blokowanie list, ale PO je bardzo krytykowała – wyjaśnia.
Nauczka z historii
PSL miało przez lata opinię partii obrotowej, która może współpracować z każdym, by być u władzy. Pazerność ludowców na stołki stała się przysłowiowa. – Gdy byłem premierem, odnosiłem wrażenie, że głównym problemem PSL jest, czy być w rządzie, czy w opozycji, nigdy nie wiedziałem, jak będą głosować – opowiada Leszek Miller. – I nie jestem pewien, czy PSL się z tego wyleczyło, choć na zewnątrz wygląda to na pokojową koalicję.
Miller podziela opinię, że Pawlak bardzo się zmienił:
– Stał się bardziej liberalny, i to w dobrym tego słowa znaczeniu, ale nie wszyscy w PSL są tacy. Pytanie, co tam dzieje się w środku?
A w środku jest różnie. Części struktur terenowych (np. na Ziemiach Odzyskanych) bliżej do SLD, części do PiS (głównie na ścianie wschodniej).
– Ukrócić ich i dać po łapkach – tak o stosunku do ludzi PO mówi szef powiatowej struktury PSL na Podlasiu. Ale to nietypowa wypowiedź. – Stało się to, co jeszcze niedawno wydawało się niemożliwe, przecież chłopi nie używali na polityków partii Tuska innego określenia niż „te zgniłe liberały”– ocenia Flis.
Dajmy im wszystko
Koalicja swoje początki ma w wyborach samorządowych. Przeforsowane przez Jarosława Kaczyńskiego blokowanie list, wymusiło tę współpracę. PO i PSL rządzą wspólnie w niemal wszystkich sejmikach. W tle samorządowej współpracy, jeszcze w Sejmie poprzedniej kadencji, rozpoczęły się bliskie kontakty partyjnych liderów. Za akuszera koalicji można uznać Grzegorza Schetynę. To on prowadził rozmowy z Pawlakiem. – Zauważyłam, że Pawlak jest w sieciach Schetyny – opowiada Nelli Rokita, która z prezesem PSL prowadziła w tym czasie negocjacje o starcie z list ludowców. Szef MSWiA nadal jest orędownikiem PSL. Podczas jednej z narad ścisłego kierownictwa PO Schetyna miał powiedzieć o ludowcach: – Dajmy im wszystko, czego chcą w obszarze rolnictwa.
Ludowcy dostali wiele, ale nie wszystko. Walka toczyła się m.in. o wpływową Agencję Nieruchomości Rolnych. Jej szefem została osoba związana z PO. Podobne boje toczyły się o obsadę Lasów Państwowych. Zwyciężyli kandydaci spoza partyjnych układów. W Klubie PO oburzenie wywołało skierowanie do rady nadzorczej PERN (strategicznej spółki paliwowej) dyrektora płockiego szpitala, który z energetyką nie miał nic wspólnego. Jest za to znajomym Pawlaka. Ostatnio Tusk zabrał Pawlakowi szefowanie zespołem ds. bezpieczeństwa energetycznego i sam stanął na jego czele. – To było uzgodnione – przekonuje Franciszek Stefaniuk z PSL. – Waldkowi oczywiście to się nie spodobało – dodaje inny poseł.
Fundamentem, na którym opiera się koalicja, jest przyjaźń Tuska i Pawlaka, ich wzajemne zaufanie. Lecz choć premier wychwala wicepremiera pod niebiosa, nie przeszkadza mu to dwa zdania później wyjść z propozycjami takimi jak podatek liniowy i wybory większościowe, o których wiadomo, że są dla PSL nie do przyjęcia.
Różowe baloniki PO
Uporczywe wysuwanie propozycji typu ordynacja większościowa zaczyna ludowców irytować. – W ogóle o tych pomysłach w koalicji nie rozmawialiśmy, nie ma żadnych projektów ustaw – twierdzi Stefaniuk. Poseł Janusz Piechociński zarzuca nawet PO robienie medialnego show. – Podrzucają do góry ciężkie obietnice, myśląc, że to różowe baloniki, a to ciężkie kamienie, które wcześniej czy później zwalą się na głowę – przestrzega i zapowiada, że jeśli PO nie zakończy medialnego serialu z rozdawaniem lizaków, to PSL zacznie swój. – Przypomnimy wszystkie obietnice ze wszystkich naszych programów – mówi.
Jednak Jarosław Flis nie dostrzega poważnych zagrożeń dla koalicji. – Chyba że wydarzyłoby się coś takiego jak afera Rywina – zaznacza.
Źródło : Rzeczpospolita
Małgorzata Subotic

Brak komentarzy: