2008/03/14

Metro zdąży, ale z inną ekipą

Zakładamy się o to, czy Warszawa zdąży z otwarciem drugiej linii metra na Euro 2012? Ciągle w to wierzę, choć zaczęły się właśnie pojawiać pierwsze głosy zwątpienia.
Na alarm bije np. były prezydent Warszawy Paweł Piskorski. Wieszczy, że rok 2012 zastanie centrum miasta w wykopach, a wszystko skończy się totalnym paraliżem i międzynarodową kompromitacją. W 2001 r. mówił tak: "Mamy realny plan, który pozwoli na przełom". Po czym ogłosił datę: 2007. Już wtedy metro zbudowane za pieniądze prywatnego kapitału miało nas zabrać ze Śródmieścia na Pragę. Skończyło się jednak na planach.
Paweł Piskorski powie pewnie, że zniweczyła je niemrawa ekipa Lecha Kaczyńskiego. Był w niej naczelny architekt miasta Michał Borowski, który dziś odpowiada za nowy Stadion Narodowy. On też już wątpi, czy dojedziemy tam metrem za cztery lata. A kto opóźniał jego budowę? "Może warto zmienić przebieg tuneli, wygiąć je w łuk i mieć stację na Krakowskim Przedmieściu w okolicy pomnika Prusa?" - rzucił nagle w 2004 r. Zlecił analizy, miasto wydało na nie 5,5 mln zł, a ponad rok później okazało się, że i tak wszystko zostaje po staremu.
Do pierwszego meczu mistrzostw Europy zostało równo 50 miesięcy. W takim czasie w innych miastach budują znacznie więcej niż siedem stacji jednej linii. Nasza budowa od Kabat po Młociny ciągnie się już 25 lat. Jej słabym punktem jest ekipa, która ją nadzoruje - ciągle są jakieś opóźnienia. Jeśli ratusz chce ich uniknąć przy drugiej linii, powinien mocno zastanowić się nad zmianami. Może przydałby się tutaj ktoś z zagranicy? Taki drugi Leo Beenhakker od metra, z którym bez przekraczania terminów dojedziemy przed finałem do stacji metra Stadion.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Autor: Jarosław Osowski

Brak komentarzy: