Matkę Waldemara Pawlaka spotkaliśmy przelotnie. 71-letnia kobieta Marianna Jadwiga Pawlak wskazywała nam drogę, stojąc przy płocie swojego domu we wsi Pacyna. Nie wiedzieliśmy wówczas, że mamy do czynienia z panią prezydent Fundacji Partnerstwo dla Rozwoju. To w fundacji lider PSL umieścił udziały firm, których był posiadaczem. Na papierze więc wicepremier nie ma prawie nic. Fundacją rządzą jego matka wraz z kolegą ze studiów.
Teoretycznie Waldemar Pawlak nawet nie mieszka u siebie. Żyje z konkubiną w apartamentowcu obok dworca w Żyrardowie. Codziennie koleją dojeżdża do pracy. Dwa połączone mieszkania, o łącznej wielkości 114 metrów, formalnie należą do jego towarzyszki - Iwony Katarzyny Grzymały.
Grzymała to osoba nieprzypadkowa. 44-letnia elegancka blondynka z Ciechanowa od lat zarabia w spółkach związanych z Pawlakiem. Przez 5 lat zasiadała w zarządach dwóch takich firm.
Jeszcze kilka lat temu wraz z Pawlakiem mieszkała w obskurnym bloku z wielkiej płyty w Żyrardowie. Dzięki pieniądzom zarabianym na styku prywatno-publicznym mogli przenieść się do atrakcyjnego mieszkania. Zresztą Grzymała nie kupiła apartamentu od dewelopera - jak większość z nas. Nabyła go od firmy, która kiedyś była własnością Pawlaka, a dziś jest zarządzana przez jego kolegę.
Strażacki interes
Iwona Katarzyna Grzymała to postać z "towarzystwa Waldemara Pawlaka", w którego skład wchodzą sąsiedzi ze wsi, koledzy ze studiów i straży pożarnej.
Większość interesów "towarzystwa" jest związana z ochotniczymi strażami pożarnymi. Związek strażaków ochotników to wielka organizacja. Liczy 700 tysięcy członków skupionych w ponad 18 tysiącach oddziałów. Zarząd Główny, którego prezesem od lat jest Pawlak, kontroluje ogromny majątek. Nie są to prywatne fundusze, ale publiczne środki. Rocznie strażacy ochotnicy dostają między 50 a 60 milionów złotych dotacji, m.in. z resortów spraw wewnętrznych czy obrony. Z tych funduszy "towarzystwo Pawlaka" potrafi uszczknąć coś dla siebie.
Przykładem może być spółka Internetowy Instytut Informacji - 3i. Firma od lat żyje ze straży: zarabia na obsłudze informatycznej strażackiego zarządu, a nawet świadczy im usługi portiersko-recepcyjne.
Waldemar Pawlak nie ma czystego sumienia. Jako prezes strażaków ochotników pozwalał zarabiać firmie, w której przez pięć lat prezesowała jego konkubina. Co więcej - sam był udziałowcem spółki "3i" i rzeczywiście kontroluje ją do dziś.
Pawlak w odpowiedziach na pytania podkreśla, że strażacki związek zawsze działa transparentnie - organizuje konkursy i przetargi.
Usiłowaliśmy sprawdzić w straży pożarnej, co zdecydowało o wyborze 3i. Dyrektor Jerzy Maciak nie wspomina o konkursach i przetargach: "Firma realizowała wiele ciekawych projektów. Zaproponowała nam współpracę".
Związki lidera PSL z 3i datują się od początku lat dwutysięcznych. "Jej działalność była dla mnie interesująca z punktu widzenia zawodowego" - napisał nam Pawlak. Firma miała też inną zaletę, o której wicepremier nie wspomina - należała do dzieci jego kolegów strażaków.
Konkubina i sąsiad przejmują władzę
Byłego prezesa 3i Tomasza Szkopka spotykamy w Płocku, w galerii handlowej, gdzie prowadzi knajpę. Chcemy się dowiedzieć, skąd w niewielkiej spółce wziął się dwukrotny premier.
"Potrzebowaliśmy pieniędzy na rozwój. A Pawlaka znałem, bo to kolega mojego ojca, który działa w straży" - tłumaczy 32-letni dziś mężczyzna. Szkopek pochodzi z Dobrzykowa, leżącego 25 km od Pacyny, gdzie mieści się dom rodziny Pawlaków.
Zaraz po przyjściu Pawlaka do firmy zmieniła ona siedzibę i wynajęła pokój w siedzibie zarządu głównego strażaków - w centrum Warszawy, tuż koło uniwersytetu.
Dzięki temu ruchowi Pawlak mógł doglądać prywatnego interesu, bo w tym samym budynku zajmował gabinet prezesa Zarządu Głównego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych. Było to absurdalne, bo Pawlak był najemcą biura (jako udziałowiec 3i) i wynajmującym (jako szef strażaków).
"Wynajem jest realizowany na równych zasadach dla wszystkich kontrahentów" - odpiera zarzuty polityk.
W 2003 roku w spółce 3i doszło do rewolucji. Władzę przyjęła w niej konkubina Pawlaka - Iwona Katarzyna Grzymała oraz 23-letni wówczas Krzysztof Filiński (obecnie szef Agencji Rozwoju Mazowsza z politycznego nadania). Pawlak nie pamięta, od kiedy zna Filińskiego. Filiński przypomina sobie, że Pawlaka "miał przyjemność poznać podczas jednej z konferencji informatycznych". Ciekawe, bo obaj są sąsiadami ze wsi Pacyna, która liczy 220 mieszkańców.
Po przejęciu władzy przez konkubinę i sąsiada dotychczasowi wspólnicy, z Pawlakiem na czele, pozbyli się firmy. Podarowali udziały Fundacji Partnerstwo dla Rozwoju, związanej z ludźmi PSL.
Tak więc formalnie Pawlak pozbył się udziałów i związków z 3i jeszcze w 2003 r. Ale tylko pozornie.
Minęło ledwie trzy miesiące, a Pawlak został prezydentem fundacji. Dziś prezydentem już nie jest. Co nie oznacza, że stracił wpływ na organizację. Dlaczego? Jeszcze w 2006 r. przekazał pełnię władzy innej osobie. Komu? Swojej matce Mariannie Jadwidze Pawlak. W ten sposób 71-letnia kobieta dowodzi organizacją, która jest właścicielem 3i, spółki wyrosłej na strażackiej kasie.
"O ile wiem, wspólnie z zarządem dobrze radzi sobie ze sprawowaniem funkcji" - chwali matkę wicepremier.
Zlecenie dla kolegi
Konkubina Pawlaka chciała robić polityczną karierę. W 2001 r. startowała do Sejmu, z tej samej PSL-owskiej listy, co jej protektor Waldemar Pawlak. Przegrała i porzuciła politykę dla biznesu. W 2003 roku została prezeską firmy 3i, ale weszła też do zarządu spółki Plocman.Tak się składa, że Plocman należy do Wojciecha Nowysza, kolegi Pawlaka ze studiów. Przed przyjściem konkubiny Pawlaka Plocman przeżywał ciężkie chwile. "Był to rok przetrwania", napisali właściciele w sprawozdaniu z 2002 r., tłumacząc 150-tysięczną stratę. Pojawienie się Grzymały było jak dotknięcie czarodziejską różdżką. Sprawozdanie z 2003 r. jest entuzjastyczne: przychody milion złotych, zysk prawie 90 tys., a do tego duże wydatki na reklamę i promocję.
Co się stało? To proste. Plocman zaczął robić interesy z ochotniczą strażą pożarną. Oto nagle w 2003 r. zarząd główny Związku Ochotniczych Straży Pożarnych, kierowany przez Pawlaka, zlecił Plocmanowi opracowanie specjalnego oprogramowania i przeszkolenia ludzi. Dzięki tej współpracy Plocman przeżył kilka tłustych lat. Firma dostawała od strażaków pieniądze w formie "grantów" w latach 2003, 2004 oraz 2007, a w 2005 r. podpisała z nimi umowę na rozwój systemu komputerowego, jego wdrażanie, promocję i szkolenia.
"Przyniosło to nam korzyści finansowe oraz pozwoliło zająć wysoką pozycję na polskim rynku oprogramowania dla gmin" - tak o współpracy ze strażakami napisali w sprawozdaniu finansowym właściciele Plocmana.
Zastrzyk gotówki pomógł spółce, na wszystkim skorzystali bliscy i znajomi Pawlaka. Kolega ze studiów dostał dobre zlecenie, konkubina pracę w zarządzie. Na dodatek powiązana z Pawlakiem firma 3i została udziałowcem Polcmana. A wszystko za strażackie pieniądze.
System, który nie działa
Za co strażacka organizacja pod dowództwem Pawlaka płaciła spółce związanej z Pawlakiem?
Chodziło o oprogramowanie. Strażacy wspierali projekt utworzenia w całej Polsce Gminnych Centrów Reagowania. Te komórki miały powstać w każdej gminie. Zatrudnieni w nich ludzie, używając komputerów i systemów łączności, dbaliby o bezpieczeństwo w chwilach katastrof. Biznes polegał na tym, że straż dostarczała komputery, a Plocman oprogramowanie. Płocka spółka zajmowała się także szkoleniem. Zresztą nie tylko ona - na szkoleniach i wgrywanie oprogramowania załapała się opisana już spółka 3i. Projekt - choć przesiąknięty nepotyzmem - wygląda na sensowny. Niestety tylko na papierze. System wdrażany pracowicie od 2003 r. objął zaledwie 100 gmin, a w dodatku nie działa.
Przekonaliśmy się o tym sami, odwiedzając gminy na północnym Mazowszu.
W Młodzieszynie pani sekretarz gminy była zadowolona, bo dzięki akcji mogła skomputeryzować urząd. A do czego przydaje się system?
"Jeśli przyjdzie kontrola, to będziemy przygotowani, bo z komputera można wydrukować instrukcje" - tłumaczy Zofia Fabisiak.
Do tego realnie sprowadza się rola „specjalistycznego oprogramowania”. Nie pomoże ono pani Fabisiak ani jej gminie w czasie klęski żywiołowej na przykład do skoordynowania działań z sąsiadami. Bo sąsiedzi oprogramowania nie kupili.
Dlaczego?
"Nie potrzebuję oprogramowania, żeby zapytać sąsiada, czy ma pożyczyć worki z piachem" - tłumaczy wójt pobliskiego Iłowa Roman Kujawa. "Jak potrzebuję worków, to chwytam za telefon, a jak telefon nie działa, tego ma od tego radiostację".
W komputerowe instrukcje wójt także nie wierzy: "Każda gmina ma swoją specyfikę i nie ma programu, który napisze uniwersalną instrukcję. Jak mi wyleje Wisła, to wiem, co robić, bo mam własną instrukcję. Plocman dobijał się do mnie ze programem, ale ich odprawiłem".
W oddalonym o 20 kilometrów Brochowie GCR działa, ale tylko w piątki, bo pracownik zatrudniony jest na część etatu.
Oprogramowanie Plocmana kupił Czosnów pod Nowym Dworem Mazowieckim. Tam za sprawy kryzysowe odpowiada Andrzej Zawadzki. Jak przystało na byłego wojskowego Zawadzki utrzymuje w dokumentach wzorowy porządek i ma przygotowaną instrukcję na każdy rodzaj zagrożenia: od powodzi do obecności dywersantów w Kampinosie.
Wszystko zrobione na komputerze przy użyciu edytora tekstów Word. " A program Plocmana?" pytamy. "Mówiąc szczerze, nie używam" - mówi były wojskowy.
Umowa z samym sobą
Przedstawiciele Polcmana i 3i przyznają, że zarobili na współpracy ze strażakami, ale w rozmowach z nami powtarzają: "To nie były duże pieniądze".
Mają racje. Tu nie chodzi tylko o pieniądze. Obserwując system, który Pawlak utkał, doszliśmy do wniosku, że polega on na sieci powiązań, przysług, wzajemnemu wspieraniu się. Działa to trochę na zasadzie chłopskiej samopomocy: dziś mnie się wiedzie, to ci pomogę, ale liczę na to samo z twojej strony, gdy mnie powinie się noga.
Pawlak zna to z gorzkiego doświadczenia. Gdy jako dwukrotny były premier znalazł się na marginesie, rękę podał mu znajomy - potentat zbożowy Zbigniew Komorowski.
Zrobił byłego szefa rządu prezesem podupadającej Warszawskiej Giełdy Towarowej.
Pawlak bał się funkcji. "Chciał gwarancji, że giełdę da się wyprowadzić na prostą. Mówił mi: były premier, który przegrał w partii i zbankrutował razem z giełdą, to byłby mój koniec" - wspomina Artur Żur z zarządu WGT.
Jednak giełda nie zbankrutowała. Pawlak zaczął odbudowywać pozycję.
Ciekawe, że choć był prezesem giełdy należącej do kolegi, nie cofnął się przed prywatą. Jednym z przykładów jest użyczenie pomieszczeń Fundacji Partnerstwo dla Rozwoju. Giełda nie miała z tego ani złotówki. Fundacja zyskała świetną lokalizację przy Nowym Świecie, w jednym z najdroższych miejsc w Warszawie. W przesłanych nam odpowiedziach wicepremier zdradza, że przy Nowym Świecie był tylko adres do korespondencji dla fundacji. To dziwne tłumaczenie, bo w dokumentach sądowych jest mowa o siedzibie fundacji. Gdzie w takim razie jest fundacja, której prezydentuje matka wicepremiera?
To nie koniec. W 2004 r. Warszawska Giełda Towarowa podpisała umowę ze spółką Wyszukiwanie Informacji Profesjonalnej - WIP. WIP zobowiązywała się "do zarządzania i nadzorowania działalności kontrahenta".
Założycielem i głównym udziałowcem WIP był wtedy sam Waldemar Pawlak. Wyszła z tego ciekawa konstrukcja biznesowa. Teoretycznie prezes giełdy bierze pieniądze za to, że giełdą zarządza. Tymczasem Pawlak wynajął do zarządzania firmę WIP. Wygląda więc na to, że umówił się sam ze sobą i jeszcze na tym zarobił. "Umowa została zawarta za wiedzą i akceptacją rady nadzorczej WGT" - broni się lider PSL.
W końcu Pawlak zdecydował się sprzedać udziały w WIP. Komu? Znanej już Fundacji Partnerstwo dla Rozwoju, której akurat był szefem, zanim przekazał obowiązki matce. Pawlak sprzedał sam sobie udziały za 45 tys. zł. Do tej pory w poselskich oświadczeniach majątkowych nie ujawnił, że dostał taki zastrzyk gotówki. Dlaczego? Polityk wyjaśnia, że fundacja ma kilka lat na wypłacenie mu pieniędzy. "Stosownie do przelewów będę te informacje zamieszczał w oświadczeniu" - pisze wicepremier. Mija się z prawdą. Z umowy wynika, że dostał już 3/4 kwoty w trzech ratach, a w kolejnych oświadczeniach sejmowych nie ma o tym słowa.
Gdzie mieszka wicepremier
Dziś prezesem firmy WIP i członkiem zarządu Fundacji Partnerstwo dla Rozwoju jest Krzysztof Szpoton. Oczywiście kolega Pawlaka ze studiów, a w zeszłej kadencji jego asystent poselski.
WIP mieści się w zwykłym mieszkaniu w al. Solidarności w Warszawie. Drzwi zamknięte są na głucho, nie ma szyldu, a sąsiedzi o spółce nie słyszeli. Szpoton tłumaczy to tajemniczo, że działalność spółki nie polega na przyjmowaniu klientów, a utrzymywanie sekretarek podnosiłoby koszty.
Jednak skoro nie potrzebne mu pomieszczenia, po co WIP zainwestowała w lokale w Żyrardowie? W 2006 r. spółka, biorąc kredyt i 50. tysięczną pożyczkę od osoby, której tożsamości Szpoton nie chce ujawnić, kupiła dwa sąsiadujące mieszkania w nowym apartamentowcu. Po co firmie mieszkania w Żyrardowie, skoro nawet w Warszawie nie korzysta z siedziby? Prezes tłumaczy, że chodziło o rozszerzenie działalności na nowe obszary. Jakie? Tajemnica.
Nie minął rok, a okazało się, że mieszkania WIP wcale nie są potrzebne. Ale się nie zmarnowały. Zamieszkali w nich Pawlak i jego konkubina Iwona Katarzyna Grzymała.
"Lokale zostały sprzedane pani Iwonie Katarzynie Grzymale na podstawie wyceny rzeczoznawcy" - tłumaczy sucho prezes Szpoton.
Dlaczego tak dziwną drogą Pawlak zdobywa wraz konkubiną mieszkania w Żyrardowie? Czy WIP rzeczywiście potrzebowała mieszkań? Kim był tajemniczy pożyczkodawca firmy WIP? Po co lider ludowców pozbywa się udziałów w spółkach (WIP i 3i) i parkuje je w kontrolowanej przez siebie fundacji? Dlaczego do oświadczenia majątkowego nie wpisuje, że zarobił na sprzedaży udziałów? Czy to wszystko oznacza, że Pawlak ukrywa majątek? Pytania są zasadne. Tym bardziej że takie zarzuty również publicznie stawia wicepremierowi jego długoletnia małżonka Elżbieta.
Kariera pani Iwony
W listopadzie 2007 r. Waldemar Pawlak wrócił na polityczny szczyt. Został wiceszefem rządu i ministrem gospodarki. Jego konkubina zaczęła dyskretnie wycofywać się ze spółek.
W grudniu 2007 r. odeszła z Plocmana, w styczniu 2008 r. przestała być prezesem 3i.
Przyszedł czas na karierę w instytucjach państwowych. W przesłanych odpowiedziach wicepremier zaprzecza, że pomagał w karierze Iwony Katarzyny Grzymały i podkreśla jej kompetencje - znajomość języków, dyplom SGH czy pracę dla Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
5 lutego 2008 Iwona Katarzyna Grzymała objęła stanowisko doradcy prezesa Polskiej Organizacji Turystycznej. POT to firma, która jest łupem dla polityków. Ale Katarzyna Draba, rzeczniczka POT, przekonuje, że w przypadku zatrudnienia pani Grzymały decydowały kompetencje. W POT krąży informacja, że Grzymała miała przeskoczyć na fotel wiceprezesa. "Dziennikarze zaczęli opisywać nepotyzm PSL w różnych instytucjach i z nominacji zrezygnowano. Grzymała niepyszna odeszła z POT z końcem września" - opowiada nasz informator. Z państwowej branży turystycznej konkubina wicepremiera trafiła do Konfederacji Pracodawców Polskich, którą kieruje Andrzej Malinowski, były polityk PSL i kolega Pawlaka. W departamencie zagranicznym KPP Grzymała długo miejsca nie zagrzała. Po kilku tygodniach w konfederacji już jej nie było.
Waldemar Pawlak prawie codziennie rano wyjeżdża pociągiem z Żyrardowa do Warszawy. Bez asysty BOR, cicho i dyskretnie, tak jak sobie zaplanował. Nawet redaktor naczelny lokalnej gazety, która ma siedzibę na parterze w apartamentowcu Pawlaka, nie wie, że dwa piętra wyżej mieszka premier.
Michał Majewski, Paweł Reszka
Dziennik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz