- Mieszkańcy południowej Warszawy doczekają się wreszcie szpitala - ogłosił wczoraj ratusz, prezentując plany nowej placówki. A to tylko propaganda sukcesu, która ma przyćmić na Ursynowie jedną z największych afer w historii warszawskiego samorządu
Z wczorajszej prezentacji w ratuszu można się dowiedzieć, że szpital powstanie u zbiegu ul. Roentgena i ul. Indiry Gandhi na tyłach Centrum Onkologii.
Luksusy dla pacjentów...
Na wizualizacji budynek wygląda imponująco: trzy budynki dwu-, sześcio- i siedmiopiętrowe. Pośrodku przeszklone atrium. Dodatkowo garaże naziemne na 400 samochodów. W nowym szpitalu ma się zmieścić osiem oddziałów: pediatryczny (30 łóżek z pododdziałem dla niemowląt), położniczy (30 łóżek plus sala porodowa z pięcioma stanowiskami), ginekologiczny (20 łóżek, w tym 15 ginekologicznych i pięć dla kobiet z ciążą patologiczną), neurogeriatryczny (30 łóżek), urologii (15), chirurgii z pododdziałem urazowym (30) oraz blok operacyjny i przychodnia przyszpitalna. Sale jedno- i dwuosobowe z łazienkami. - Budynek i infrastruktura to wydatek rzędu 155 mln zł, za sprzęt medyczny i wyposażenie trzeba będzie zapłacić 45 mln zł - wyliczał wiceprezydent Warszawy Jarosław Kochaniak. I zapewniał: - Trzyletnia budowa ma się zacząć jesienią przyszłego roku.
...ale wirtualne
Czyli tuż przed wyborami samorządowymi. Wczorajsza prezentacja to zaskakujący zwrot w ciągnącej się od początku lat 90. dyskusji nad budową szpitala południowego. Lokalizację wybraną teraz przez ratusz wskazał w 2006 r. Kazimierz Marcinkiewicz, gdy pod sztandarami PiS walczył o urząd prezydenta Warszawy. Ekipa Hanny Gronkiewicz-Waltz widziała tę lecznicę gdzie indziej. Przez dwa lata wybór Marcinkiewicza krytykowała, mówiąc, że teren przy Centrum Onkologii składa się z kilkunastu trudnych do scalenia działek. Wobec niektórych są w dodatku roszczenia, poza tym grunt przy Centrum Onkologii nie jest miejski - włada nim Ministerstwo Zdrowia. Instytut Hematologii i Transfuzjologii wyprzedził ratusz i złożył w resorcie wniosek o prawo do użytkowania terenów, na których władze Warszawy chcą pobudować szpital.
A jednak ratusz ogłosił, że postawi go na terenie, którego nie jest właścicielem. I nawet podał harmonogram prac. Przecież urzędnicy doskonale wiedzą, że porządkowanie prawa własności ciągnie się w Warszawie latami.
Aby zasłonić aferę
Jak pisaliśmy, kilka dni temu okazało się, że przez opieszałość ursynowskich urzędników miasto definitywnie przegrało w sądzie sprawę z Mostostalem-Eksport i nie dostanie od niego ani złotówki. Mimo że zgodnie z podpisanym z miastem kontraktem ta firma powinna zapłacić ratuszowi aż 74 mln zł z tytułu kar umownych za opóźnienie budowy hali sportowej na Ursynowie.
Po ujawnieniu tej afery przez "Gazetę" wszyscy spodziewali się dymisji burmistrza Ursynowa Tomasza Menciny (PO). Jednak prezydent Warszawy i liderzy Platformy powierzyli mu rolę wielkiego budowniczego. Wczoraj burmistrz na konferencji prasowej pokazywał imponujące plany realizacji wyczekiwanej od lat inwestycji. Dziś dalszy ciąg kampanii reklamowej: na nadzwyczajną sesję zjadą radni Ursynowa, by burmistrz także przed nimi mógł opowiedzieć o swym wielkim szpitalu przyszłości.Może i dobrze by było, gdyby burmistrz Ursynowa i jego polityczni mocodawcy z PO, chcąc się zrehabilitować za blamaż z Mostostalem, zbudowali na południu Warszawy porządny szpital, który zapowiadano już w czasach PRL. Kłopot jednak w tym, że kadencja samorządu kończy się w przyszłym roku. Trudno uwierzyć, by do tego czasu udało się uporządkować sprawy własności gruntów i zacząć inwestycję. Wszystko wskazuje więc na to, że ekipa Hanny Gronkiewicz-Waltz zafundowała wczoraj warszawiakom propagandowy spektakl, która ma przysłonić nieudolność jej urzędników.
Gazeta Stołeczna
Jan Fusiecki, Agnieszka Pochrzęst
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz