Czy można kupić mieszkanie, nabyć prawo wieczystego użytkowania gruntu pod nim, a później dostać za to... pozew do sądu? Jak najbardziej. Zwłaszcza jeżeli podpadło się wpływowym sąsiadom. Mieszkańcy budynku na Mokotowie muszą udowadniać, że nie złamali prawa.
– Właśnie zaczęliśmy urządzać nasze mieszkania. Zamiast wydawać pieniądze na wyposażenie, płacimy adwokatom. Kilka dni temu wszyscy dostaliśmy pozwy do sądu. Ministerstwo Skarbu Państwa chce nam odebrać nasze domy! – alarmuje Jan Rościszewski, członek zarządu wspólnoty mieszkaniowej budynku przy ul. Jazgarzewskiej 17.
Dlaczego państwo utrudnia ludziom życie? Agnieszka Lubieńska z Ministerstwa Skarbu Państwa potwierdza: – Uważamy, że udziały w prawie użytkowania działki i we własności postawionego na tym gruncie budynku zostały sprzedane z obejściem prawa – mówi.
O co idzie spór?
Skąd taki wniosek? Grunt przy ul. Jazgarzewskiej należy do Polskiej Akademii Nauk. W 2000 roku jeden z instytutów PAN wraz z firmą Keram Development postanowił wybudować na Jazgarzewskiej nieduży budynek mieszkalny. Naukowcy nie mogli jednak sprzedać działki w całości.
Zabraniają tego przepisy rozporządzania majątkiem Skarbu Państwa, którego wartość przekracza 50 tys. euro. PAN podzielił działkę na mniejsze (i tańsze) kawałki, które były sprzedawane nie deweloperowi, ale już konkretnym mieszkańcom. To nie jest zabronione.
Dlatego mieszkańcy budynku przy ul. Jazgarzewskiej są oburzeni. – Mamy umowy notarialne, legalność potwierdzają również wpisy w księgach wieczystych. Od dwóch lat płacimy też za użytkowanie działki – denerwuje się Leszek Nowina-Witkowski. – W takiej sytuacji są właściciele aż 53 mieszkań.
Niechciani sąsiedzi
Właściciele lokali przy ul. Jazgarzewskiej uważają, że ta sprawa to wynik postępowania sąsiadów z położonego obok willowego osiedla. – Odkąd tylko pojawił się pomysł postawienia tu bloku, ci ludzie robią wszystko, by torpedować inwestycję, która... zasłoniła im widok z okien – złości się Rościszewski i zapowiada, że mieszkańcy tak łatwo się nie poddadzą. – Oczywiście, będziemy się bronić w sądzie. Mieszkania to nasze oszczędności całego życia lub kredyty.
Jego zdaniem, zamieszanie zostało wywołane przez członków mokotowskiego oddziału Ligi Ochrony Przyrody, między innymi Annę Chlebińską. Wspiera ją minister Julia Pitera, prywatnie teściowa jej córki.– Pani Chlebińska ma wysoko postawionych krewnych, którzy jej pomagają – potwierdza Rościszewski.
Członkowie wspólnoty przy ul. Jazgarzewskiej 17, razem z mieszkańcami bloku przy ul. Leszczyny (okolice tzw. parku pod Skocznią), który przez te same osoby może zostać rozebrany, planują zawiązanie stowarzyszenia, które będzie bronić ich wspólnych interesów.
Zdaniem mec. Krzysztofa Zakrzewskiego, specjalisty prawa cywilnego z Kancelarii Domański, Zakrzewski, Palinka i właściciela jednego z mieszkań, sprawa jest prosta. – Prześwietliłem dokumenty i nie mam wątpliwości. Wszystko tu jest zgodne z prawem. Działania PAN i nabywców udziałów były ewidentnie lege artis – ocenia mec. Zakrzewski.
Sąsiedzi donoszą, prokurator umarza
O kłopotach z inwestycją przy ul. Jazgarzewskiej Życie Warszawy pisało jako pierwsze już w lutym 2005 roku. Protestujący sąsiedzi postawili wtedy warunek: albo milion złotych, albo dalej blokujemy budowę.
Były naczelny architekt miasta Tadeusz Szumielewicz (który mieszkał w okolicy jeszcze wtedy planowanej inwestycji) potwierdził w rozmowie z ŻW, że jeżeli to on dostanie zlecenie architektoniczne na projekt budynku, to sąsiedzi odstąpią od protestów. Miał już gotową koncepcję tego projektu. Za projekt zażyczył sobie miliona złotych, przekonując, że jeśli będzie on realizowany, to okoliczni mieszkańcy nie będą już blokować planowanej budowy. Deweloper nie poddał się jednak szantażowi i rozpoczął realizację inwestycji.
Protestujący sąsiedzi, niezadowoleni z tego, że w ich okolicy ma powstać nowy budynek, walczyli wszelkimi sposobami o unieważnienie pozwolenia na budowę Jazgarzewskiej 17. Zdaniem lokatorów budynku wzniesionego na gruntach PAN, zaczęli wpływać na organy państwa, by unieważnić akty nabycia udziałów w gruncie. Jednocześnie członkowie Rady Osiedla Domów Jednorodzinnych Jazgarzewska złożyli w sądzie zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Dyrektor Instytutu Centrum Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej, który z ramienia PAN gospodarował działką, miał działać na szkodę instytucji przy zawieraniu umowy z deweloperem. Prokuratura Rejonowa Warszawa-Ochota sprawę jednak umorzyła, nie znajdując podstaw do postawienia nikomu żadnych zarzutów (dyrektor placówki nie żyje).
Właściciele domów jednorodzinnych nie zrezygnowali i nadal słali do urzędników swoje protesty. W lutym 2006 roku prezydent miasta wstrzymał Keramowi pozwolenie na budowę. W sierpniu uchylił ją jednak wojewoda mazowiecki. Przez cały czas trwała budowa bloku. Zgodnie z przepisami budowlanymi, mogła być prowadzona.
W tej chwili sprawą zajmuje się Najwyższa Izba Kontroli. Wniosek o zbadanie sprawy złożyła tam w czerwcu 2007 roku Julia Pitera. Wynik kontroli będzie znany za kilka tygodni, kiedy Kolegium NIK rozpatrzy zastrzeżenia zgłoszone przez ministra Skarbu Państwa.
[Rozmowa]
To sprawa jak z moich „Pajacyków”
Z Krzysztofem Materną, satyrykiem i autorem programów telewizyjnych, rozmawia Marcin Hadaj
Jak Pan skomentuje zamieszanie dotyczące budynku przy Jazgarzewskiej, w którym ma Pan mieszkanie? Sytuacja jest co najmniej niecodzienna, ale wpisuje się w absurdalną codzienność naszego kraju. Poważne instytucje angażują się w komiczną sprawę, więc można to komentować w jeden sposób: gdyby to się nie działo naprawdę, byłoby bardzo śmieszne. Problem jednak w tym, że dzieje się naprawdę. I to już wcale nie jest takie zabawne. Wręcz przeciwnie. Nadawałoby się do rybryki „Pajacyki” w moim dawnym programie telewizyjnym.
Grupa osób mieszkających w pobliżu jest obrażona na nowych sąsiadów, w tym zapewne także na Pana, bo w miejscu, gdzie stoi Pana budynek, wiele lat nie stało nic. Dlatego używają metod prawnych, aby pozbawić i Pana, i innych lokatorów Jazgarzewskiej 17 prawa użytkowania ziemi, na której stoją Państwa mieszkania. W sądzie jest już wniosek. Chciałby Pan z tymi ludźmi porozmawiać?Nie, nie mam takiego planu, nie widzę sensu, nie mam takiej wewnętrznej potrzeby. Liczę na to, że osoba znacznie poważniejsza, czyli sędzia, który będzie się tą sprawą zajmował, zrobi to, co powinien zrobić w takiej sytuacji, czyli odeśle ten wniosek do odpowiedniego miejsca. Mam na myśli kosz na śmieci.
JAZGARZEWSKA 17 WEDŁUG JULII PITERY
Julia Pitera, podsekretarz stanu w Kancelarii Rady Ministrów, niemal od początku interesuje się inwestycją. Dawna szefowa Transparency International uważa, że PAN nie miała prawa odsprzedawać prawa użytkowania wieczystego gruntu przy ul. Jazgarzewskiej 17.
Dzieląc działkę na kawałki i sprzedając ją wraz z lokalami, zastosowano obejście prawa – uważa Pitera. Dlatego zainteresowałam się tą inwestycją i prowadziłam w tej sprawie korespondencję z Ministerstwem Skarbu Państwa jeszcze w poprzednim rządzie.
Około półtora roku temu dostałam z MSP pismo, w którym stwierdzono, że istnieją podstawy, by unieważnić umowę kupna-sprzedaży, która została zawarta pomiędzy mieszkańcami a PAN. Działania, które ministerstwo podjęło w tej chwili, są naturalnym następstwem tamtych ekspertyz.
Pitera przyznaje, że postępowanie uderza w mieszkańców, ma jednak zastrzeżenia do tego, czy ci, kupując mieszkania, byli nieświadomi możliwych problemów.
– Wielu z nich to doskonali prawnicy, którzy znali dokumentację sprawy. W bloku mieszka także wysoka urzędniczka jednego z ministerstw. Tłumaczenie, że mieszkańcy okolicznych willi blokują inwestycję ze względu na koneksje towarzyskie, są śmieszne – mówi.
1 komentarz:
click this link here now click this over here now go now i loved this hop over to this website More Help
Prześlij komentarz