2008/02/02

POsady dla znajomych

Prezydent Warszawy obiecywała, że żadnego kolesiostwa w rządzonym przez nią ratuszu nie będzie. Jednak grupa jej zaufanych wygrywa systematycznie konkursy na stanowiska w ratuszu. Ustawiono je tak, by osoby spoza urzędu nie miały szans.
Na rozstrzygnięty właśnie konkurs na stanowisko ds. wizerunkowo-promocyjnych w stołecznym biurze promocji zgłosiło się 18 chętnych, w większości z doświadczeniem pracy w samorządzie i promocji.
- Długo przygotowywałem się do testu i rozmowy. Jedna z pań, by wziąć udział w konkursie, przyjechała aż z Niemiec - mówi jeden z kandydatów.
Podwładna dobrze oceniła szefową
Na początku stycznia chętnych wezwano do ratusza. Pisali test. Potem były rozmowy kwalifikacyjne. Ku zdziwieniu kandydatów w konkursie wystartowała Katarzyna Ratajczyk, zaufana prezydent Warszawy i p.o. szefowa miejskiego biura promocji.
Ratajczyk przyszła do ratusza rok temu, razem z Hanną Gronkiewicz-Waltz. Niedawno oskarżyła władze Krakowa o "bezczelne zawyżanie liczby uczestników sylwestra" (media podały, że w stolicy Małopolski bawiło się 100 tys. osób, w Warszawie tylko 20 tys.). Popierała pomysł kontrowersyjnej inscenizacji pacyfikacji warszawskiego getta, w trakcie której przebrani za Niemców miłośnicy militariów mieli zabić na ulicy żydowskiego chłopca.
Kandydatów oceniała komisja, w której prócz reprezentantów biura kadr i gabinetu prezydenta Warszawy zasiadła Hanna Kalińska, wiceszefowa biura promocji. Kwalifikacje Małgorzaty Ratajczyk oceniała więc jej podwładna.
- Myślałem, że pani Ratajczyk przyszła popatrzeć, jak przebiega konkurs. A tu widzę, że siada i pisze test. Szlag mnie trafił. Po co w ogóle nas tam ściągali? Nigdy nie widziałem tak bezczelnego ustawiania konkursu - denerwuje się jeden ze startujących.
Kalińska przyznaje, że w starcie Ratajczyk trudno doszukać się logiki. Ale dodaje, że nic nie mogła zrobić, bo polecenie przeprowadzenia tego konkursu "przyszło z góry". Wynik potwierdził przypuszczenia, konkurs wygrała Ratajczyk.
Konkursy wygrywają swoi
Wcześniej w podobny sposób warszawski ratusz rozstrzygnął cztery inne konkursy w gabinecie prezydenta miasta. Na stanowisko koordynatora kontaktów z kombatantami wymagano skończonych studiów z zarządzania. Dlaczego nie można było mieć innego wykształcenia, np. historycznego? Bo absolwentem zarządzania jest Renata Wiśniewska, jedna z najbliższych współpracownic Gronkiewicz-Waltz z czasów pracy w NBP. I to ona wygrała.
W poszukiwaniach specjalisty ds. transportu od kandydatów wymagano minimum dziewięciomiesięcznego stażu w administracji. Tak się złożyło, że dokładnie taki miał zwycięzca - Leszek Ruta, wcześniej namaszczony przez prezydent Warszawy na szefa Zarządu Transportu Miejskiego.
Aby objąć stanowisko "ds. zapewnienia wykonywania funkcji reprezentacyjnych prezydenta", trzeba było skończyć nauki polityczne, znać angielski i francuski, orientować się w problemach ustroju Warszawy. Dlaczego nie wymagano np. znajomości dwóch języków obcych, a wskazano poza angielskim francuski?
Okazuje się, że wszystkie ostre kryteria konkursu spełnia Tomasz Andryszczyk pełniący funkcję rzecznika ratusza. Studiował przez pewien czas we Francji. Od roku pracuje w urzędzie i musiał poznać problemy ustroju samorządowego. Nietrudno zgadnąć, kto wygrał.
Pitera: Piszcie skargi do prezydenta
Zapytaliśmy go, po co organizować konkursy pod kryteria żywcem przepisane z CV zaufanych prezydenta.
- No, nie wiem. Ale wszystko było zgodne z prawem, transparentne - odpowiada Andryszczyk. I po dłuższej chwili zastanowienia dodaje: - Chciałem pracować na normalnym etacie, a nie być ciągle p.o. zastępcy kierownika.
Kłopot najbliższych współpracowników Hanny Gronkiewicz-Waltz (PO) polega na tym, że nie mają wymaganego prawem dwuletniego stażu w administracji uprawniającego do starania się o stanowiska kierownicze. Mogą być tylko p.o. szefami. Dzięki fikcyjnym konkursom dostali stałe stanowiska i będą je łączyć z funkcjami p.o. dyrektorów.
Gdy Julia Pitera była warszawską radną opozycji, przez lata gromiła kolesiostwo i prywatę rządzących stolicą elit samorządowych, domagała się pełnej uczciwości i transparentności ratusza.
Dziś jako sekretarz stanu w kancelarii premiera i pełnomocnik rządu ds. opracowania programu zapobiegania nieprawidłowościom w instytucjach publicznych jest ostrożniejsza. - Oczywiście konkursy na stanowiska w samorządzie powinny być uczciwe. Jeśli się je ustawia, administracja publiczna traci reputację i zaufanie - mówi Pitera. Ale zastrzega: - O opisywanych przez was konkursach nie czytałam. A ludziom niezadowolonym z ich przebiegów radzę, by napisali skargę do prezydent Warszawy.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Autor: Jan Fusiecki, DOminika Olszewska

Brak komentarzy: