2008/02/22

Jak Warszawa pokłoniła się tajwańskim generałom

Czym wytłumaczyć eskapadę na Tajwan za pieniądze podatników? - Oglądałem to miasto technicznie - tłumaczy Paweł Czekalski, lider PO w radzie miasta. - Uhonorowałem żołnierzy Czang Kai-szeka, którzy musieli uciec przed komunizmem - dodaje doradca marszałka Sejmu.
Wyjazd był dość drogi: za każdy powrotny bilet do stolicy Tajwanu Tajpej miasto musiało zapłacić 4,2 tys. zł. Ale kto nie chciałby pojechać w daleką, egzotyczną, a na dodatek darmową podróż do zaprzyjaźnionego z Warszawą miasta?
Oglądali metro...
Warszawa i Tajpej to tzw. miasta bliźniacze, które wymieniają się delegacjami. Tajwańczycy odwiedzili nas w ubiegłym roku. Teraz, w ramach rewizyty, poleciała elita stołecznego samorządu. Na czele warszawskiej delegacji stanęła Ligia Krajewska (PO), wiceszefowa Rady Warszawy. Pojechał też Paweł Czekalski, lider największego w radzie klubu PO. Prezydenta Warszawy reprezentował Jarosław Jóźwiak, wiceszef gabinetu Hanny Gronkiewicz-Waltz (PO). Miejsce przyznane LiD-owi zajął wiceszef Rady Warszawy Marek Rojszyk (SLD).
W ciągu czterodniowego pobytu warszawscy emisariusze odwiedzili tajpejski park technologiczny, centra sportu, wieżowce i muzeum historyczne. Wybrali się na wycieczkę metrem i koleją za miasto. Co Warszawa zyskała na tej wizycie? - Oglądałem technicznie tamtejsze środki lokomocji i dużo się nauczyłem. Metro budowane tak jak u nas od lat 80. ma już pięć linii, a z lotniska do centrum jechaliśmy pociągiem mknącym z prędkością 300 km na godzinę! - dzieli się wrażeniami Paweł Czekalski.
Gdy pytamy, czy tajpejskie doświadczenia można przenieść do Warszawy, długo się zastanawia. Po czym odpowiada, że Tajpej jest zupełnie inne: bogatsze, inwestycje idą szybko, niektóre są realizowane w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego, które u nas wciąż nie może ruszyć z kopyta.
...wręczali albumy
Z innych powodów Tajpej odwiedził Waldemar Strzałkowski, urzędnik marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego (PO), zatrudniony w kancelarii Sejmu (jako asystent marszałka ds. kombatantów) i biurze rady Warszawy, w którym zajmuje się przyznawaniem odznaczeń Zasłużony dla miasta Warszawy i honorowych obywatelstw stolicy.
Pojechał do Tajpej jako wysłannik biura rady. - Jak tajwańska delegacja przyjechała do Warszawy, okazało się, że wśród ich radnych jest dwóch generałów Czang Kai-szeka - mówi. - Losy ich żołnierzy są podobne do naszej powojennej emigracji, która również nie mogła wrócić do ogarniętego komunizmem kraju.
Czang Kai-szek przegrał rywalizację z Mao Tse-tungiem i musiał uciec z Chin na Tajwan. Ale był rewolucjonistą, który przyczynił do obalenia dynastii Quing przed I wojną światową. I, jak piszą historycy, związał się z ruchem przestępczym w Szanghaju. Gdy doszedł do władzy, jego administracja miała opinię skorumpowanej. Trudno więc doszukać się tu analogii z polskimi żołnierzami. Ale Waldemar Strzałkowski się tym nie przejmuje. - Byłym żołnierzom Czanga i ich potomkom dałem albumy i wręczyłem pamiątkowe znaczki. Odznaczeń czy nagród dać nie mogłem, bo Polska nie utrzymuje z Tajwanem stosunków dyplomatycznych - tłumaczy.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Autor: Jan Fusiecki, Dominika Olszewska

Brak komentarzy: