2008/01/17

Ustawione konkursy na stanowiska w Ratuszu

Hanna Gronkiewicz-Waltz (PO) obiecywała, że skończy z praktykowanym przez PiS kolesiostwem i obsadę kluczowych stanowisk w ratuszu poprzedzi konkursami. Właśnie rozstrzygnięto cztery, ale kryteria rozpisano tak, by spełniali je tylko urzędnicy już sprawdzeni i zaufani.
Lech Kaczyński jako prezydent Warszawy nie krył, że podstawowym kryterium doboru współpracowników jest zaufanie. Mówił, że najlepiej wykształceni mogą należeć do wrogiego układu. Dlatego nie organizował konkursów. A jego urzędnicy doprowadzili miasto do inwestycyjnej zapaści.
Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz zapowiedziała kres tej polityki. Miała pozyskiwać fachowców wyłonionych w ogólnodostępnych konkursach. Rządzi już rok, a na stanowiskach szefów biur ratusza aż roi się od tymczasowych dyrektorów i ich zastępców mianowanych poza konkursem.
Prawo głupie i kanoniczne
Te zaległości miały nadrobić ogłoszone ostatnio cztery konkursy na prestiżowe stanowiska w gabinecie prezydenta. W każdym z nich kryteria były inne. Np. na stanowisko koordynatora kontaktów prezydenta z kombatantami wymagano skończonych studiów z zarządzania. Konkurs wygrała Renata Wiśniewska, jedna z najbliższych współpracownic Gronkiewicz-Waltz z czasów pracy w NBP (była tam rzeczniczką prasową) i dotychczasowa szefowa gabinetu prezydenta.
Dlaczego w ratuszu za kontakty z kombatantami ma odpowiadać absolwent zarządzania, a nie np. historyk czy polonista? - Może pani Wiśniewska nie ma doświadczenia w kontaktach z kombatantami, ale za to ogromne doświadczenie medialne - zachwala ją Jarosław Jóźwiak, do niedawna p.o. zastępcy dyrektora gabinetu Gronkiewicz-Waltz.
Sam też wystartował w konkursie. Nie mógł być etatowym dyrektorem, bo nie miał dwuletniego stażu kierowniczego w administracji samorządowej. Dlatego dla Jóźwiaka wymyślono nowe stanowisko i wygrał konkurs na... specjalistę ds. koordynowania kontaktów prezydenta z radą miasta. Tym razem jednym z głównych wymagań były studia prawnicze. A Jóźwiak skończył prawo kanoniczne.
Dlaczego ratusz ogłasza konkursy pod konkretne osoby? - pytamy. - Chcecie, żeby pani prezydent nie miała wokół siebie zaufanych i sprawdzonych osób? - odpowiada dyrektor Jóźwiak.
Dlaczego więc władze miasta nie zrezygnują z konkursów? - Niestety, jest głupie prawo i musimy organizować konkursy na wszystkie stanowiska w ratuszu.
Wszystko ma być transparentne
Jak ustaliliśmy, podobną praktykę ratusz zastosował w poszukiwaniach specjalisty ds. transportu w gabinecie prezydenta. W konkursie wymagano od kandydatów minimum dziewięciomiesięcznego doświadczenia pracy w administracji. Tak się składa, że dokładnie taki staż ma Leszek Ruta mianowany przez Hannę Gronkiewicz-Waltz na szefa ZTM. Ruta oczywiście wystartował w konkursie. Jego zwycięstwo wydaje się przesądzone.
Przyjrzeliśmy się też kryteriom w konkursie na stanowisko "ds. zapewnienia wykonywaniu funkcji reprezentacyjnych prezydenta". Wymagania były ostre i niezwykle rozbudowane. Kandydat musiał być absolwentem nauk politycznych, znać angielski i francuski oraz orientować się w regulacjach prawnych dotyczących ustroju Warszawy. Dlaczego nie wymagano np. znajomości dwóch języków obcych, za to wskazano francuski? Okazuje się, że wszystkie kryteria konkursu dokładnie spełnia Tomasz Andryszczyk, p.o. zastępcy szefa biura promocji, pełniący też funkcję rzecznika ratusza. Przez pewien czas studiował we Francji, a jako urzędnik musiał poznać problemy ustroju Warszawy. Teraz jest murowanym faworytem. - Bo chcę pracować na normalnym etacie, a nie być ciągle p.o. zastępcy kierownika - mówi.
- Ale po co organizować konkurs z kryteriami żywcem przepisanymi z życiorysów zaufanych osób prezydenta? - pytamy.- No nie wiem - zastanawia się Andryszczyk. - Ale wszystko było zgodne z prawem i transparentne.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Autor: Dominika Olszewska, Jan Fusiecki

Brak komentarzy: