Miały być reformy, miliony złotych z prywatyzacji, debiuty miejskich spółek. Skończyło się na szumnych zapowiedziach idącej po władzę Hanny Gronkiewicz-Waltz (PO).
Stolica jest wciąż większościowym udziałowcem w przeszło 30 spółkach. Są wśród nich giganty, jak SPEC czy miejskie wodociągi, oraz małe i średnie firmy, jak MPT i Miejskie Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych (MPUK).
Stolica jest wciąż większościowym udziałowcem w przeszło 30 spółkach. Są wśród nich giganty, jak SPEC czy miejskie wodociągi, oraz małe i średnie firmy, jak MPT i Miejskie Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych (MPUK).
- To archaizm, wstydliwy spadek po PRL. Właściciel publiczny nigdy nie będzie dobrym zarządcą. Gdy rządy w Warszawie obejmowała liberalna partia, miałem nadzieję, że miejskie firmy wreszcie doczekają się przekształceń - mówi Andrzej Sadowski, ekspert z centrum im. Adama Smitha.
W ogonie polskich miast
Spodziewane reformy miały polegać na prywatyzacji spółek, które mogą konkurować na rynku i nie są monopolistami, takich jak MPT, MPO czy MPUK, oraz częściowej lub całkowitej prywatyzacji molochów.
Majątek spółek jest gigantyczny. Ich bilansowa wartość aktywów przekracza 6 mld zł. A faktyczna wartość jest wyższa, choć przez ratusz nieoszacowana. Sprzedaż udziałów miejskich spółek przyniosłaby budżetowi Warszawy ogromny zastrzyk pieniędzy. I zdjęła z władz miasta obowiązek dotowanie wielu komunalnych inwestycji.
Wiele dużych polskich miast, jak np. Poznań, prywatyzacje ma już dawno za sobą. Wzorcowy przykład sukcesu przekształceń komunalnych firm to Ostrów Wielkopolski. W drugiej połowie lat 90. utworzono tam holding miejskich spółek, którego akcje można nabyć na rynku publicznym.
- W spółkę przekształciliśmy nawet zarządy lokali komunalnych. Dało to świetne efekty: holding z roku na rok przynosi coraz większe zyski - mówi były prezydent Ostrowa Wielkopolskiego Mirosław Kruszyński.
A w Warszawie ratusz przejrzał spółki, ale nawet wstępne decyzje dotyczące ich przekształceń nie zapadły. Mówi się o połączeniu sześciu osobnych Towarzystw Budownictwa Społecznego, co zmniejszy koszty administracji i sprzedaje mniejszościowe udziały w spółkach takich jak Złote Tarasy, gdzie miasto wzniosło aportem grunt pod budowę centrum handlowego i dostanie teraz jego równowartość.
To drobiazgi, które nie rozwiążą problemu majątku komunalnego Warszawy. Odpowiedzialny za tę dziedzinę wiceprezydent Warszawy Jarosław Kochaniak mówi, że spółki takie jak SPEC, MPO czy MPT warto prywatyzować, być może poprzez giełdę, ale przedtem trzeba polepszyć ich kondycję. A ta jest zła, bo ani rządzący miastem przez cztery lata PiS, ani poprzednie ekipy nie miały na tym polu sukcesów.
Nie zdążą przed 2010 r.
Gdy pytamy o daty ewentualnych przekształceń, wiceprezydent zastrzega, że przekształcenia spółek to "proces długotrwały". A pierwsze poważne prywatyzację mogą mieć miejsce najwcześniej za dwa, - trzy lata. Kłopot polega na tym, że w 2010 r. kończy się kadencja samorządu. I jeśli prace nad prywatyzacja będą szły w takim tempie obecna ekipa nic nie zdąży zrobić.
Władze spółek są jeszcze bardziej sceptyczne. - Aby wejść na giełdę, musielibyśmy znacznie zwiększyć zyski, a na razie nie możemy i nie chcemy drastycznie podnieść cen za dostawę ciepła - mówi Jacek Pużuk, wiceszef SPEC. O sprzedaży niedochodowego MPT nie mówi też jego wiceszef Arnold Citko. - Mamy program reform naszej firmy, za trzy lata będziemy wiedzieć jaką drogą pójść - mówi.
- To śmieszne argumenty. Decyzję o prywatyzacji firmy można podjąć w jeden dzień. Przekształcana spółka nie musi być w dobrej kondycji, np. MPT ze względu na posiadaną na rynku markę może znaleźć inwestora strategicznego - mówi Andrzej Sadowski. Jego zdaniem faktyczna przeszkoda jest inna. - W kampanii politycy obiecują prywatyzację, ale potem jej nie chcą, bo straciliby prawo do obsadzania ich władz swoimi ludźmi - mówi ekspert Centrum im. Adama Smitha.
Faktycznie, w zarządach i radach nadzorczych warszawskich spółek miejskich roi się od lokalnych działaczy rządzącej koalicji PO-LiD. Są też jeszcze dwie przeszkody, których ratusz dotąd nawet nie próbował pokonać - związki zawodowe, które przekształcenia mogą skutecznie zablokować, oraz radni, którzy muszą ostatecznie zgodzić się na każdą prywatyzacyjną transakcję.
- Gdyby w budżecie miasta brakowało pieniędzy, zależałoby nam na szybkiej prywatyzacji, aby pokryć deficyt. Ale koniunktura jest dobra, wpływy do kasy miasta duże - mówi Wojciech Rzewuski, radny PO.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Autor: Jan Fusiecki
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Autor: Jan Fusiecki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz