2008/01/31

POsady w ratuszu dla znajomych

Ratusz Hanny Gronkiewicz-Waltz miał być transparentny i fachowy. Tymczasem fikcyjny konkurs na urzędnika odpowiedzialnego za promocję miasta wygrała dotychczasowa szefowa biura promocji. Oceniała ją... podwładna.
- Długo przygotowywałem się do testu i rozmowy. Jedna z pań, by wziąć udział w konkursie, przyjechała aż z Niemiec - opowiada "Gazecie" jeden z 18 kandydatów. Większość z nich miała doświadczenie w pracy w samorządzie i promocji.
Na początku stycznia chętnych wezwano do ratusza. Najpierw pisali test, w którym musieli wykazać się znajomością pracy urzędu i wiedzą z zakresu promocji. Potem były krótkie rozmowy kwalifikacyjne. - Test był śmiechu warty. Pytano np. o to, co to jest PR - żali się jeden z kandydatów.
Specjalistka od liczenia tłumów
Niespodziewanie w konkursie wystartowała Katarzyna Ratajczyk, zaufana prezydent Warszawy i pełniąca obowiązki szefowej miejskiego biura promocji. Na początku roku było o niej głośno, gdy oskarżyła władze Krakowa o "bezczelne zawyżanie liczby uczestników sylwestra" (media podały, że w stolicy Małopolski bawiło się 100 tys. osób, a na pl. Defilad - tylko 20 tys.). Popierała też pomysł kontrowersyjnej inscenizacji pacyfikacji podczas zbliżającej się 65. rocznicy powstania w warszawskim getcie. Przebrani za Niemców miłośnicy militariów mieli "zabić" na ulicy żydowskiego chłopca.
Wczoraj Katarzyna Ratajczyk udała się w zagraniczną delegację i była nieuchwytna.
Kandydatów oceniała komisja, w której zasiadł Jarosław Jóźwiak, jeden z najbliższych współpracowników Hanny Gronkiewicz-Waltz. A także Hanna Kalińska, wiceszefowa biura promocji. Kwalifikacje Katarzyny Ratajczyk oceniała więc jej podwładna.
- Myślałem, że pani Ratajczyk przyszła popatrzeć, jak przebiega konkurs. A tu widzę, że siada i pisze test. Szlag mnie trafił. Pytam potem komisję, czy tak można. A oni na to, że o tym nie decydują. Po co w ogóle nas tam ściągali? Nigdy nie widziałem tak bezczelnego ustawiania konkursu - denerwuje się jeden ze startujących.
Rozmowni zwykle współpracownicy prezydent miasta o konkursie w biurze promocji nie chcieli wczoraj niczego powiedzieć. Twierdzili, że to "wyjątkowo gorący" temat. Hanna Kalińska przyznaje, że w starcie Katarzyny Ratajczyk na "stanowisko ds. wizerunkowo-promocyjnych" trudno doszukać się logiki. Czy start szefowej biura promocji był więc uczciwy wobec innych uczestników? - zapytaliśmy wicedyrektor Kalińską. W odpowiedzi westchnęła, mówiąc, że na pomysł konkursu wpadli jej przełożeni i nic nie mogła zrobić.
Delikatnie mówiąc, niezręczność
Kto wygrał konkurs? Hanna Kalińska uchyliła nam rąbka tajemnicy, mówiąc, że "o ile wie, to Katarzyna Ratajczyk". Okazuje się jednak, że nie ma ona szans na stałą posadę dyrektora, bo brakuje jej wymaganego prawem stażu pracy w administracji. Dlatego dostanie inne stanowisko, ale wciąż będzie kierować miejską promocją.
Dwa tygodnie temu pisaliśmy o czterech innych konkursach, w których kryteria ustalono tak, by spełniali je tylko bliscy współpracownicy Hanny Gronkiewicz-Waltz. - Chciałem pracować na normalnym etacie, a nie być ciągle p.o. zastępcy kierownika - zwierzył się Tomasz Andryszczyk, rzecznik ratusza, który wygrał ustawiony konkurs na "stanowisko ds. zapewnienia wykonywania funkcji reprezentacyjnych prezydenta".
Na tych praktykach ratusza suchej nitki nie zostawiają fachowcy. - Delikatnie mówiąc, to pewna niezręczność, że podwładna przesłuchuje własną szefową. Ten konkurs nie spełnia warunków obiektywności i moim zdaniem można go podważyć - twierdzi mecenas Waldemar Gujski, specjalista od prawa pracy.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Autor: Dominika Olszewska, Jan Fusiecki

Brak komentarzy: