2010/02/06

Struzik słabszy od Platformy, ale ciągle dominuje

Otwarcie drogi pod Płockiem udało się podzielić: na jednym krańcu wstęgę przecięli działacze PO, z drugiej Adam Struzik (PSL). Jednak największa kompromitacja koalicyjnych władz Mazowsza to jałowe spory o to, kto ma dzielić unijne dotacje.
Marszałek Mazowsza Adam Struzik wie, że inwestycje w północnej części regionu mu się opłacają. To tu startuje w wyborach i zdobywa poparcie, którego ludowcy z innych miejsc w kraju mogą mu tylko pozazdrościć. W Płockiem buduje się na potęgę nowe drogi i kanalizację. Władze Mazowsza wspierają tam finansowo Ochotnicze Straże Pożarne i wiejskie parafie. Na rok wyborczy urząd marszałkowski przygotował spektakularną obietnicę: zapowiedział budowę nowej linii kolejowej łączącej Warszawę z Płockiem.

Pod koniec ub.r. najwyżsi urzędnicy Mazowsza z ramienia PO pozazdrościli Adamowi Struzikowi popularności. Pod jego nieobecność otworzyli nowy, pięciokilometrowy odcinek drogi pełniącej funkcję obwodnicy Płocka dla ruchu ciężarowego. Marszałek Struzik nie odpuścił. Dwa dni później zaprosił na uroczystość otwarcia tej samej szosy na jej przeciwległym końcu.
Ta groteska pokazała dobitnie, że w rządzącej Mazowszem koalicji PO-PSL zgrzyta. Niestety, spory dotyczą nie tylko wstęg i niewielkich odcinków dróg. Przez zapiekłość ludowców i jałowe boje o to, kto z koalicjantów ma dzielić unijne dotacje, władze Mazowsza straciły szansę na szybkie wykorzystanie gigantycznego unijnego wsparcia. W obecnej perspektywie unijnej nasz region miał dostać z Brukseli ok. 3 mld euro. Jednak jak pisaliśmy w piątek, w ciągu dwóch latach zdołał zaklepać w Brukseli zaledwie 188 mln zł w ramach regionalnych programów operacyjnych, przez które przechodzi gros pieniędzy. To najsłabszy wynik w kraju, przeszło pięć razy gorszy od notowań mniejszego od nas województwa wielkopolskiego.

Politycy Platformy żalą się, że unijna pomoc, która miała być reklamą ich partii, może mieć fatalny wpływ na wyniki nadchodzących wyborów samorządowych. Urząd marszałka Struzika zniechęca bowiem do siebie całe rzesze przedsiębiorców i społeczników, którzy bezskutecznie starają się o unijne wypłaty. Ludowcy są pewni swego, bo dbają o tereny wiejskie. Ale miasta, które wybrały PO, mogą jej podczas jesiennych wyborów do samorządu wystawić słony rachunek. - Wiemy, że zespół urzędników dzielących unijne dotacje trzeba odpartyjnić, ale na to PSL nie daje zgody - mówi pracownik urzędu marszałkowskiego z nominacji PO.

Platforma ma najliczniejszy klub w sejmiku województwa i przewagę liczebną we władzach wykonawczych Mazowsza. Może przegłosowywać ludowców. Jednak z koalicjantem zadzierać nie chce.

Tłumaczy się to różnicą pokoleniową. Struzik i jego otoczenie to politycy doświadczeni i zaprawieni w gabinetowych bojach. Platforma opiera się na działaczach młodego pokolenia. Ale jest też inny powód. - Moglibyśmy wymóc na PSL o wiele więcej, ale mamy stale polecenia z tzw. góry, aby się ludowcom zanadto nie stawiać - zdradza nam jeden z czołowych polityków PO na Mazowszu.

Inny działacz Platformy precyzuje: - Nasi krajowi liderzy wychodzą z założenia, że PSL to jedyny partner do rządzenia krajem. A tak się złożyło, że z Mazowsza pochodzi ścisła elita ludowców: Waldemar Pawlak, Jarosław Kalinowski, Marek Sawicki, Janusz Piechociński. Dlatego słyszymy od szefów tę samą odpowiedź: na Mazowszu dajcie PSL-owi spokój.
Gazeta Stołeczna
Dominika Olszewska, Jan Fusiecki

Brak komentarzy: